Klimat Dla ZiemiiSzkoła z klimatem
Newsletter

Bądź na bieżąco? Zapisz sie do newslettera!

Partnerzy i przyjaciele
Partnerzy i przyjaciele
Licznik odwiedzin: 26686631

Efekt cieplarniany w liczbach

0,6 - W celu podwojenia koncentracji CO2 w atmosferze na powierzchni Ziemi należałoby spalić warstwę węgla o grubości 0,6 mm

2 - Lecąc na wakacje na odległość 4000 km przyczyniasz się do emisji gazów cieplarnianych odpowiadających ponad 2 tony CO2

2,5 - Szacuje się, że jeśli wydobędziemy spod ziemi i spalimy wszystkie dostępne zasoby ropy, gazu i węgla, kwasowość oceanów wzrośnie ponad 2,5 raza. Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa

3 - Gdyby zebrać cały rozproszony w atmosferze dwutlenek węgla w jednej warstwie, miałaby ona grubość niecałych 3 metrów

5 - Jadąc średniej wielkości samochodem na odległość 30 kilometrów emitujemy do atmosfery 5 kg CO2 – ilość, którą spore drzewo pochłania w ciągu całego roku

6 - Jadący samochód w ciągu sekundy podwaja ilość CO2 w objętości ~6m3

10 - Aby zapobiec załamaniu się klimatu, należy jak najszybciej ograniczyć emisje, nie o 10%, a do 10% poziomu z roku 2000. A może nawet jeszcze bardziej

20 - Z wyprodukowaniem, serwisowaniem i złomowaniem średnich rozmiarów samochodu związana jest emisja ok. 20 ton CO2

30 - Oceany co godzinę pochłaniają ponad milion ton CO2. Już teraz ich kwasowość wzrosła o 30%

33 - Naturalny efekt cieplarniany podnosi średnią temperaturę Ziemi o 33°C, z -18°C do 15°C

100 - Ludzie emitują do atmosfery ponad 100 razy więcej CO2 niż wulkany

1 000 - Po tysiącu lat z każdej wyemitowanej tony CO2 w atmosferze pozostanie około połowa, nawet po tak długim czasie podnosząc temperaturę planety o 5˚C

100 000 - Wyemitowany przez nas dwutlenek węgla zniknie z atmosfery dopiero po 100 tysiącach lat

Komentarze użytkowników
 St. ~2011-05-20 20:12:0778.8.72.77
>> 0,6 - W celu podwojenia koncentracji CO2 w atmosferze na powierzchni Ziemi należałoby spalić warstwę węgla o grubości 0,6 mm <<
Czy szanowny autor mógłby wyjaśnić co miał na myśli?
 Rechot Historii~2009-07-23 14:26:3789.228.244.29
".Handel limitami dwutlenku węgla bedzie stanowić gigantyczne źródło dochodów dla wielu państw. Jednocześnie gospodarki nowych członków UE, które dopiero przechodzą transformację i są w fazie rozwoju zostaną zahamowane. Warto się więc zastanowić, czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, czy z globalnym biznesem."
Co za brednie.Nie ma tu alternatywy"czy".Mamy do czynienia z obydwoa zjawiskami.Ocieplenie klimatu jest pretekstem do absurdalnych decyzji politycznych nie mających na celu powstrzymnania ocieplenia klimatu ale dorobienie się politykierów.I jak do tych działań ma się wprowadzenie obowiązkowej jazdy na światłach w Polsce?
 Rechot historii~2009-07-23 14:20:4489.228.244.29
"2 - Lecąc na wakacje na odległość 4000 km przyczyniasz się do emisji gazów cieplarnianych odpowiadających ponad 2 tony CO2 "
Oczywiście gdyby samolot leciał beze mnie mam rozumieć żeby emisja CO2 spadło o 2 tony.
A dane z lodu są niewiarygodne.Nie ufam fakirom od tych badań.Co do tego czy będą susze czy potopy to sytuacja jest niepewna.Natomiast prognozy są niewiarygodne.Wystarczy 1 brak aby okazało się że błąd wyniesie 15 stopni.A podobno może się ocieplić do 2100 ponad 20 stopni .To jest twierdzenie Zbigniewa Charnasa.Tu więcej: http://poland.indymedia.org/pl/2006/10/24013.shtml .Według jego badań z porównania dawnych prognoz i faktów wynika że ocieplenie jest większe niż nawet w jego prognozach.
 Mariuszem~2008-12-13 21:04:5983.25.0.232
Ponieważ nie jestem naukowcem, a tylko osobą interesującą się otaczającą mnie rzeczywistościa pozwolę sobie na kilka uwag dotycząch poglądów głoszonych przez prof.Jaworskiego. Przeczytałem kilka jego artykułów, jak również miałem możliwość wysłuchania audycji radiowej z jego udziałem. Moim zdaniem prof.Jaworski nie tyle kwestionuje fakt ocieplania się klimatu, co podważa jego antropogenezę. Decydujący udział w wahaniach temperatury Ziemi ma aktywność Słońca. Mitologizowana produkcja CO2 przez człowieka stanowi zaledwie ok.3,5% całościowej produkcji CO2 na Ziemii - pozostałe 96,5% pochodzi ze źródeł naturalnych na które człowiek nie ma wpływu. Łudzić się, że redukcja o 20,30 lub nawet 50% produkcji "ludzkiego" CO2 spowoduje jakiekolwiek widoczne zmiany efektu cieplarnianego jest dosyć ryzykowne. Równie dobrze można by przyjąć, że przyjęcie pozycji aerodynamicznej przez pasażerów pociągu jadących w przedziale wagonu osobowego wpłynie na zwiększenie jego prędkości. Dlaczego mitologizowanie antropogeniczego źródła efektu cieplarnianego jest groźne? - otóż setki miliardów dolarów, które corocznie wydawane są dla zapobieżenia efektowi cieplarnianemu, można wydawać sensowniej i z większym pożytkiem dla ludzkości, jak również dla "matki Ziemii". Chodzi o to by nie wydawać miliardów na wątpliwe działania, gdyż może tych pieniędzy zabraknąć na naprawdę istotne inwestycje. Rządy najbogatszych państw finansujące badania i działalność "cieplarnianego" lobby są zainteresowane we wskazaniu przyczyny dla której będą mogły regulować rozwój państw uboższych, jak również życie swoich obywateli poprzez różnego typu opłaty, parapodatki, regulacje. Niedługo może okazać się konieczne wykupywanie osobistych praw do emisji CO2 pochodzącego z oddychania, praw do emisji metanu (to po drugiej stronie:-)). By rządzić ludźmi zawsze potrzebny był jasno określony wróg - w
 Alicja~2008-11-18 16:49:1283.17.52.210
Dzień Dobry.
Zauważylam, dzięki panów dyskusji, iz trudno wierzyć informacjom zawartym na stronach internetowych dotyczących zmian klimatu. Potrzebuję wiarygodnych informacji, (do edukacyjnego filmu) więc najlepszym motywem byłoby zwrocenie sie do kompetentnego zródła czyli naukowców. Byłabym wdzieczna za podanie danych, w oparciu o liczby, dotyczacych zmian jakie spowodowało globalne ocieplenie.
Z niecierpliowscia czekam na odpowiedz.
 zorro~2008-08-24 09:07:37212.244.210.65
Podwyższona zawartość CO2 w atmosferze jest korzystniejsza dla roślin, zwierząt i ludzi niż zawartość niska. Taka jest prawda. Ekologiczni fanatycy wykorzystują hasła ochrony środowiska, by nas kontrolować, by rządzić światem, wpływać na nasze życie w sposób, który jest absolutnie nie do przyjęcia dla wolnych ludzi. Zarówno wzrost, jak i spadek stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze jest procesem naturalnym, a wpływ człowieka jest znikomy. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż okresy zlodowaceń występują na przemian z okresami ciepłymi. Można odnieść wrażenie, że walka z globalnym ociepleniem jest tylko przykrywką dla zupełnie innych działań. Przede wszystkim jest to ogromne przedsięwzięcie biznesowe, Handel limitami dwutlenku węgla bedzie stanowić gigantyczne źródło dochodów dla wielu państw. Jednocześnie gospodarki nowych członków UE, które dopiero przechodzą transformację i są w fazie rozwoju zostaną zahamowane. Warto się więc zastanowić, czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, czy z globalnym biznesem.
 Dragon~2008-08-24 01:09:1289.78.51.124
Można sprawdzić emisję dla dowolnego samochodu. Średnia w Unii to ponad 170 g CO2/km.
Dla 30 km to 30*0,17=5,1 kg
I w ogóle nie bierzemy tu pod uwagę emisji z wydobycia ropy i jej przetworzenia (jakieś 20% ekstra), serwisowania samochodu, ani energii na jego zbudowanie i utylizację (w sumie jakieś 20 ton CO2/sztukę w ogóle bez jeżdżenia)
A czemu więcej dwutlenku węgla niż paliwa? Najprościej wyjaśnić na przykładzie czystego węgla.
Spalmy (czyli utleńmy) 1 mol węgla czyli 12 gramów. W rezultacie dostajemy 1 mol CO2 o masie molowej 12+2*16=44g. Czyli dostajemy 3,66 raza więcej dwutlenku węgla niż paliwa.

Koniec końców wychodzi, że te 5 kg jest i tak solidnie zaniżone...
 zorro~2008-08-23 13:46:25212.244.210.65
Te liczbowe przykłady to kompletne brednie. Chciłbym aby ktoś wyjaśnił jak to wyliczyliście. Bo jakim sposobem np. samochód po rzejechaniu 30 km. wyemituje 5 kg CO. Ja obliczyłem tak że średni samochód spala 7 l /100 km benzyny. Po 30 km spali jakieś 2 l, które ważą mniej niż 2 kG. Choćby całą benzynę silnik przerobił na CO to nie będzie 5KG! Pewnie te wszystkie te wasze wyliczenia to czcza propaganda. Ile Wam za to płacą?
 Dragon~2008-05-20 00:02:1189.78.42.37
Cechą nauki i naukowców jest wieczne dochodzenie, jak jest, przedstawianie wątpliwości i ich wyjaśnianie. To droga, która pozwala na pogłębianie naszej wiedzy.
Badania IPCC, NASA, NOAA, NCAR, Hadley Centre, MIT, CSIRO, EPA, Royal Society i dziesiątek innych instytucji naukowych prowadzą do wniosku, że globalne ocieplenie jest powodowane przez ludzi... A następstwa mogą być katastrofalne - choć nauka stojąca za tymi badaniami jest na tyle złożona, że nie umiemy po inżyniersku policzyć do 5go miejsca po przecinku co i kiedy się zdarzy.
Sceptycy domagają się pewności - która z samej natury nauki jest tu niemożliwa, a wszystkich którzy się z nimi nie zgadzają (m.in. wyżej wymienionych) oskarżają o niekompetencję lub oszustwa. Wymyślają (jak Arek S w swoich postach) że to nie naukowcy a ekooszołomy, ekologiści i porównują do organizacji faszystowskich.
Powołują się na tendencyjnie dobrane pomiary, zafałszowane statystyki, zmanipulowane wykresy, fakty (jak np. zależność CO2-temperatura lub aktywność Słońca-temperatura) przeinaczają lub przemilczają niewygodne elementy układanki.
Środowisko naukowe otwarcie dyskutuje, czy i na ile wzrosła moc huraganów, czy jest więcej tornad, czy nad Saharę nie powrócą deszcze, jak silne są sprzężenia ujemne i dodatnie. Dyskusja w tak wyklinanych przez sceptyków organizacjach jest zupełnie otwarta i naturalna, niewygodnych faktów wcale nie zamiata się pod dywan, lecz się o nich dyskutuje.

