Jedyny sensowny kierunek zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, a szczególnie dwutlenku węgla, jaki się rysuje, to wprowadzenie rozwiązań ekonomicznych, zachęcających ludzi z osobna i gospodarkę jako całość do redukcji emisji gazów cieplarnianych.
Najprostszy wariant – przydzielić każdemu mieszkańcowi Ziemi taką samą pulę praw do emisji – a następnie pozwolić na handel nimi. Z początku sumaryczna pula emisji mogłaby być ustalona na obecnym poziomie (4,3 tony na osobę rocznie), a potem stopniowo zmniejszana. W tym scenariuszu kraje emitujące znaczne ilości dwutlenku węgla (Ameryka, Australia, Europa, Japonia) przekazywałyby znaczne kwoty do krajów rozwijających się, co byłoby szczególnie korzystne dla krajów najbiedniejszych. Paliwa kopalne (węgiel, ropa, gaz i inne) zostałyby obłożone wysokimi podatkami, przy redukcji pozostałych obciążeń finansowych, tak, żeby sumaryczne obciążenie podatkowe ludzi nie zmieniło się. Redukcja innych obciążeń podatkowych jest tu istotnym elementem.
Poszczególne osoby płacąc za prąd czy jeżdżąc samochodem ponosiłyby koszty spalania tych paliw. Naturalnym odruchem ludzi byłaby chęć zredukowania ponoszonych kosztów. Wzrósłby popyt na mieszkania energooszczędne, niskoemisyjne samochody, rowery. Energia ze źródeł odnawialnych stałaby się znacznie tańsza od energii z paliw kopalnych, co poskutkowałoby rozkwitem energetyki nie opartej na paliwach kopalnych. A przy okazji rozwiązany zostałby problem kończących się ich zasobów, uzależnienia od Rosji i Bliskiego Wschodu. Fabryki dokładałyby starań, aby zredukować energochłonność procesów przemysłowych, „przerośnięte” opakowania tak zwiększałyby cenę produktów, że recykling wreszcie zacząłby opłacać ludziom i biznesowi.
Transport na duże odległości byłby ograniczany. Szczególnie transport samochodowy i lotniczy. Rozwinąłby się za to transport kolejowy i wodny.
Ekonomia to naprawdę potężne narzędzie wpływania na zachowania ludzi. Zwykłe proste opodatkowanie paliw kopalnych „u źródła” – węgla, ropy i gazu. Żadnych rozbuchanych regulacji, narzucania standardów energooszczędnego budownictwa czy wprowadzania zakazu ruchu samochodów o parzystych numerach rejestracyjnych w dni nieparzyste.
Nawet lokalne wprowadzenie takiego systemu szybko rozbudzi związaną z ekonomią ludzką innowacyjność. Masowa produkcja energooszczędnych samochodów i urządzeń doprowadzi do rozwoju technologii, spadku ich ceny i przepływu tej energooszczędnej technologii do innych krajów. Masowy popyt w sektorze energetyki słonecznej czy wiatrowej doprowadzi do szybkiego spadku ceny takich elektrowni, nawet do poziomu, kiedy bez żadnych podatków węglowych i ulg ekonomicznych prąd z nich stanie się tańszy od prądu z elektrowni konwencjonalnych. W średniej perspektywie czasowej względy ekonomiczne spowodują przyspieszenie badań i wprowadzenie rozwiązań bardziej zaawansowanych, np. samochodów zeroemisyjnych (elektrycznych, na ogniwa paliwowe itp.), bezpiecznych elektrowni jądrowych i termojądrowych. I wielu rozwiązań, których dzisiaj sobie nawet jeszcze nie wyobrażamy... Wszystkich przyjaznych przyrodzie. To całkiem pozytywna wizja świata.
Od czegoś jednak trzeba zacząć. Regionem świata, który najszybciej podąża w stronę takiego modelu jest Unia Europejska, a krajem – Wielka Brytania.
Po opublikowaniu raportu Sterna podniosły się głosy, aby udział „zielonych” podatków w całkowitych obciążeniach fiskalnych znacząco zwiększyć. W 2007 roku rząd Wielkiej Brytanii, przyjął plan redukcji emisji CO2 o 60% do 2050 roku, a w najbliższym brytyjskim budżecie planowane jest wprowadzenie zielonych podatków, m.in:
- podwyżka podatku drogowego wg emisji spalin
- opodatkowanie linii lotniczych
- opodatkowanie nieenergooszczędnych urządzeń RTV i AGD
Wprowadzenie podatku węglowego lokalnie, w skali kraju jest problematyczne. W takim przypadku ludzie mieliby tendencję do „obchodzenia” kosztów, np. jadąc do sąsiedniego kraju, gdzie nie obowiązuje podatek węglowy i stamtąd taniej polecieć na wakacje. Wprowadzenie podatku węglowego w skali Unii Europejskiej pozwoliłoby na unikniecie większości takich problemów. Towary importowane spoza obszaru na którym obowiązywałby taki podatek węglowy, mogłyby być obłożone cłem „emisyjnym”, kompensującym ceny energii, tak, aby nie premiować produkcji w krajach unikających kosztów ekologicznych.
Przy wysokiej świadomości ekologicznej ewolucja systemu podatkowego w stronę proekologiczną jest nieunikniona. To proste i eleganckie rozwiązanie. Alternatywa to rozrost przepisów i regulacji, coś, co miłośnicy konsumpcyjnego stylu życia określają Eko faszyzmem. Albo po prostu globalna katastrofa. Po prostu...