Klimat Dla ZiemiiSzkoła z klimatem

Uzgodnienia międzynarodowe

Protokół z Kyoto – obowiązujący obecnie jako główny światowy mechanizm ograniczający emisję gazów cieplarnianych to jednak tylko wstęp do dalszych działań. Niektórzy uważają nawet, że w skali światowej był on dużą pomyłką, robiąc wrażenie, że podjęto kroki przeciwdziałające zmianom klimatycznym, a w rzeczywistości jest to próba wyleczenia raka aspiryną. W skali światowej wpływ działań związanych z wdrożeniem zaleceń Protokołu z Kyoto (a jest on dobrowolny i nie przewiduje żadnych sankcji za naruszanie limitów emisji) na globalną emisję dwutlenku węgla jest właściwie symboliczny. Największym błędem tego porozumienia było wyłączenie spod niego Chin i Indii, które szybko zwiększają ilość wyrzucanego do atmosfery CO2, odpowiadając już za 25% światowej emisji. 

„Kto emituje najwięcej dwutlenku węgla?”

Kraje Zachodu uważają, że w kolejnym porozumieniu limity emisji muszą objąć też Chiny i Indie. Te odpowiadają, że mają prawo do wzrostu gospodarczego i jak takie Stany Zjednoczone, Europa czy Japonia mogą w ogóle wymagać od Chin ograniczania emisji, skoro statystyczny Amerykanin emituje 7 razy większe ilości CO2 niż Chińczyk, a Europejczyk albo Japończyk 8 razy więcej niż Hindus? Przecież sprawiedliwie byłoby, gdyby wszyscy ludzie mieli takie same prawa do emisji... Stany Zjednoczone, przewidując się doganiane w produkcji przemysłowej przez Chiny, nie zamierzają z kolei wprowadzić u siebie ograniczeń, dopóki nie robią tego Chiny.

Jak na razie walka o powstrzymanie zmian klimatu i czyste środowisko przegrywa z rywalizacją o przyszły układ sił na świecie.

Prawdą jest, że jeśli chcemy ustabilizować emisję CO2 na obecnym poziomie (co i tak będzie prowadzić do dwukrotnego wzrostu jego koncentracji), to kraje rozwinięte muszą ograniczyć emisję, aby „zaoszczędzone” w ten sposób limity mogły zostać wykorzystane przez kraje rozwijające się. W każdym scenariuszu kraje bogate powinny udostępniać krajom rozwijającym się „czyste”, nie zwiększające emisji gazów cieplarnianych technologie, oraz stymulować je do zrównoważonego rozwoju.

 

Kraje uprzemysłowione – Ameryka, Europa, Japonia czy Australia wyznaczają dla reszty świata standardy w sposobie życia, gospodarce, zużyciu energii. Stanowią wzorzec dla krajów rozwijających, które je naśladują. Mieszkańcy krajów rozwijających, którzy tylko mogą sobie na to pozwolić, od Dubaju po Chiny, przechodzą z „niskoemisyjnego” sposobu życia na wzorce „wysokoenergetyczne” – wsiadają do samochodów, chcą latać samolotami na wakacje, budują betonowe drogi, domy i galerie handlowe oraz elektrownie do ich zasilania... Jeśli miliardy ludzi w krajach rozwiniętych osiągną „sukces” ekonomiczny, mierzony zużyciem paliwa takim, jak w USA – z emisją ponad 20 ton dwutlenku węgla na osobę, to w 2050 ludzkość emitowałaby do atmosfery ponad pięciokrotnie więcej dwutlenku węgla niż obecnie – sto kilkadziesiąt miliardów ton (ekwiwalent 43 miliardów ton węgla). Pomijając już wyczerpanie zasobów paliw kopalnych i wynikające stąd załamanie opartej o nie ekonomii, emisja taka oznaczałaby wprost niewyobrażalną katastrofę dla klimatu planety.

Kraje uprzemysłowione, świadome konsekwencji tego trendu i przykładu, jaki dają, powinny jak najszybciej odejść od obecnego modelu życia, upowszechniając energooszczędne technologie i promując podobne procesy w krajach rozwijających się. W innym przypadku cały świat z konsumpcyjnym samozadowoleniem będzie podążał ścieżką ku zagładzie... A przebudzenie będzie bolesne.