Arek twardo w swoich postach opiera się na informacjach z NIPCC, może więc odniosę się do nich zbiorczo, w tym do wiodącego domowego chowu sceptyka - profesora Jaworskiego, który w "Polityce" z 12.04.2008 opublikował artykuł "Będzie zimniej", jednoznacznie twierdzący, że globalne ocieplenie to tylko mit, pomyłka lub manipulacja naukowców i chwyt biznesowy. Artykuł jest napisany sugestywnym językiem i u osób bez przygotowania naukowego może wywrzeć wrażenie merytorycznego. Niestety autor dopuścił się w nim wielu błędów (o ile nie świadomych manipulacji), które tutaj omówimy.
Już sam język daleki jest od języka osoby przedstawiającej się jako naukowiec. Już na samym początku autor pozycjonuje siebie i swoje poglądy: „[...] średnia temperatura stycznia była o 4,8C wyższa od długoterminowej wynoszącej -1,1C. Dzięki temu mniej zapłaciliśmy za gaz i węgiel, ale na całym globie nie było tak różowo.”
Czyli, i owszem, było ciepło, ale jest to stan jednoznacznie pożądany na całym globie. Ciekawe, czy z Panem Profesorem zgodziłyby się np. młode foki bałtyckie? Podczas tegorocznej, najcieplejszej w historii 300 lat pomiarów zimy na Bałtyku, masowo ginęły, kiedy kra na której się urodziły, przedwcześnie stopniała i małe, nie gotowe do samodzielnego życia foczki lądowały w wodzie i tam, nie mając jeszcze ochronnej warstwy tłuszczu, zamarzały na śmierć.
W artykule profesora Jaworskiego sceptycy są nieomylnymi rycerzami światła, a naukowcy mówiący o zagrożeniach związanych ze zmianami klimatu są siłami ciemności.
Tak więc czytamy, że: „Friis-Christensen i Svensmark rozwiązali zagadkę – znaleźli ścisła zależność pomiędzy wielkością zachmurzenia a natężeniem promieniowania kosmicznego i nasłonecznieniem”. To, że ich teoria nie została wcale potwierdzona, jest ona mocno wątpliwa i wcale nie wyjaśnia tej zależności to mało istotne. Za to naukowcy, którzy ostatnio sprawdzali tę hipotezę i nie udało im się jej potwierdzić, to już tylko „dwóch Anglików”, a nie zespoły badawcze i stojące za nimi uniwersytety.
Raporty i badania setek naukowców z IPCC profesor Jaworski określa jako „przepowiednie, które należałoby odłożyć do lamusa”, a osoby uważające, że ludzie mają wpływ na globalne ocieplenie „uległy quasi-religijnej aberracji”. Cytując dalsze przemyślenia profesora Jaworowskiego: „Biurokracja ONZ i Brukseli z hipotezy ogrzewania klimatu przez człowieka uczyniła tabu, któremu nie wolno się sprzeciwiać, a jego prorokiem mianowała IPCC”. Czy to jest język naukowca?
Wg autora raporty IPCC są upolitycznione, tendencyjne i panikarskie. Co z tego, że z raportu na raport zachodzące zdarzenia wyprzedzają najbardziej pesymistyczne prognozy IPCC (emisje CO2 rosną szybciej od przewidywań, pokrywa w Arktyce znika szybciej niż IPCC przewidywało, prognozowany wzrost poziomu oceanów do końca stulecia to kilkadziesiąt centymetrów, ale w przypisach stoi jak wół, że uwzględnia to jedynie rozszerzalność termiczną wody a nie wzrost jej poziomu w wyniku topnienia lodowców, w tym Grenlandii i Antarktydy). Prawdą jest, że IPCC rzeczywiście jest organizacją w dużym stopniu upolitycznioną, ale niezupełnie w taki sposób, w jaki chce to przedstawić autor. Jak są uzgadniane teksty raportów? Ze strony naukowców wygląda to tak: „Porozumienie w sprawie raportu osiągnięto po całonocnym posiedzeniu, podczas którego z dokumentu wykreślano całe fragmenty, a naukowcy spierali się z rządowymi negocjatorami, którzy rozwadniali sens naukowych ustaleń”. Podobne do IPCC stanowisko zajmują dziesiątki innych instytucji naukowych, w tym np. NASA, NOAA, NCAR, Hadley Centre, MIT, CSIRO, EPA, Royal Society... Wszyscy się mylą lub oszukują?
Autor dziesiątkom instytucji badawczych przeciwstawia „Pozarządowy Międzynarodowy Zespół do spraw Zmian Klimatu” (NIPCC), ciało które według niego jest „całkowicie niezależne od agend rządowych, nieotrzymujące żadnych grantów ani darów”, które tworzy „grupa uczonych” przygotowujących całkowicie obiektywne raporty. Szkoda, że autor zapomniał dodać, że działania NIPCC, w tym tak reklamowane przez niego spotkanie, które miało miejsce w marcu 2008 na Manhattanie pod nazwą Międzynarodowej Konferencji w Sprawie Zmian Klimatu, są sponsorowane przez lobby naftowe i węglowe (sponsorem tej konferencji był dotowany m.in. przez Exxon Mobile Heartland Institute). Więcej na temat tej konferencji można przeczytać tutaj:
http://www.climatescienceinternational.org/index.php?option=com_content&task=view&id=38&Itemid=1
i tutaj
http://www.realclimate.org/index.php/archives/2008/01/what-if-you-held-a-conference-and-no-real-scientists-came/
Kto uczestniczy w pracach NIPCC i pisaniu jego „opracowań naukowych”, uważanych zresztą przez większość naukowców za bezprecedensowe manipulacje? Kilkudziesięciu dyżurnych sceptyków opłacanych przez przemysł, raz po raz punktowanych przez środowisko naukowe, prezenterzy pogody i emerytowani naukowcy, ekonomiści i ludzie w ogóle bez doświadczeń naukowych.
http://www.thedailygreen.com/environmental-news/latest/inhofe-global-warming-deniers-47011101
No i oczywiście lobbyści i patroni z branży naftowej, węglowej, samochodowej i chemicznej...

NIPCC i profesor podali szereg argumentów:
• Poziom wody na, jakoby zagrożonych zalaniem Malediwach, opada
• Między Kanadą i Grenlandią zasięg lodów jest obecnie największy od 15 lat, a jego grubość wzrosła o ok. 20 cm
• Najcieplej na świecie było w 1998, teraz już temperatura spada i będzie spadać dalej
• W 2007 roku podważono prawdziwość twierdzeń NASA, że większość z 10 najgorętszych lat od rozpoczęcia pomiarów temperatury, wystąpiła po 1990 roku
• Obserwacje geologiczne wskazują, że klimat najpierw się ogrzewał, a dopiero potem wzrastał poziom CO2 w atmosferze.
• Człowiek nie ma wpływu na zawartość dwutlenku węgla w atmosferze
• Zmiany koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze są naturalne
• Pomiary zawartości dwutlenku węgla w rdzeniach lodowych są błędne
• 98% wpływu na efekt cieplarniany ma para wodna
• Większa koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze będzie korzystna
• Obecny wzrost temperatury w porównaniu ze średniowiecznym optimum klimatycznym jest symboliczny
• Modele komputerowe są niedokładne

Przyjrzyjmy się po kolei argumentom prezentowanym przez profesora i NIPCC:

Argument: Poziom wody na, jakoby zagrożonych zalaniem Malediwach, opada
Wnioski pochodzą z badań Nilsa-Axela Mörnera z 2004 roku, skądinąd również zadeklarowanego sceptyka globalnych zmian klimatu.
Przeprowadzone ostatnio badania nie potwierdziły wyników Mörnera. Bezpośrednie dane pomiarowe i dane satelitarne wykazują, że w latach 1993 – 2001poziomu wody na zachodnim Pacyfiku i wschodnim oceanie Indyjskim rósł o 30 mm/rok, a jednocześnie na wschodnim Pacyfiku i zachodnim oceanie Indyjskim następował spadek poziomu wody o 10 mm/rok. Pomiary ponadto ujawniają średnio dwukrotnie szybszy wzrost poziomu wody po roku 1970 niż we wcześniejszym okresie.
Pomiary poziomu wody wykonane w różnym miejscu i czasie dają rzecz jasna odmienne wyniki. Poziom wody może się znacząco zmieniać nie tylko krótkoterminowo w wyniku falowania lub zmian ciśnienia powietrza, ale również długoterminowo, w zależności od układu prądów oceanicznych. W różnych regionach trendy mogą być różne, poziom wody przez wiele lat w jednym miejscu może się podnieść, w innym opaść.
Można rzecz jasna wybrać najbardziej odpowiadający naszej tezie o spadku poziomu wody okres i punkt pomiarowy w którym poziom wody opadł (tak jak w badaniach Mörnera) i ogłosić „tu poziom wody się obniżył”. Co z tego, że średnio na świecie poziom wody wzrósł...
Co oczywiście nie przeszkadza profesorowi Jaworskiemu zignorować te badania, które nie pasują do jego tezy.

Argument: Między Kanadą i Grenlandią zasięg lodów jest obecnie największy od 15 lat, a jego grubość wzrosła o ok. 20 cm
Śmiać się czy płakać? Pół biedy, gdyby, tak jak dla Malediwów, profesor wybrał jedno miejsce gdzie dane najlepiej pasują do jego tezy i pokazał „a tu lodu przybywa”. Problem w tym, że jest gorzej, profesor pokazuje miejsce, gdzie dzieją się bardzo niedobre z punktu klimatu rzeczy i odwraca kota ogonem.
Bezdyskusyjnym faktem pomiarowym jest regularny i znaczący spadek zasięgu pokrywy lodowej Arktyki. Uwagę zwraca też coraz szybsze tempo tego procesu. W 2005 roku zapanowało poruszenie, kiedy powierzchnia lodów Arktyki osiągnęła w lecie rekordowe minimum. Tymczasem w roku 2007 zasięg pokrywy lodowej zmalał o kolejne 25%, do poziomu niecałych 4 mln km2. To jeden z szokujących przykładów, jak szybko postępują zmiany klimatu.
Kiedy Słońce świeci na lód, ten odbija 90% padającego światła, jedynie 10% energii jest pochłaniane i wyświecane w podczerwieni. Jeśli w wyniku podniesienia się temperatury woda nie jest pokryta lodem, sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie – woda pochłonie 90% padającej energii, nagrzewając się. W wyniku tego nagrzewania rośnie temperatura, co powoduje dalszy zanik pokrywy lodowej i jeszcze większe nagrzewanie. Właśnie to dodatnie sprzężenie zwrotne odpowiada za tak wysoką czułość pokrywy lodowej Arktyki na temperaturę.
Tak oskarżane przez profesora Jaworskiego o panikarstwo IPCC w swoich raportach nie doszacowało możliwego tempa rozpadu pokrywy lodowej. Prognozy IPCC pozostały w tyle za rzeczywistością.
Tak więc cała Arktyka topnieje w oczach, a profesor stwierdza, że „między Kanadą a Grenlandią zasięg lodów wzrasta”. Powierzchnia lodu nie oddaje całości powagi sytuacji - lód jest dużo cieńszy. Kilkanaście lat temu twardy, starszy niż 10 lat lód stanowił ok. 80% lodu w Arktyce, dziś jest to 3%. Tej zimy układ wiatrów wypychał lód obok Grenlandii na południe, gdzie się roztapiał (rys). Wiatr piętrzy lód wokół Grenlandii (o czym pisze profesor) i wypycha go na Atlantyk. A profesor się cieszy....

Argument: Najcieplej na świecie było w 1998, teraz już temperatura spada i będzie spadać dalej
Profesor pisze: „[...] już od kilku lat temperatura powietrza nie rośnie, a jej ostatnie maksimum wystąpiło w 1998 roku. W ciągu ubiegłych 10 lat roczny przyrost emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych i procesów przemysłowych zwiększył się trzykrotnie, a jego zawartość w atmosferze podniosła się o 4%. Zgodnie z hipotezą ogrzewania klimatu, lansowaną przez IPCC, powinno więc być cieplej a nie zimniej. Trudno więc wiązać obecne ochłodzenie ze wzrastającą emisją CO2.” Co ciekawe, sam sobie odpowiada kilka zdań później, pisząc „Klimat zależy od tysięcy, zmieniających się nieustannie, czynników”. Nie muszą być tysiące, wystarczy kilka, np. aktywność słoneczna, układ prądów oceanicznych (szczególnie oscylacja El Niño – La Niña), zapylenie wywołane wybuchami wulkanów czy ochładzające planetę aerozole siarkowe.
W 1998 roku mieliśmy maksimum aktywności słonecznej (o czym zresztą profesor też pisze, przy okazji skądinąd słusznego stwierdzenia, że Słońce wpływa na klimaty planety) i rekordowo silne zjawisko El Niño, podczas którego średnia temperatura planety wzrasta. Od tego czasu zmalała również aktywność Słońca.
Klimat na zmiany koncentracji gazów cieplarnianych reaguje powoli i z maskującym stałą tendencję wzrostową „szumem”, co jednak nie zmienia ogólnego trendu wzrostu temperatury. Większość ośrodków badawczych przewiduje, że w kolejnym maksimum aktywności słonecznej (czyli w ciągu najbliższych kilku lat) i przy silnym El Niño padnie nowy rekord temperatury, choć niektóre badania przewidują zmiany w prądach oceanicznych ochładzające klimat Europy i Ameryki Północnej w najbliższej dekadzie.

Argument: W 2007 roku podważono prawdziwość twierdzeń NASA, że większość z 10 najgorętszych lat od rozpoczęcia pomiarów temperatury, wystąpiła po 1990 roku
Profesor pisze: „okazało się, że ta ocena jest wynikiem zafałszowania i ukrywania prawdziwych wyników dokonanych w publikacjach głównego klimatologa IPCC [...] W rzeczywistości najcieplejszy był 1934 rok”.
Groza. Ale oszuści z tych naukowców w NASA, prawda?
A jak jest naprawdę? Po pierwsze, profesor ani słowem nie wspomina, że chodzi nie o średnią temperaturę planety, ale o temperatury mierzone w USA. Czyli wybieramy dowolny kraj i pokazujemy: „o, tu temperatury wcale tak bardzo nie wzrosły”. Wybierając dowolne miejsce można stwierdzić praktycznie cokolwiek, oczywiście nie zaznaczając, że chodzi o jakieś jedno miejsce.
Ale to drobiazg. Jak przyjrzeć się temperaturom w USA, to różnica temperatur pomiędzy latami 1934, 1998 i 2006 wynosi kilka setnych stopnia. W zależności od przyjętych poprawek wyjdzie, że najcieplejszy był rok 1934, 1998 lub 2006. Nawiasem mówiąc, obecnie za najcieplejszy rok uważa się 2006, na drugim miejscu jest 1998, a rok 1934 zajmuje 3 miejsce. Ale nie to się liczy – temperatury z roku na rok mogą podlegać sporym wahaniom. Aby mówić o zmianach klimatu, uśredniamy temperaturą po wielu latach. A średnia kilkuletnia jest teraz zdecydowanie najwyższa.

Argument: Obserwacje geologiczne wskazują, że klimat najpierw się ogrzewał, a dopiero potem wzrastał poziom CO2 w atmosferze.
Rzeczywiście, tak, jak pisze profesor, „CO2 gorzej rozpuszcza się w wodzie o wyższej temperaturze, cieplejszy ocean [...] zatem wydycha ten gaz do atmosfery”. Szczera prawda. Sceptycy często nawet zauważają, że w cyklu epok lodowych wzrost koncentracji CO2 jest opóźniony względem wzrostu temperatury o 800 lat. Tylko, że to nie cała prawda, lecz element dodatniego sprzężenia zwrotnego. Wydzielone przez ocean do atmosfery gazy cieplarniane powodują dalszy wzrost temperatury, podgrzanie oceanów i w konsekwencji dalszy wzrost koncentracji CO2 i metanu w atmosferze. Czyli wzrost temperatury i koncentracja CO2 w atmosferze nawzajem się nakręcają w silnym dodatnim sprzężeniu zwrotnym. Nie jedynym zresztą – podobnie przy wzroście temperatury dodatnimi sprzężeniami zwrotnymi są np. zanik lodów Arktyki lub wyzwalanie do atmosfery dodatkowych ilości pary wodnej – gazu cieplarnianego. Właśnie dzięki tym sprzężeniom zwrotnym relatywnie niewielkie zmiany energii docierającej ze Słońca powodowały bardzo duże zmiany temperatury między epokami lodowcowymi i okresami interglacjalnymi.

Argument: Człowiek nie ma wpływu na zawartość dwutlenku węgla w atmosferze
Na dowód tego profesor pisze, że oceany co roku wyrzucają do atmosfery 107 miliardów ton węgla, ląd i wulkany 69 miliardów ton, a nasza emisja z paliw kopalnych to jedynie 8 miliardów ton. Czyli ze słów profesora wynika, że ilości CO2 emitowane do atmosfery przez ludzi są znikome z emisjami ze źródeł naturalnych.
I jest to prawda, ale podana w taki sposób jest to jawna manipulacja.
Ludzie rzeczywiście emitują do atmosfery około 4% CO2 emitowanego ze źródeł naturalnych. Ale naturalnym emisjom towarzyszy też zrównoważone, stabilne pochłanianie.
Dwutlenek węgla wysyłany do atmosfery przez ludzi stanowi stałą, niezbilansowaną nadwyżkę. Co ciekawe, jeśli policzy się, jak rosłaby zawartość tego gazu w atmosferze, gdyby nasza emisja w całości w niej pozostawała, wzrost byłby 2 razy szybszy. Na szczęście duża część naszej emisji jest usuwana z atmosfery, w większości przez absorpcję dwutlenku węgla przez oceany, glebę i rośliny.

Argument: Zmiany koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze są naturalne
Tutaj profesor powołuje się na pomiary metodami chemicznymi.
Przeanalizowanie stosowanych sposobów pomiaru i wyników pomiarowych to interesująca szkoła, jak uzyskać wyniki pomiaru bliskie losowych. Weźmy przykładowo pomiary koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze przeprowadzone przez Lockharta w 1940. Jak twierdzą ich zwolennicy, były przeprowadzone za pomocą doskonałego analizatora gazów Haldane’a, skalibrowanego przez v. Slyke i wykorzystywanego wcześniej tysiące razy. Przeprowadzający pomiar badacze Lockhart i Court byli doświadczonymi naukowcami z Harvardu.
A rezultaty?
Wg samego Lockharta, 31-12-1940 koncentracja CO2 w atmosferze wynosiła 900 ppm, mierzona 2 dni później podskoczyła do 1700 ppm, następnego dnia spadła do 1100 ppm, kolejnego osiągnęła minimum 400 ppm, aby kolejnego dnia wzrosnąć do 1600 ppm. Więc jaka właściwie była koncentracja CO2?
W latach 50tych XX wieku analizowano wyniki pomiarów chemicznych. Najbardziej wiarygodne wyniki są zgodne z powszechnie przyjmowanym przez środowisko naukowe, przy czym dane są niesamowicie chaotyczne i trudne do zweryfikowania.
Aby wyjaśnić wątpliwości odnośnie pochodzenia CO2 w atmosferze, należy przyjrzeć się historycznym koncentracjom różnych izotopów węgla w atmosferze. W atmosferze są obecne jego 3 izotopy:
• 12C – stabilny, preferowany przez rośliny
• 13C – stabilny
• 14C – niestabilny, czas połowicznego zaniku 5700 lat
Rośliny preferują lekki izotop węgla 12C. Paliwa kopalne (węgiel, ropa, gaz) powstały z roślin, więc jest w nich przewaga 12C względem 13C. Węgla 14C już w ogóle w nich nie ma, gdyż zdążył się już rozpaść. Spalając paliwa kopalne wyrzucamy uwięziony w nich węgiel do atmosfery, skąd pobierają go obecnie rosnące rośliny i wbudowują w siebie. Co więc obserwujemy?
• trafiający do atmosfery węgiel z paliw kopalnych powoduje, że jest w niej coraz mniej węgla 13C względem 12C.
• spada w niej koncentracja węgla 14C względem 12C.
• spada koncentracja tlenu, który podczas spalania jest zmieniany w dwutlenek węgla. Gdyby dwutlenek węgla pochodził z ocieplających się oceanów, tlenu również powinno przybywać.
• spalanie węgla paliw kopalnych powoduje, że w atmosferze jest coraz więcej dwutlenku węgla. Duża jego część jest pochłaniana przez oceany, rośnie więc ich kwasowość, co jest obserwowane – ich współczynnik pH zmalał w ciągu ostatniego stulecia o 0.1 (czyli ich kwasowość wzrosła o 30%). Gdyby dwutlenek węgla trafiał do atmosfery z oceanów, zjawisko takie nie miałoby miejsca.

Argument: Pomiary zawartości dwutlenku węgla w rdzeniach lodowych są błędne
W pracy opublikowanej w 1992 r. profesor Jaworowski stwierdził, że spękanie lodu pod ciśnieniem, okludowanie powietrza wewnątrz struktury molekularnej lodu oraz sposób wydobywania rdzeni lodowych powodują, że ocena stężenia dwutlenku węgla z rdzeni lodowych nie jest prawidłowa.
Tezy profesora przeanalizowało wiele zespołów naukowych. W 1993 D. Raynaud przedyskutował trudności wysuwane przez profesora Jaworowskiego. Przeprowadzona została analiza rdzeni z różnych okresów przejść pomiędzy epokami zlodowacenia i ocieplenia, w tym fragmentów wykazujących spękanie lodu i nie wykazujących jego spękania. Autorzy stwierdzili, że stężenie gazów śladowych oceniane z rdzeni nie jest w sposób istotny zaburzane przez mechanizmy proponowane przez Jaworowskiego. Do podobnej konkluzji na temat analizy Jaworowskiego doszedł T,Gulluk w 1998. Hans Oeschger w 1995 r. wysłał nawet list do redakcji czasopisma Environmental Science and Pollution Reserach w odpowiedzi na artykuł Jaworowskiego z 1994 r. Oeschger stwierdza w tym liście m.in., że Jaworowski od lat przedstawia problemy związane z pomiarami rdzeni lodowych, ale robi to bez żadnego zrozumienia, jak dalece te pomiary są dokładne. Wg Oeschgera stwierdzenia Jaworowskiego są drastycznie błędne z fizycznego punktu widzenia. W dalszej części listu Oeschger przedstawia techniczne aspekty błędów w artykule Jaworowskiego.

Argument: Większa koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze będzie korzystna
Pomińmy fakt, że profesor neguje, że wzrost ilości CO2 w atmosferze to nasza zasługa.
Wyższa koncentracja CO2 służy roślinności, która rośnie lepiej. Rośliny do życia potrzebują dwutlenku węgla. Średnich rozmiarów drzewo w ciągu roku „wyciąga” z atmosfery 5 kg tego gazu (dla porównania jeden człowiek odpowiada dziś za emisję 5 ton, co odpowiada pochłanianiu 1000 drzew). Jednak na wzrost produktywności nakłada się szereg negatywnych czynników, zmniejszających aktywność roślin: przesuwanie się stref klimatycznych, zmiany temperatur i opadów, nowe szkodniki czy pustynnienie terenów i pożary. Kiedy przesuwają się strefy klimatyczne, ptaki mogą się dostosować, ale drzewa nie wyciągną korzeni z ziemi i nie przejdą tysiąc kilometrów na północ... Uschną. A zanim na ocieplających się terenach wyrosną nowe lasy, minie dużo czasu. Po prostu zmiany są za szybkie...
Wyższa temperatura to również wyższa respiracja gleby i szybsze procesy gnilne, a więc więcej dwutlenku węgla wracającego do atmosfery. Na dalekiej północy, zajmująca 20% kontynentów wieczna zmarzlina więzi w sobie wielkie ilości gazów cieplarnianych, szczególnie dwutlenku węgla i metanu. Wzrost temperatury o ponad 2°C spowoduje osiągnięcie poziomu nie notowanego od 3 milionów lat i w rezultacie szybkie wyzwolenie do atmosfery gromadzących się w tym czasie w ziemi gazów cieplarnianych w ilości odpowiadającej 10-100% naszych emisji z paliw kopalnych.
Na razie lądy pochłaniają dwutlenek węgla. Przewiduje się, że proces ten do połowy stulecia będzie pozostawał na w miarę stałym poziomie liczonym w miliardach ton rocznie (czyli licząc w procentach naszej rosnącej emisji będzie coraz mniej znaczący), po czym emisja z gleby zacznie dominować i do końca stulecia lądy staną się dodatkowym źródłem emisji.

Argument: 98% wpływu na efekt cieplarniany ma para wodna
To prawda, że para wodna odpowiada za zdecydowaną większość efektu cieplarnianego, ale mimo to pary wodnej nie wlicza się go do gazów powodujących zmiany klimatyczne, gdyż jej obecność w atmosferze jest skutkiem działania innych gazów cieplarnianych, a nie przyczyną. Krótko mówiąc, jakiekolwiek sztuczne zmiany koncentracji pary wodnej w atmosferze są bardzo krótkotrwałe. Para wodna, w odróżnieniu od innych gazów cieplarnianych, bierze udział w dynamicznym cyklu wodnym. Jej ilość w atmosferze może w przeciągu dni w wyniku parowania wzrosnąć o kilka procent, ale też w wyniku opadów w przeciągu godzin spaść praktycznie do zera. Pozostałe gazy cieplarniane nie podlegają takim zjawiskom i mogą istnieć w atmosferze dziesiątki, a nawet tysiące lat. Należy jednak podkreślić, że zwiększenie koncentracji w atmosferze innych gazów cieplarnianych spowoduje podniesienie się temperatury, zwiększenie parowania oraz (zgodnie z wykresem) wzrost zawartości pary wodnej w atmosferze. Dodatkowa para wodna w atmosferze to dodatkowy wzmacniacz efektu cieplarnianego. Tak więc emitując do atmosfery dwutlenek węgla, nie tylko zwiększenie efektu cieplarnianego od tego gazu, ale również od pary wodnej. Jest to przykład tak zwanego dodatniego sprzężenia zwrotnego.
A skąd profesor wziął 98%, nie wiadomo. Owszem, jest tu niepewność, wpływ pary wodnej zależy też od wielu czynników lokalnych – temperatury, wilgotności, nasłonecznienia, rozkładu ciśnień, rodzaju formujących się chmur etc. Ale nikt nie mówi o 98%. Większość (różnorodnych) źródeł szacuje wpływ pary wodnej na 33-60%, a razem z chmurami na 58-84% całości efektu cieplarnianego.

Argument: Obecny wzrost temperatury w porównaniu ze średniowiecznym optimum klimatycznym jest symboliczny
W artykule profesora pojawia się wykres temperatury wg D. Archibalda, datowany na 2008 rok. Do złudzenia przypomina on wykres z 1 raportu IPCC z początku lat 90 tych.
Faktycznie, na tym wykresie wyraźnie widać, że obecne ocieplenie to drobiazg.
Tylko, że od tego czasu badania klimatologiczne dokonały olbrzymiego postępu. Obecnie na temperatury, po wykonaniu wielu niezależnych badań patrzymy zupełnie inaczej - obecne ocieplenie klimatu jest co najmniej porównywalne z tym sprzed 1000 lat, tyle, że dziś aktywność Słońca jest sporo mniejsza.
Można odnieść wrażenie, że NIPCC jest ze swoimi badaniami o kilkanaście lat do tyłu...

Argument: Modele komputerowe są niedokładne
To prawda. Nasze zrozumienie mechanizmów rządzących klimatem jest wciąż na podstawowym poziomie. I jest to tym bardziej niepokojące. Każdy kolejny raport IPCC jest poważniejszy w tonie, odkrywamy kolejne mechanizmy rządzące klimatem. Kiedy czynimy wysiłki, aby modelować nieznane, trafiamy w rejony, w których nasze prognozy, oparte o dotychczasowe obserwacje, stają się szczególnie niepewne. Jak bez danych historycznych, wieloletnich obserwacji i kalibracji pomiarowej uwzględnić takie zjawiska, jak wpływ na klimat metanu i dwutlenku węgla wyzwalanych z rozmarzającej wiecznej zmarzliny, przewidywać rozwój bakterii siarkowych, albo warunki pojawiania się hiperkanów? Albo przewidzieć coś, co czeka na nas „za rogiem”, ale z czym ludzkość jeszcze nigdy się nie zetknęła i siłą rzeczy nie można tego uwzględnić w modelach?
Nasze przewidywania co do przyszłych zmian klimatu są tak niedokładne, że najprawdopodobniej o tym, że coś się stanie, dowiemy się dopiero, kiedy już się wydarzy... To wcale nie jest uspokajające i skoro nie wiemy co robimy i jakie będą tego następstwa to jest to raczej powód do zdwojonej ostrożności, a nie mówienia, że skoro nie rozumiemy, to pewnie nic złego się nie dzieje.
Chciałbyś zagrać w rosyjską ruletkę? Włożyć do bębenka rewolweru jeden pocisk, zakręcić bębenkiem i strzelić sobie w głowę? Naukowcy szacują, że globalne ocieplanie się klimatu jest rzeczywistością z prawdopodobieństwem ponad 90%. W rosyjskiej ruletce prawdopodobieństwo problemu to tylko 1/6...

NIPCC nie ma niestety najwyraźniej nic wspólnego z obiektywnymi badaniami naukowymi. Celem istnienia tej organizacji jest jednostronne szukanie argumentów przeciw globalnemu ociepleniu. Wszystko jedno, czy mniej czy bardziej prawdziwych. Zamanipuluje się statystyką, tendencyjnie dobierze fakty, podleje żargonem naukowym i gotowe – niedoświadczony czytelnik odniesie wrażenie, że debata naukowa trwa, że właściwie to nic nie wiadomo i pewnie w ogóle nie ma problemu.
 Arkadiusz S.~2008-04-25 10:53:26217.98.12.253
Treść
Radzę temu kto tutaj już „wszedł” nie omijać żadnego z 18 (już!) poniższych komentarzy i przeczytać je dokładnie bo są bardzo pouczające, poszerzające horyzonty...

Najważniejsze bowiem to nie obrażać się na rzeczywistość...

...i nie ignorować tego co piszę, licząc na to, że się zmęczę lub mi przejdzie, albo wbrew swojej wiedzy - się nawrócę na IPCC-tyzm...

Obiecałem co prawda (np. Dragonowi), i słowa na razie nie dotrzymałem (ale dotrzymam) - pełne opracowanie na temat zmian klimatu.
Będzie miało tytuł - „Globalne ocieplenie - pełniejsze ujęcie”.
O ile jednak mając szeroki dostęp do danych, napisać było je łatwo, to... poprawić (układ i stylistyka) i zilustrować nie jest już tak łatwo - zajmuje to niestety dużo więcej czasu niż samo pisanie.

Po za tym stosunkowo mało jest badań na temat:

„ujemnych sprzężeń zwrotnych” de facto rządzących CO2 w atmosferze,

Ujemnych sprzężeń zwrotnych, które ograniczają „szaleństwa” klimatyczne, a które wykształciły się w procesie ewolucji naszej planety.
Do tej pory nie były one w centrum zainteresowania.

Jednak o tym jak ogromne mają znaczenie świadczy choćby ten fakt, że: „w ciągu ostatnich 10 lat roczny przyrost emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych i procesów przemysłowych wzrósł trzykrotnie (Raupach et al., 2007) a jego zawartość w atmosferze podniosła się zaledwie o 4 proc.” (z raportu NIPCC pt. „Nature, Not Human Activity, Rules the Climate - Summary for Policymakers")...

Mało kto ze zwykłych obywateli wie np., że o ile cieplejsza woda rozpuszcza mniej powietrza w tym CO2 i O2; to powietrze wraz ze swym ogrzewaniem się, jest w stanie wchłonąć - „rozpuścić”; znacznie więcej (z szybkością „do kwadratu”) wody - patrz krzywa saturacji.

Niewłaściwe wartościowanie tego zjawiska, tj. zaniżanie jego wartości w modelach cyfrowych; to grzech „pierworodny” praktycznie wszystkich prognoz klimatycznych zawartych w programach komputerowych IPCC.
Przy krzywej saturacji można bowiem do woli manipulować współczynnikami...

A prawda jest taka, że jeśli ocieplenie zachodzi w sam raz - tj. nie za wolno, nie za szybko; (czyli coś jak teraz) to parowanie zawsze nadąża za, lub przewyższa wzrost cieplny objętości wody Wszechoceanu.
Efekt już znamy - na „sztandarowych” dla IPCC-tów Malediwach poziom wody „obniżył się nawet o 30 cm w ciągu minionych 30 lat.” (z jw.).

Jak silnie wilgotność + zachmurzenie, usuwa CO2 z atmosfery też niewiele wiemy z badań powyższych IPCC-tów...
...a rozpuszczony w deszczowych kroplach ditlenek węgla wracając na ziemię bierze udział we wszechobecnych procesach wietrzenia i najczęściej kończy oolitycznie (na „miliony lat”) na dnie szelfów i oceanów (tzw. głęboko-oceaniczne odkładanie węglanowe). Dodatkowo rosnąca ilość deszczy w wyniku ocieplenia (nie bój się drogi Dragonie na pewno nie ominą Australii i niestety co najmniej podtopią Żuławy - ale jako rzeka Wisła a nie Bałtyk), zwiększy w dłuższej perspektywie czasu ilość lasów i to tych „najlepszych”: sawannowych i parkowych.

Na marginesie: lasy tropikalne mają tutaj „wady” - nie są „najlepsze”, bo np. produkcja CO2 przez same tylko korzenie tworzących je drzew, często przekracza ich produkcję tlenu.

Lasy jakiekolwiek by jednak nie były, to co najmniej 8-krotnie zwiększają procesy wietrzenia - a więc usuwania w ten sposób (i to na miliony lat) CO2 z atmosfery...

Piszę to nie na podstawie jakiś niszowych źródeł, ale na podstawie amerykańskiego podręcznika dla studentów: „Historia ziemi”.
(autor opisuje tam co prawda, pod koniec, i tezy raportów IPCC - nawet z niektórymi skłonny jest się zgodzić, ale jednocześnie w tekście ciągle z nimi dyskutuje - najczęściej polemizując).

Dragon nie chciał opisać kolejnego ujemnego sprzężenia zwrotnego ograniczającego równie efektywnie (a może bardziej? - i tutaj brak wystarczająco dokładnych badań...) ilość CO2 w powietrzu

- tj. nie chciał wyjaśnić tego jak:

... rozmarzające, „bagniejące” wieczne zmarzliny będą szybko i skutecznie usuwać - obniżać drastycznie - stężenie CO2 - jego ilość w atmosferze (nie tylko zresztą tego gazu cieplarnianego)...

Dragon nie chciał..., więc ja muszę (i chcę oczywiście).

...że dochodziło do tego nagminnie w przeszłości to wiemy, gdy patrzymy na bryłę węgla, czy sadzimy kwiatki w torfowe podłoże...

Ten bowiem proces odpowiada za powstanie wszystkich złóż węgla i torfu.

Rozmarzanie wiecznych zmarzlin i wzrost ilości opadów nad lądami (pomińmy na razie kwestię jakimi lądami) zwiększy bowiem „zabagnienie” Ziemi - a to zintensyfikuje tzw. anoksyczne - beztlenowe usuwanie CO2 z atmosfery.

W 1 dzień, powtarzam w „pierwszy” dzień, po rozmrożeniu wiecznej zmarzliny stwierdzono, że gwałtownie zaczynają rozmnażać się jednokomórkowe (w wodach tzw. nanoplanktonowe) glony i bakterie fotosyntetyzujące (a także „zjadające” metan), a po kilku miesiącach... rośliny wyższe i...,
...i gwałtownie zużywają dwutlenek węgla oczywiście...

No dobrze, ale są zjadane przez reducentów i CO2 wraz z oddychaniem wraca do atmosfery - tak jak w lesie deszczowym tropikalnym w czasie oddychania korzeni... - dodałby Dragon (dziękowałbym mu wówczas za celną naukową „złośliwość”).

Jednak w bagnach a nawet w nieco zbyt mokrych glebach glejowych, „część martwych szczątków roślinnych może uciec z cyklu fotosynteza-oddychanie w wyniku pogrzebania na przykład w bagnach lub osadach brzegowych stref kontynentów.” (z Historia Ziemi).

Dlaczego tam się one osadzają i to najczęściej na miliony lat?

Ano bagna, gleby zabagnione, torfowiska, są w swych głębszych warstwach całkowicie beztlenowe - anoksyczne.
Dlaczego?
„Powód jest bardzo prosty. Organizmy rozkładające substancję organiczną, głównie bakterie, czynią to w procesie oddychania, do którego potrzebują tlenu.” Skracając gdy go wyczerpią to i same giną. Jeśli wiec szczątki organizmów bagiennych wpadną w taką strefę beztlenowej przyduchy, to ulegają powolnemu procesowi - liczonemu w miliony lat - w większości abiotycznego procesu uwęglania.

Kiedy więc ilość terenów podmokłych na Ziemi rośnie to dochodzi do często skrajnego zwiększenia tempa pogrzebania węgla - w efekcie do zachwiania równowagi w systemie: oddychanie - fotosynteza - nadprodukcji tlenu i usuwania węgla z atmosfery.
„Pogrzebaniu ulegają bowiem związki zredukowane węgla, do których tworzenia zużywany był atmosferyczny CO2 z cyklu fotosynteza-oddychanie, a szczególnie z atmosfery, magazynując go pod powierzchnią ziemi. w rezultacie maleje stężenie CO2 w ziemskiej atmosferze.”... (z jw.)

Zwolennicy walki z zwiększonym stężeniem CO2 w naszej atmosferze powinni wiec zakrzyknąć:

Rozmarzanie wiecznej zmarzliny niech żyje, niech żyje, niech żyje, hip, hip hura, hura, hura!!!

Tyle tylko, że ten proces jak się „rozpędzi” to może się nie zatrzymać i doprowadzić do kolejnego zlodowacenia, lepiej więc nie cieszmy się na zapas...

Jak na mnie tekstu powyżej trochę mało, a więc...,

...dodam jeszcze o Wenus.

Przykład jej klimatu jako końcowego efektu globalnego ocieplenia spowodowanego przez CO2 jest bowiem skrajnie chybiony, żeby nie powiedzieć idiotyczny...

Wzrost ilości CO2 w atmosferze tej planety powstał bowiem na wskutek efektu cieplarnianego a nie był jego przyczyną.

Dlaczego nie czeka nas los Wenus - choćbyśmy nie wiem ile, jakie mnóstwo dwutlenku węgla „naprodukowali”?

Wenus zachowuje się bowiem całkiem inaczej niż Ziemia. Przeszła inną ewolucje atmosfery. Po pierwsze: krąży wokół Słońca po niemal kolistej orbicie. Nie ma więc tam cyklów zbliżonych do cyklów orbitalnych Milankowicza. Brak też jest na Wenus pór roku, bo nachylenie jej osi obrotu do płaszczyzny równika jest bardzo małe (2,64°).

Ponadto Wenus krąży wokół Słońca przez 224,7 ziemskich dni, ale… wokół własnej osi aż przez 243 naszych dni! Wenusjańska doba jest więc dłuższa od wenusjańskiego roku!!!
W swej przeszłości Wenus, najpewniej uderzona przez ciało niebieskie być może wielkości naszego księżyca, zmieniła kierunek swego obrotu wokół osi na przeciwny do ziemskiego; i „strasznie” zwolniła…

I to ostatnie właśnie spowodowało powstanie efektu cieplarnianego.

Znajdujący się w podobnej odległości od Słońca co ziemia Księżyc też „wiruje znacznie wolniej i każdy jego dzień jest równy czterem ziemskim tygodniom. Nic więc dziwnego, że jego strona wystawiona na tak długie działanie promieni słonecznych rozgrzewa się do około 100°C, podczas gdy na pogrążonej w długotrwałym mroku półkuli temperatura spada do –150°C.” (z Ziemia i życie dr Marcin Ryszkiewicz)

Niezwykle długi dzień na Wenus odpowiada więc za efekt cieplarniany. Powoduje bowiem długookresowe ciągłe nagrzewanie powierzchni Wenus tylko z jednej strony.

W efekcie przed milionami lat powstał tam tzw. wilgotny efekt cieplarniany.

Para wodna stała się wówczas (w momencie powstania na Wenus wilgotnego efektu cieplarnianego) skrajnie dominującym elementem wenusjańskich gazów cieplarnianych. Pozwalało to na istnienie długotrwałe gorących (ok. +100°C ), ciekłych, ale szybko parujących wenusjańskich oceanów.

Gdyby na Ziemi obecna doba trwała choćby nawet tylko 3 tygodnie i przez okres dajmy na to obecnego tygodnia czasu - w porze letniej; była ciągle godzina dwunasta – piętnasta…, to i my mielibyśmy podobne zjawisko. Na lądach i w oceanach.- „ugotowałoby się” całe nasze ziemskie „życie” (włącznie z nami).

Dlaczego wenusjańskie oceany nie ulegały ochłodzeniu w czasie skrajnie długich wenusjańskich nocy?
Tuż po zachodzie Słońca na Wenus, już po niewielkim ochłodzeniu jej atmosfery, powstają (w czasie wenusjańskiego dnia niczym w ziemskim „efekcie soczewki” rozpraszane przez słońce) opalizujące, żółtawe, gęste siarkowe chmury. I one to właśnie zatrzymują nieomal w 100%-tach [!!!] wypromieniowywanie ciepła z powierzchni Wenus…
Para wodna z wrzących oceanów Wenus migrowała ku górze i skraplała się dopiero na wysokości 100 km nad powierzchnią. Na tej wysokości, zachodzące pod wpływem promieniowania ultrafioletowego Słońca procesy rozkładu wody doprowadzały do powstania dużych ilości wodoru, który będąc aż tak wysoko, mógł bez przeszkód - jak my obecnie do Irlandii, „emigrować” w kosmos.
Następowała nieodwracalna strata wody (obecnie na Wenus jest ok. 100 tys. razy mniej wody niż na Ziemi!).

Dopiero wówczas w atmosferze Wenus zaczął powoli tak skrajnie dominować dwutlenek węgla.

Na Ziemi to zjawisko jest marginalne bo skraplanie się oceanicznej pary wodnej odbywa się do wysokości ok. 12 km, gdzie rozkład wody (powstawanie wodoru) jest bardzo słaby. (z www.astro.uni.wroc.pl).
 Arkadiusz S.~2008-04-23 12:30:24217.98.12.253
Treść
Drogi Dragonie,
A propos aparatów szparkowych polecam:
Reproducibility of Holocene atmospheric CO2 records based on stomatal frequency

Friederike Wagner

Palaeocology, Laboratory of Palaeobotany and Palynology, Utrecht University, Budapestlaan 4, 3584 CD, Utrecht, Netherlands

Niestety przyjemność kosztuje 31 dolarów, ale... wystarczy przeczytać ostatni (23.04.08) numer Polityki - dałem w komentarzu do Aktualności...
 Arkadiusz S.~2008-04-22 10:37:29217.98.12.253
Treść
Po pierwsze cieszy mnie Twoje zaangażowanie i myślenie twórcze. Polecam moje dwa
komentarze do ostatniej aktualności na stronie KlimatDlaZiemi o spotkaniu w Kamopinosie. Zaręczam Ci, że bardzo ciekawe - polecam fragment o świstaku - "szokujący" - modne ostatnio słowo, hi, hi, hiii....
Radzę Ci też przyjrzeć się w co inwestują obecnie amerykańskie koncerny - korporacje; i kogo będzie preferował system aukcyjny sprzedaży emisji CO2, czy czasami nie ich??? , a zrozumiesz "nowomowę" ekologiczną amerykańskich polityków, zwłaszcza kandydatów na prezydenta...
A pewność co do humbugu globalnego ocieplenia mam blisko 100%-tową, bo... bo z wykształcenia jestem inżynierem rolnikiem...

Badania natomiast pedogenezy gleby kopalnych są szczególnie "szokujące", (także aparatów szparkowych roślin kopalnych) skrzętnie ukrywane przez świętą inkwizycję świata nauki meteorologicznej, czyli IPCC - i m. in. dla tego nie wierze ekspertom z tej instytucji ani w jedno słowo np. w to, że ich naciskano by łagodzili swe opinie...

Ponadto nie przejmuję się tym że jestem w zdecydowanej mniejszości - naukowcy, którzy mieli rację zwykle byli nawet całkiem sami - np. Kopernik czy Bruno - żeby nawiązać do inkwizycji; więc tym się nie martwię.
Mniejszość naukowców jest przeciw… to żaden argument. Najczęściej musi wymrzeć całe pokolenie naukowców by uznanie świata nauki zdobyły nowatorskie teorie. Np. spośród największych francuskich uczonych doby nowożytnej tylko nieliczni zostawali członkami Académie des sciences jednej z najsłynniejszych tego typu instytucji na świecie.

Wierzę daleko bardziej Landsea'i, Lityńskiemu, Jaworowskiemu, Gray'owi, Kolendzie, Lorenz i wielu, wielu innym, ale nie IPCC-tom nawet jeśli są wśród nich....

Cytowałem Ci też specjalnie Życie Morza prof. Demela, bo to książka napisana (przynajmniej moje wydanie) przed humbugiem zagrożeń związanych z efektem cieplarnianym.

I najważniejsze: jestem absolutnie za wszelkimi działaniami fundacji ekologicznych mających za cel ograniczenie korzystania z paliw kopalnych (reklamówki fundacji Nasza Ziemia są bardzo fajne i nie nachalne) - bo rozwinięte kopalnictwo energetyczne to największa katastrofa ekologiczna dla Ziemi z bardzo wielu względów. Trzeba więc robić wszystko by maksymalnie szybko zastąpić je alternatywnymi bioodnawialnymi źródłami energii, wszystko ale uczciwie, ale nie kłamać...

...bo nie zmienia to faktu, że powiem nieco żartobliwie: daleko lepszy opis skutków globalnego ocieplenia niż w IV raporcie, znajdziesz w Biblii przy opisie raju...,
...bo ten jest najprawdopodobniej opisem naszego pobytu na Saharze 8-5 tys. lat temu - a więc prehistorycznego globalnego ocieplenia...

A do zrozumienia dlaczego tak się stało, że ocieplenie zawsze w przeszłości w końcowym efekcie zwiększa od Syberii po prawie równik - obszary, gdzie wytwarzana jest "gleba czarnoziemna lasów parkowych klimatu umiarkowanego o optymalnym rozłożeniu umiarkowanie nasilonych opadów"..., na zachętę, przedstawiam kolejny fragment naszego opracowania.
By go zrozumieć ... potrzebna Ci będzie... teflonowa patelnia... i krzywa saturacji...

Dlaczego patelnia?
„Naukowcy zaproponowali bardzo różne prognozy wzrostu i spadku wilgotności w rezultacie globalnego ocieplenia.” (z Historia Ziemi) Eksperci IPCC też badali wczesnoholoceńskie – „saharyjskie” pełne optimum klimatyczne. Opierając się jednak na wynikach badań aktualnego klimatu lat 90-tych, przyjęli że obecnie nie stracą wystarczająco na sile, nie znikną, jak w optimum Altithermal; blokady klimatyczne… Czyli, że w wyniku ocieplenia do wnętrz kontynentów na stałe nie „wedrą się” – nie przenikną (tak jak 11,5 tys. lat temu) wilgotne masy powietrza – deszczowe ciepłe chmury, ciepłym deszczem gwałtownie rozpuszczające lodowce (patrz opis Bretz'a)...

Innymi słowy, naukowcy IPCC założyli, że mimo ocieplenia, globalny obieg powietrza – cyrkulacja atmosferyczna nie ulegną zmianie - będą takie jak dzisiaj - lub zmienią się nia gorsze w ramach obecnego układu wiatrów i prądów… Takie założenia przyjęto na zasadzie: lepiej „dmuchać na zimne”… W latach 90-tych bowiem w wielu rejonach świata np. w południowej Afryce; wystąpiły skrajnie silne susze.
W środowisku IPCC nie przeanalizowano więc alternatywnego modelu, a w każdym bądź razie nie potraktowano go jako głównego, wyjściowego do dalszych badań; przeciwstawnego scenariusza zakładającego, że być może w latach 90-tych ubiegłego wieku, mieliśmy do czynienia jedynie z okresem przejściowym a ściślej jego początkiem…

Okresem przejściowym czyli epizodem początkowego rozrostu układów atmosferycznych - mas wyżowych i (ale i niżowych!) – ich „puchnięcia” zachodzącego zawsze na początku ocieplania się chłodnego klimatu.
Nie wzięto też pod uwagę, że owe rozrastające się masy powietrza mogą się łączyć i wzajemnie przenikać. Że w wyniku takiego procesu, kontynentalne, suche, potężne wyże zaczną „gnić” (zwilgotnieją – przypominać będą „wypłycone” niże), a z kolei niże stawać się coraz płytsze… Najprawdopodobniej nie uwzględniono też wystarczająco faktu, że rozrost „cieplny” objętości najbliższych nam mas powietrza (troposfery) nastąpić musi również i wzwyż. A wówczas stracą przecież na klimatycznym znaczeniu - jako bariery klimatyczne - orograficzne; i góry.

Ocieplenie klimatu w wiekach ubiegłych, które wydaje się większe niż te nam współczesne (i oczekiwane) nie spowodowało więc powiększenia obszarów permanentnej suszy i pustynnych, dlaczego?

Jest kilka hipotez częściowo lub bardziej całościowo – kompleksowo wyjaśniających ten pozorny paradoks np. termostatu tropikalnego.
Może najbardziej kompleksowa jest teoria zwana „teorią łączenia kropel” - „bąbli” atmosferycznych; lub poważniej: powstawania jednorodnych komórek klimatycznych.

Na czym polega teoria wzrostu wymiany ciepła i wilgoci w ramach „komórek” klimatycznych”?
Co o decyduje o obiegu tychże na naszej planecie?
„…cyrkulacja powietrza [= atmosferyczna] determinuje obieg ciepła zaś cykl hydrologiczny [przede wszystkim są to powierzchniowe i głębinowe prądy morskie] jest istotnym ogniwem w obiegu ciepła ze względu na przemiany fazowe pary wodnej.” (z Rola aerozoli w procesach klimatycznych).

…A wyobraźmy sobie „przeciętną” patelnię pokrytą „modnym” teflonem, na którą wylewamy niewielką (np. łyżkę) ilość zimnej wody.
(Pierwsze eksperymenty dotyczące cyrkulacji atmosfery robiono w obracającej się i podgrzewanej z zewnątrz miednicy, a i obecne klimatyczne modele komputerowe oparte są o „mechanikę płynów”).
Czy woda rozleje się nam po powierzchni patelni równomierną warstwą?
Nie…, wiemy dobrze, że powierzchnia patelni pokryje się pewną ilością prawie okrągłych w zarysie, soczewkowato spłaszczonych kropel, gdyż teflon jest hydrofobowy - tzn. odpycha wodę.
Co się jednak stanie, gdy zaczniemy powolutku podgrzewać patelnię?
To oczywiste, może ktoś powiedzieć - podgrzewane krople połączą się i „rozleją się” nam po całej powierzchni patelni tworząc cienką warstwę jednorodnej cieczy.
Czy od razu?
Gdy się dokładnie przyjrzymy temu procesowi to zobaczymy, że krople wody najpierw zaczną się nieco rozszerzać i spłaszczać, zamieniać kształt z prawie kulistego na bardziej soczewkowaty.
Dopiero z czasem będą łączyć się w większe krople (zjawisko takie w meteorologii zwiemy koalescencją), krople zajmujące coraz większą powierzchnię dna patelni; by w końcu połączyć się w jedną całość - pokryć patelnię ww. nieprzerwaną warstwą wody…

Gdy z kosmosu spojrzymy na ziemię to zobaczymy okrągłe w zarysie - do złudzenia przypominające kształtem i rozmieszczeniem, „krople wody na (średnio podgrzanej) patelni”. Te krople odpowiadają: „wielu nakładającym się na siebie, zamkniętym cyrkulacjom powietrza mniejszej skali - regionalnym i lokalnym” (kabak.republika.pl).
Masy powietrza ziemskiego tworzące te ww. klimatyczne „krople”, pod wpływem sił ciążenia, ciśnienia atmosferycznego, także przyjmują przy tym kształt soczewkowaty - jak te zwykłe krople wody na patelni. W swej masie, w ruchu, zachowują się bowiem rzeczywiście bardziej jak ciecz niż gaz. Szczególnie, że niże zawierają ogromne ilości pary wodnej i wody w postaci kropel.
Reasumując: nasze „patelniane krople” w „przełożeniu” na atmosferę, to nic innego jak: zawierające wirujące masy chmur – niże; i przedzielające je masy mniej lub bardziej przezroczystego, suchego, kontynentalnego z reguły powietrza – czyli oczywiście wyże. Ich (wyże + niże) mniej lub bardziej połączone zbiory tworzą tzw. „komórki”, np. biegunową, czy Ferrel’a (to ta nasza – klimatu umiarkowanego), lub Hadley’a (to powietrza zwrotnikowego, tropikalnego). Powyższe komórki oddzielają od siebie także prądy strumieniowe („jet – steam”) - stałe wiatry wiejące na bardzo dużych wysokościach; wzdłuż których przesuwają się zawirowania powietrza - niże.
Analogia i podobieństwo wyglądu ww. komórek i ich „zawartości”, do zbiorów „kropel wody na patelni” są więc uderzające, zwłaszcza że ruch kropel i cząsteczek wody w podgrzewanych kroplach jest identyczny jak w wirujących (w wyniku tego, że Ziemia się obraca – działa na nie siła Coriolisa) niżach…

Wyraźniejszy podział na bardzo aktywne niże i stojące wyże, obserwujemy gdy klimat naszej planety się ochładza (to są te prawie kuliste krople zimnej wody na zimnej patelni). Profesor Elsom pisze o tym tak: „Podczas mroźnej ciemnej zimy na półkuli południowej Antarktyda jest odizolowana od reszty atmosfery przez potężny wir wiatrów zachodnich.” (z Ziemia). „Przez cały rok nad kontynentem, dzięki nagromadzeniu się zimnych i ciężkich mas powietrza występuje Wyż Antarktyczny…” (z www.czasiprzestrzen.wuw.pl).

Jeśli klimat obecnie się ociepla, to dlaczego zamiast optimum Altithermal : leniwego wietrzyku i regularnych, co najwyżej średnich deszczyków, trawiastej, ba sawannowej nawet Sahary, mamy: huraganowe wiatry, katastrofalne ulewy, czy choćby cyklon „Kasię” niszczący Nowy Orlean, czy "nasz" orkan Emmę?
A przyjrzyjmy się naszej teflonowej patelni i kroplom wody.
Nim powoli podgrzewane krople połączą się w jedną całość to…

1. …w wyniku ogrzania najpierw powiększają swoją objętość.

Ciecze co prawda w porównaniu z gazami, lepiej zachowują własną objętość - słabo zwiększają ją w wyniku podgrzania (mają znikomą rozszerzalność termiczną) ale…
…„bąble” atmosferycznego powietrza jednak tylko w części przypominają krople cieczy (są przecież w większości gazowe) i podgrzane mimo ww. ograniczeń (ciążenie- grawitacja, ciśnienie wyższych warstw atmosfery) wyraźnie zwiększają swoja objętość. Zarówno więc „bąble wyże” (szczególnie) jak i „bąble niże” powiększają się znacznie. Takim „namacalnym” efektem powiększania się wyżów zwrotnikowych jest chociażby „poszerzenie” się Sahary w ciągu ostatnich 50 lat o 0,5mln km2, (a razem z nią niestety strefy głodu w Sahelu). Także występowanie w miastach (zwłaszcza strefy umiarkowanej) stojących „słupów” gorącego powietrza o wysokim ciśnieniu ma ten sam rodowód.
To dlatego w okresie przejściowym – jego początku: „Jak podaje raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, fale tropikalnych upałów, dla których charakterystyczne są nieruchome masy powietrza w dzień, i utrzymujące się wysokie temperatury w nocy; ulegną w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie znacznemu nasileniu.”(z: Jane Kay - „Globalne ocieplenie szkodzi zdrowiu” „The New York Times” - za Onet.pl)… a w 1930 roku w USA powiększająca się nad obszarem Wielkich Równin ogromna, stojąca kilkanaście miesięcy, masa suchego, wyżowego powietrza kontynentalnego, zmieniła go (tj. ten obszar) w gigantyczną chmurę pyłu…
Obecne susze w tym w Afryce są też: „wywołane zmianami w układzie mas powietrza. Przykładowo suszę, która w latach 70. i 80. naszego stulecia dotknęła obszar Sahelu, spowodowało przesunięcie mas powietrza o wysokim ciśnieniu znad Sahary w kierunku południowym, poza zwykłą granicę ich zasięgu.” (z www.twojapogoda).

Na marginesie: powyższe rozszerzanie się „kropli - bąbla” wyżu z nad Sahary na obszar śródziemnomorski, już powoduje spadek poziomu wody morskiej. Dowodem na to jest obecny poziom wody w weneckich kanałach, który, jak donosił z Rzymu red. Marek Lenert: spadł „do poziomu nie notowanego od co najmniej 15 lat [najprawdopodobniej nawet od ponad 130 lat] odsłaniając fundamenty historycznych budowli”…
Zdjęcia powodzi w Wenecji w czasie wysokiego przypływu z roku 1990 mają więc już chyba tylko wartość historyczną i najpewniej nic wspólnego z obecną ani przyszłą rzeczywistością. To samo mówi w końcu - co trzeba uczciwie przyznać; i ostatni (w odróżnieniu od poprzednich) raport IPCC - „obszar śródziemnomorski ulegnie osuszeniu”…
Również coś na kształt takiego rozrostu „kropli klimatycznych” (wstępu do niego?) także obserwujemy (obserwowaliśmy?) nad Pacyfikiem. Nazywa się to permanentnym zjawiskiem „El Niño”.
„Globalne ocieplenie może [bowiem] zakłócić układ prądów atmosferycznych ponieważ tempo parowania wody z oceanów zwiększa się wraz z ponoszącymi się temperaturami, które powodują opady. Zwykle, według modelu cyrkulacji Walkera, woda paruje z ciepłych wód wschodniego Pacyfiku [okolice Ameryki Łacińskiej] i wędruje niesiona w masach powietrza do południowo-wschodniej Azji [Indonezja, Malezja, Gwinea i inne kraje wyspiarskie], gdzie kumuluje się i wytrąca w postaci opadów. Suche powietrze następnie powraca na dużej wysokości na wschód i zamyka cykl. Jednak jeśli temperatura oceanów rośnie, opady „nie nadążają” za zwiększonym parowaniem. Skutkiem tego większość mas powietrznych zostaje uwięzionych u wybrzeży, zaś prądy w obu kierunkach osłabione.” (www.racjonalista.pl).
El Niño – de facto powoduje więc powstanie i rozszerzanie się dużych „bąbli powietrznych” – blokad atmosferycznych u pacyficznych wybrzeży Ameryki i Azji. Część naukowców uważa, że to przejściowe zjawisko przejdzie w praktycznie trwałe, i takie: „…okresowe procesy, które wykazują coraz większe osłabienie wiatrów wiejących ze wschodu, z Ameryk do południowo-wschodniej Azji, mogą spowodować zarówno susze w Indonezji, jak i chude lata dla rybaków w Chile.” (www.racjonalista.pl). Tylko, że…
…wg ekspertów z IPCC w 2099 temperatura ziemi może się podnieść o 1,8 – 4oC (maks. 6,4 oC), a więc przypominać tą z czasów „saharyjskiego” holoceńskiego pełnego optimum klimatycznego, gdy na ziemi nie było praktycznie (zwłaszcza w strefie zwrotnikowo-równikowej) terenów z długotrwałą susza glebową, czy pustynnych zapewne i nie było zjawiska El Niño, a królowała w formie rozległego „leniwego” niżu (-ów) – La Niña…

2. … następnie w wyniku dalszego podgrzania, jedne krople łączą się, ale jednocześnie część z nich po połączeniu, powtórnie rozdziela się.

Gdy powolutku podgrzewamy krople wody na patelni to widzimy, że w pewnym momencie część z nich zaczyna się poruszać - zderzać - łączyć - ulegać koalescencji. Gdy zatrzymamy podgrzewanie w tym momencie to zobaczymy, że po połączeniu rozdzielają się i znów się łączą i…, i tak co chwila…
Jeżeli będziemy cierpliwi to ustawimy temperaturę równowagi, czyli taką przy której taka sama ilość kropli będzie się łączyć jak i rozdzielać…
Czy krople wody łączą i dzielą się powoli?
Nie, samo zjawisko jest niezwykle gwałtowne. Fizyk przed samym połączeniem zauważyłby nawet, że występuje zjawisko tarcia między kroplami. Gwałtowność łączenia się kropel związana jest z „wyrwaniem” pod dużym ciśnieniem zawartości wnętrza kropli przez siły napięcia powierzchniowego, nadaniem im bardzo dużej prędkości i silnego ładunku elektrycznego.
O ile jednak krople wody są jednorodne to krople klimatyczne różnią się od siebie stopniem wysycenia parą wodną, „chmurami” i temperaturą. Po każdym połączeniu nie są więc już takie jak przed nim. Sąsiadujące wymieniają się bowiem ze sobą swoją zawartością – stają się coraz bardziej podobne do siebie – jednorodne.
Czy czasami nie przypomina to Państwu gwałtownych zjawisk atmosferycznych lat ostatnich, tj. gdy mieszkańcy Afryki Północnej cieszyli się śniegiem z niżu islandzkiego; a my w tym czasie w Święta Bożego Narodzenia, mieliśmy blisko +15oC podzwrotnikowej proweniencji zimowe „upały”…?
Obecnie jesteśmy więc w etapie przejściowym (od jego początku – ok. 1850r do dziś średnia temperatura powietrza wzrosła dopiero o ok. 2 stopnie, „brakuje” więc jeszcze ok. 3-4 stopnie, by było jak w „czasach ekspansji wikingów i Słowian”) - na początku zlewania się ze sobą, łączenia (ale i wtórnego rozdzielania) i to coraz większymi „powierzchniami głębokiej wymiany” – tarcia powierzchni kropel - mas powietrza, np. atlantyckiej ze zwrotnikową.

Wzdłuż prądów strumieniowych przemieszczają się fronty atmosferyczne - obszary takiego „tarcia kropel”. Wzrastająca temperatura oceanów powoduje zwiększenie intensywności tarcia rozpychających się mas powietrza – powstają liczniejsze, większe i bardziej aktywne niż dawniej cyklony tropikalne. Ocieplające się oceany dodają energii cyklonom. Te, ściskane przez coraz rozleglejsze (w efekcie przejściowym) atmosferyczne blokady zwrotnikowe i równikowe, (to te rozszerzające się przed połączeniem, krople) nabierają energii, którą mogą rozładować tylko równoleżnikowo – tj. pędząc wzdłuż równika. Nie mogą tego zrobić na „wygodniejszej” drodze wzdłuż południkowej – w kierunku do biegunów; bo tam przecież stoją wspomniane (wyżowe) blokady.
„Kerry Emanuel, klimatolog z Massachusetts Institute of Technology w Cambridge, mówi: „cieplejsze morza dostarczają więcej paliwa dla silników tropikalnych sztormów, to sugerowałoby, że huragany będą coraz silniejsze.” (www.racjonalista.pl).
Okres przejściowy - tj. przejścia od klimatu chłodnego do ciepłego jest więc (jak to zwykle z takim okresem przejściowym bywa) okresem największych perturbacji - klimatycznych zagrożeń (takich jak: Rekordowe ulewy w Argentynie, Fala ulew, wichur i gradobić w USA, Gwałtowne burze i ulewy w RPA - tytuły z www.twojapogoda.pl)

Tym bardziej, że przecież ziemia nie jest płaską patelnią podgrzewaną tylko od dołu. Ma powierzchnię pofałdowaną, ponadto „grzaną” jak w mikrofalówce - zwłaszcza od góry. Powoduje to powstawanie różnic w tempie ogrzewania się powierzchni Ziemi. Wynika to także z faktu, że ilość energii słonecznej docierającej do określonego obszaru zależy od kąta padania promieni słonecznych i jest funkcją pory roku i dnia.

Ponadto: „Nie ma, niestety, żadnych przesłanek, na podstawie których można by sądzić, jak długo może trwać proces ocieplania klimatu i towarzyszące mu skutki…”, „Jednak, biorąc pod uwagę fakt, że takie zjawiska miały już miejsce w historii Ziemi, można wnioskować, że i tym razem będzie to proces przejściowy o niemożliwym do ustalenia okresie trwania.” (z www.czasiprzestrzen.wuw.pl).
Mówimy więc o lokalnej bądź globalnej cyrkulacji atmosfery (uśredniony ruch powietrza atmosferycznego - odbywający się w skali całej kuli ziemskiej nosi nazwę ogólnej cyrkulacji atmosfery) w wyniku czego występują ogromne różnice ciśnień między masami powietrza, potęgowane przez efekt przejściowy (występuje więc potęgowanie - wzajemne wzmacnianie się tych zjawisk zachodzące wraz z ich wzrostem, fachowo nazywane dodatnim sprzężeniem zwrotnym).
W historii nie tylko najnowszej, mamy wiele setek przykładów katastrofalnych zjawisk związanych z takimi okresami przejściowymi między okresami ochłodzeń i ociepleń, jaki i obecnie przeżywamy. Mnie najbardziej utkwił w pamięci taki okres z VI/III w. a.C., gdy w czasie I wojny punickiej w następstwie niespotykanie silnych burz Rzymianie stracili blisko 600 okrętów (a w wyniku działań floty kartagińskiej tylko ok. 150…). Dla Europy XIX wiecznej z kolei np. katastrofalne było pierwsze (w roku 1846-tym) ciepłe i wilgotne lato „naszego” (trwającego do dziś) okresu przejściowego. Było ono przyczyną rozprzestrzeniania się zarazy ziemniaczanej (a za nią niespotykanego głodu - zwłaszcza w Irlandii), której sprawców przetrwalne zarodniki, wcześniej nie mogły przeżyć mroźnych (!) irlandzkich zim.

3. Krople łączą się na trwale, tworząc praktycznie jednorodną warstwę równomiernie pokrywająca powierzchnię (faza pełnego „optimum” klimatycznego).
I tutaj masz Dragonie odpowiedź dlaczego znikną blokady atmosferyczne i razem z nimi "upiorne" klimatyczne dzieciątko
...i na razie może tyle, bo się wystrzelam z całej quasi-naukowej amunicji - i tak jak zwykle było za długo...
 Dragon~2008-04-21 22:02:1089.78.42.37
Twierdzisz, że IPCC to organizacja panikarzy, którzy ile sił starają się napisać czarny scenariusz.
Z drugiej strony, inna wypowiedź naukowca uczestniczącego w pracach IPCC:
„Porozumienie w sprawie raportu osiągnięto po całonocnym posiedzeniu, podczas którego z dokumentu wykreślano całe fragmenty, a naukowcy spierali się z rządowymi negocjatorami, którzy rozwadniali sens naukowych ustaleń”. Zauważyłeś też pewnie, że w wielu miejscach (choćby topnienie lodów Arktyki, tempo wzrostu emisji CO2 i in., prognozy IPCC okazują się wręcz ZBYT ZACHOWAWCZE)
Rozumiem, że podobnie NASA, NOAA i dziesiątki innych instytucji naukowych... Wszyscy się mylą lub ściemniają?
Naturą nauki jest dyskusja, wątpliwości i niezrozumiałe zjawiska najlepiej popychają wiedzę do przodu, ale muszę Ci pogratulować pewności... Stwierdzenie, że argumenty tych wszystkich naukowców do Twoich racji mają się jak 1 do 100000000 jest dość... interesujące..?
Jesteś zdania, że sprzężenia ujemne wygaszą zmiany. Oczywiście, szanse na Wenus Bis są jak jak 1 do 100000000, ale co do przesuwania się stref klimatycznych, zachowania wiecznej zmarzliny, podnoszenia się poziomu wody, pustynnienia, konfliktów o zasoby czy hydratów metanu to cały czas trwa dyskusja, a większość naukowców uważa, że niebezpieczeństwa są poważne. Jasne, są sprzężenia ujemne,ale są też dodatnie, nieźle poznane: zanik lodu Arktyki i związane z tym zwiększenie pochłanianej przez Ziemię energii i dalszy wzrost temperatury - i topnienia lodów, większa temperatura to więcej pary wodnej w atmosferze (sceptycy uwielbiają podkreślać, że to główny gaz cieplarniany, czasem tylko przesadzają co do proporcji), wyższa temperatura to wyższa respiracja gleby i uwalnianie uwięzionego w niej CO2, rozmarzanie wiecznej zmarzliny wyzwoli dużo CO2 i metanu, przesuwanie się stref klimatycznych i zmiany wzorców opadów o usychanie obecnej tam roślinności (pomimo faktu, że więcej CO2 zasadniczo roślinom służy, oczywiście). Oczywiście, nie jesteśmy w stanie "po inżyniersku", do 5go miejsca po przecinku wyliczyć ich działania.
Ale też nie jesteśmy pewni, jak silne będą te sprzężenia ujemne, o których wspominasz. Życzę im jak najlepiej, ale obstawianie, że spokojnie skompensują sprzężenia dodatnie zapobiegając wzrostowi temperatury o wiele stopni, to przy obecnym stanie wiedzy w najlepszym razie myślenie życzeniowe, a w najgorszym samooszukiwanie się odsuwające działania tak długo, aż rzeczywiście będzie na nie za późno.
Już teraz pojawiają się głosy sceptyków (George Bush, na ten przykład) , którzy niedawno twierdzili, że globalne ocieplenie to lipa, a teraz (jakby na to tylko czekali) twierdzą, że owszem, ma ono miejsce, ale już za późno na przeciwdziałanie i można tylko się adaptować.

Zastanawia mnie, jak to jest, że ten sam argument jest przez sceptyków używany w obie strony:
Czytam więc, że od 1998 roku temperatura Ziemi przestała rosnąć i oznacza to że globalne ocieplenie mamy z głowy i czeka nas ochłodzenie. A dalej czytam, że to Słońce steruje klimatem i na poparcie tego argument, że w 1998 roku było maksimum aktywności Słońca i w związku z tym było tak ciepło.
Czytam u sceptyków, że większa temperatura to więcej opadów, więc gdzie tu pustynnienie.
Piszesz (wg Ciebie największa bzdura), że zanik lodowców to nie problem a takie twierdzenia "nie są naukowo poprawne – nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. [...] Bo zwiększyła się ilość opadów 'wszelakich' pochodzących de facto z mórz i oceanów - w cieple lepiej parujących". Czy jako naukowiec nie przesadzasz odsądzając innych naukowców od związków z rzeczywistością??? Oczywiście, wyższa temperatura to wyższe parowanie i wilgotność (zależnosć paraboliczna, a jakże:) a niższa temperatura to mniej wilgoci w powietrzu.
Ale wyższa temperatura to także szybsze parowanie i wysychanie lądu. No i może padać gdzie indziej niż dziś. Przesuń strefy klimatyczne o kilkaset kilometrów w stronę biegunów i dzisiejsze opady na południu Australii spadną nad oceanem. I całe południowe, zamieszkałe wybrzeże pustynnieje. Ale może to dla Ciebie nie problem?
Dalej - kiedy spłynie woda, która spadła z deszczem? W Himalajach np. masz porę suchą i porę deszczową (monsunową). Jak pada woda zostaje w formie śniegu i lodu, który topniejąc spływa przez cały rok dając początek stabilnym rzekom. Zabierz lodowce, a będziesz miał powódź podczas monsunów i suszę przez resztę roku. Super, nie?
Skąd więc to Twoje przekonanie, że to taka bzdura? Nawet nie mówisz, że jest to temat do dyskusji. Nie, bzdura i kropka. Dziwne, bardzo jednostronne jak na naukowca podejście, Arku.

Nawet Stephen Hawking powiedział, że „Globalne ocieplenie jest obecnie największym zagrożeniem dla ludzkości, większym nawet od wszystkich arsenałów jądrowych razem wziętych”. No, ale może wiesz lepiej..?
 Arkadiusz S.~2008-04-21 13:43:15217.98.12.253
Treść
Drogi Dragonie,
a na link mego (naszego!) opracowania to poczekaj, bo jeszcze nie skończone a chcielibyśmy, by było ono choć i anglojęzyczne i mogło dotrzeć do wielu ludzi w jednym czasie, chyba rozumiesz dlaczego... Ja jako pracownik instytucji państwowej budżetowej mogę zostać ocenzurowany - wtedy na stronie mojej instytucji nie opublikuję w ogóle tekstu.

Naruszamy interesy zbyt wielu ludzi... ale nie jestem taki naiwny - nie liczę na to, że coś te nasze opracowanie zmieni - polecam ostatnie zdanie naukowego "szwarccharakteru" z filmu, książki Coma jako komentarz i motto...

A na jedno Ci jeszcze nie odpowiedziałem: Ja mogę powiedzieć z cała odpowiedzialnością (i uczciwością), że na podstawie mojej wiedzy, na pytanie: Czy katastroficzny scenariusz IPCC ma szansę na spełnienie choćby w 1%-cie - odpowiem tak... - tak ale z prawdopodobieństwem co najwyżej 1ppm procenta... i to chyba oceniam zbyt optymistycznie...
 Arkadiusz S.~2008-04-18 10:22:12217.98.12.253
Treść
No i zapomniałem o czymś (jak zwykle) niezmiernie ważnym - dodać, że ocean nie jest taki inertny - bezwładny, jak to się dawniej nam wydawało. Badanie rozkładu Ekmana (spirali Ekmana przekazującej poprzez wiatr oceanom i morzom nadmiar energii lądu - i odwrotnie lądom zabrany oceanom ich nadmiar energii) udowodniło, że mechanizm ten jest bardzo efektywny - działa znacznie głębiej niż do 100m jak to dawniej myślano.

P.S. Wyjaśniam też: nie cały czas zajmowałem się naukowo badaniem klimatu, 10 lat biologicznym zwalczaniem szkodników, co pozwoliło mi poznać dogłębnie ekologię.

Efekt cieplarniany będzie miał skutki ujemne, ale związane z antropogeniczną fragmentacją ekosystemów - zanikiem nisz ekologicznych utrudniających, czasami wręcz uniemożliwiających sukcesję. I tutaj powinniśmy skupić nasze wysiłki i środki a nie napychać nimi kieszenie korporacji, które nagle się "zazieleniły"...
 Autor~2008-04-18 09:31:59217.98.12.253
Treść
Drogi Dragonie,
Ja nie jestem oszołomem, który walczy z IPCC dlatego, że ktoś mu za to płaci lub chce mieć racje i nie chce się wycofać z błędu.
Wprowadzanie zaleceń IPCC jest bardzo kosztowne i niebezpieczne i... obecnie bardzo korzystne dla korporacji wysokoenergetycznych...

Polecam mój komentarz do samolotu na algi i poniżej cytat z J.M. Keynesa
Uważamy, że obecne ocieplenie jest bardzo, bardzo powolne, i słabe w porównaniu z przeszłością
Obecne poprawki wprowadzane prze większość glacjologów są tutaj słuszne - dawniej na początku obecnego optimum stężenie tego gazu było większe od obecnego. CO2 zostało usunięte z prehistorycznych bąbelków w wyniku np. klatrtyzacji w kryształach lodu.
Polecam też opis dawnego ocieplenia prof. Bretz'a o co najmniej 11 st. C w ciągu kilkunastu lat !!! ("znienawidzonego" przez pierwszy zespół IPCC):
Amerykański geolog prof. J. H. Bretz już przed wojną badając ślady na bazalcie, które mogły zostawić tylko niezwykle szybko płynące ogromne potoki wody, opisuje to tak: „potężna fala powodziowa wymyła cały materiał osadowy na obszarze ponad 40 tysięcy km2…”, „Rwące rzeki przez kilka dni miały płynąć z szybkością 70 km/h, prowadząc wody o masie dziesięciokrotnie przekraczającej zasoby wszystkich rzek świata.” Była to: „Ogromna ściana wody z grzbietami fal, ciągle przewalającymi się przed nią. Wysokość jej dochodziła do 450 metrów.” „Wypływając z doliny Clark Fork River w zachodniej Montanie i przepływając przez północne Idaho z prędkością 16 km3 na godzinę, woda osiągnęła głębokość 250 metrów, płynąc przez Wallula Gap na granicy stanów Waszyngton i Oregon, a następnie spłynęła do Kolumbii w swojej nieprzejednanej wędrówce do Pacyfiku. Wypłukując od 30 do 60 metrów ziemi w wielu miejscach, powódź odsłoniła całkowicie 3200 km2 Płaskowyżu Kolumbijskiego, wypłukując błoto i piasek, pozostawiając tylko nagie ściany dolin głębokich na 120 metrów…” , „Gigantyczna fala wydawała się posuwać naprzód bez końca. Sięgała coraz dalej w głąb ładu. Było się bezpiecznym dopiero na wysokości 1500 metrów ponad poziomem morza.” (z The Channeled Scabland of the Columbia Plateau - Journal of Geology 1923). Świat nauki przyznał prof. Bretz rację dopiero pod koniec XX wieku…
Prof. S. M. Stanley pisze o tym tak – „w okresie ostatnich 18 000 lat poziom morza prawdopodobnie od czasu do czasu podnosił się raptownie o kilka metrów”. „Ok 14 680 lat temu nastąpiło nagłe (w ciągu 10 lat) ocieplenie”. Podobne (ok. 11 600 lat temu) nastąpiło właściwie w ciągu roku (!!!)… „Notowane między 15 000 a 7 000 lat temu trzy epizody podniesienia się poziomu oceanu światowego były [więc] najprawdopodobniej związane z nagłymi globalnymi zmianami klimatu.” (Historia Ziemi)
Mimo ogromnych (brak lodu na Grenlandii) i "niewiarygodnie szybkich" (prof. Stanley - Historia ziemi) ociepleń, metan nigdy nie przedostał się do atmosfery...
A wieczne zmarzliny już jako bagna tak skutecznie ograniczały ocieplenie - anoksycznie grzebały węgiel - usuwały CO2 z atmosfery, że zawsze przyspieszały nadejście zlodowaceń...
A Sahara?
dr Ryszkiewicz opisuje to tak:
„Z badań palinologicznych (tzn. pyłków kopalnych) wynika, że borealne lasy iglaste (tajga) zachodniej Syberii i Kanady rozciągały się wówczas mniej więcej 300 km dalej na północ, a więc zajmowały obszary dzisiaj całkowicie bezleśne (tundrowe), porosłe tylko trawami, krzewami i mchem. Temperatura wód oceanicznych była na niektórych obszarach wyższa nawet o 6°C od dzisiejszej, oceany parowały więc silniej, co powodowało zwiększenie wilgotności powietrza.
Wzmożone opady wypełniły po brzegi baseny i jeziora saharyjskie, a jezioro Czad na przykład, przybrało rozmiary prawdziwego morza, rozlewając się na obszarze porównywalnym z dzisiejszym Morzem Kaspijskim [!!!]. Wtedy to właśnie zazieleniła się Sahara i Bliski Wschód. Wspaniałe ryty naskalne i malowidła świadczą o tym, że tereny te tętniły życiem i występowała na nich fauna typowa dla dzisiejszej sawannowej Afryki.”
Polecam mapy najdalszego zasięgu wydm saharyjskich -temat doprowadza do szału polityków z IPCC...
Czy warto więc zbyt szybko wprowadzać ograniczenia wynikające z raportu IPCC protokołu z Kioto, grożące stagnacją światowej gospodarki?
A dam tylko znamienny cytat z naszej pracy:
Sławny ekonomista John Meynard Keynes niegdyś przestrzegał rządy Ententy, że jeśli te nałożą na Niemcy zbyt duże obciążenia reparacyjne (- a wiec też de facto „naprawcze”… – dziwna „złowieszcza” analogia…) to te same Niemcy wywołają wojnę daleko straszniejszą niż ta z lat 1914-1918…
Niemcom reparacje co prawda umorzono, ale za późno - Hitler był już u władzy…
Nie spłacili ich zresztą nigdy. „Telekonektycznie” (na odległość - ale w czasie), spłaciliśmy (m. in.) je my Polacy – milionami zabitych, zrujnowaną w 39%-tach gospodarką, kresami, i prawie półwieczem sowieckiej okupacji - że wymienię najważniejsze „reparacje”… (a zaczęło się też niewinnie - od „korytarza”, na który „głupi Polacy” nie chcieli sie zgodzić).
…skoro wówczas Keyns miał rację to i dzisiaj warto go posłuchać… i nie nakładać społeczeństwom zbyt dużych obciążeń związanych w humbugiem katastrofalnych skutków dzisiejszego globalnego ocieplenia…
I jeszcze raz zacytuje prof Krasuskiego:
Prof. Jerzy Krasuski w „Historii Niemiec” pisze o przyczynach wojen chłopskich w czasach reformacji: „daremne jest poszukiwanie przyczyny tego w jakimś pogorszeniu się jego [tj. stanu chłopskiego] sytuacji. Alexis de Tocqueville (zm. 1859) zauważył, że rewolucje nie wybuchają w chwili zaostrzenia ucisku mas, lecz w chwili jego złagodzenia…”.

A co do poziomu ostatnich prac IPCC to Ci Dragonie zacytuję zdanie było członka tej "zacnej" organizacji dr Chrisa Landsea'i:
„Po dosyć długim zastanowieniu zdecydowałem wycofać się z udziału w Czwartym Raporcie Oceniającym Międzyrządowego Panelu nt. Zmian Klimatycznych (IPCC). Wycofuję się, albowiem doszedłem do wniosku, że ta część IPCC, do której odnosi się moja ekspertyza, została upolityczniona. W dodatku, kiedy zgłosiłem swoje zaniepokojenie tym faktem kierownictwu IPCC, w odpowiedzi polecono mi po prostu porzucić swoje wątpliwości.(…)
i "Z zakłopotaniem stwierdziłem, że uczestnicy konferencji harvardzkiej doszli do wniosku iż ocieplenie globalne ma wpływ na obecną aktywność huraganów. Z tego co wiem, żaden z uczestników tej konferencji prasowej nie wykonywał prac badawczych dotyczących zmienności huraganów ani nie informował o nowych pracach na tym polu. Wszystkie poprzednie jak i obecne badania w temacie zmienności huraganów nie wykazują żadnej wiarygodnej i długoterminowej skłonności do zwiększania się częstotliwości lub intensywności występowania cyklonów tropikalnych ani na Atlantyku, ani w żadnym innym basenie."
oraz: "Osobiście nie mogę w dobrej wierze kontynuować przyczyniania się do procesu, który postrzegam jako zarówno zmotywowany przez uprzednio ułożone scenariusze jak i naukowo błędny." czyli mówiąc mniej „grzecznie” niż dr Landsea, chodzi mu o to by nie dochodziło do ustalania a priori rezultatów badań i dopiero później do takiego ich przeprowadzania, by nie były broń Boże niezgodne ze z góry założonymi wynikami…

Na to by obecny raport był tak katastroficzny straszący wszystkim czym się da; przede wszystkim naciskały: rządy Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, zarządy Generall Motors i BP (!!!)...

Modele cyfrowe IPCC są znakomite, ale mają fatalna bazę danych.

„Czy ilość CO2 w atmosferze może wzrosnąć do takiego poziomu w którym efekt cieplarniany spowoduje podniesienie się temperatury na powierzchni Ziemi znacznie powyżej dzisiejszych wartości?”
Pyta prof. Steven M. Stanley w Hostorii Ziemi i odpowiada: „Wydaje się, że ani drastyczny wzrost temperatury, ani jej drastyczny spadek nie jest możliwy…” bo: „…im cieplejszy lub chłodniejszy staje się globalny klimat, tym silniejszy jest opór czynników przeciwnych.” - czyli na przeszkodzie stoją „ujemne sprzężenia zwrotne”. Szczególnie temperatura powietrza i opady mają własności samo-ograniczające w wypadku nadmiernego wzrostu lub spadku takiego stężenia CO2.
Ocieplenie np. powoduje wzrost zużycia dwutlenku węgla (połączonego z wodą w kwas węglowy, węglawy mało kwaśny ale...) bardzo aktywny w procesie wietrzenia, który to proces w konsekwencji prowadzi do osadzania się tego gazu w postaci węglanów np. na dnie mórz. Wielokrotnie w przeszłości: „Mogło to znacznie przyspieszyć wietrzenie skał powierzchniowych: zawarty w nich wapń wchodził łatwo w reakcję z dwutlenkiem węgla, tworząc węglan wapnia, a tym samym rugując ten cieplarniany gaz z atmosfery i powodując globalny spadek temperatury. Wietrzenie eliminuje więc ten gaz jako sprawcę efektu cieplarnianego.” (z dr. Ryszkiewicz Ziemia i życie - kronika)

Dodajmy do tego teorię podgrzewanych łączących się kropel - zaniku blokad atmosferycznych - wyżów zwrotnikowych i rozrostu strefy umiarkowanej; oraz teorię termostatu tropikalnego jako uzupełnienie poprzednich; a mamy pełny obraz baraku katastrofy...

A globalna anoksja może powstać tylko i wyłącznie w wyniku ochłodzenia się klimatu i to nie ona była przyczyną dwóch (nie jednego !!!) epizodów wielkiego wymierania Triasowego...
…dr Robert Niedźwiedzki z Instytutu Nauk Geologicznych - Uniwersytetu Wrocławskiego, tak ocenia teorię globalnego ocieplenia i anoksji - przyduchy; jako przyczyny wielokrotnej zagłady życia na Ziemi: „…modne…, …stały się ostatnio koncepcje upatrujące przyczyn wymierań w panujących okresowo w oceanach warunkach beztlenowych.”, „Nie możemy… [jednak] …określić pionowego zasięgu wód beztlenowych [w czasach wymierania permskiego], zaś anoksja w wodach przydennych, zwłaszcza przy dużej produkcji pierwotnej [tzw. wysoka trofia] strefie fotycznej [a więc z dostępem światła] jest czymś oczywistym.”
Dr Niedźwiedzki upatruje jednak najbardziej prawdopodobnych przyczyn wymierania permo/triasowego nie w globalnym ociepleniu się klimatu a wręcz odwrotnie - w ochłodzeniu się klimatu!
Odpowiedzmy sobie więc najpierw na pytanie: czym charakteryzują się oceaniczne wody ciepłe?
Czy są zeutrofizowane, mocno zanieczyszczone i ubogie w życie?
Szafirowe „tonie tropików”, są gorące ale i bardzo przezroczyste. Im cieplejsze tym bardziej „czyste”. Wg prof. Kazimierza Demela (Życie Morza) przezroczystość chłodnego Bałtyku sięga 12 metrów. W tropikalnym, stojącym (!) a wiec teoretycznie podatnym na zanieczyszczenie, Morzu Sargasowym jest to już ok. 65 metrów. Warstwa eufotyczna – tj. taka gdzie fotosynteza – produkcja tlenu przeważa nad jego spalaniem, w tropikach jest wiec „grubsza” niż w morzach chłodnych – sięga głębiej. Poziom kompensacji (końca „przewagi” fotosyntezy nad oddychaniem) sięga więc tam głębiej, bo… woda jest cieplejsza. Na wspomnianym Morzu Sargasowym jest to ok. 100m - w Bałtyku 25m.
Wysoka temperatura wód powierzchniowych (warstwa do ok. 400 m) oceanów obniża jednak ich gęstość, co powoduje powstanie ostrej granicy – gwałtownej zmiany temperatur (powstaje podobna do chemokliny – termoklina) między wodami powierzchniowymi a gęstymi wodami głębszych warstw. I tutaj twórcy teorii „anoksycznego” wymierania jako „ciepłej przyduchy” widzą swoją szansę… Wody cieple rozpuszczają przecież mniej tlenu i innych gazów niż zimne.
rozpuszczalność tlenu w wodzie spada a i owszem proporcjonalnie - liniowo; wraz z wzrostem temperatury, tylko że pod dość małym kątem… – a więc nie za szybko. Nawet w wodach bardzo ciepłych jest więc dość tlenu by życie rozwijało się bujnie…
W tropikach za to (jak pisałem wyżej) do większych głębokości niż w morzach chłodnych, może przebiegać fotosynteza. Są one bowiem znacznie czystsze (tzw. „przezroczyste wody szafirowe”) niż wspomniane wody chłodne.
„…zielonawa lub szara barwa wód przybrzeżnych, dość mętnych, tak bardzo kontrastuje z przezroczystoszafirowymi wodami pełnego oceanu stref podzwrotnikowych…”, „Słońce, świecąc [ponadto] prostopadle, przenika głębiej przezroczyste wody.” Oddychający tlenem zooplankton, np. pospolite widłonogi: „skupiają się przeważnie na głębokości od 50 do 100 m, gdy tymczasem w morzach zimnych ich maksymalne zagęszczenie daje się obserwować w warstwach płytszych, na głębokości 0-50 m.” - pisze prof. Demel. Tlenu więc w wodach tropików jest mniej, ale nie brakuje go nawet na dużych głębokościach i to przy temperaturach przekraczających 50oC!
I choćby z tego powodu w ciepłych oceanach, praktycznie niemożliwe jest, aby blisko powierzchni wody kiedykolwiek powstała warstwa beztlenowej przyduchy.
„Obecnie w oceanach tlen występuje w niemal identycznym stężeniu na wszystkich głębokościach, także w strefie przydennej.” (www.klimatdlaziemi.pl ).
Przesuwanie się chemokliny „w górę” jest wiec ograniczone przez rosnącą wraz z temperaturą przezroczystość wody i „różnorodność życia”, w tym fotosyntetyzujących – „tlenotwórczych” glonów.
Morze Czerwone „najgorętsze morze świata o maksymalnej temperaturze latem na powierzchni do 30oC, z „gniazdami” lokalnymi wyjątkowo gorących wód przekraczających 50oC, a na głębokościach do 2000 m nie spadającą poniżej 21,5oC…”, mimo to ma: „liczne osobliwe gąbki i bardzo bogate rafy koralowe.”; a „Zatoka Perska, płytka, leżąca na szelfie, o najwyższej w morzach temperaturze wody (do 36oC), jest miejscem najobfitszych połowów perłopławów…”.
Tak więc „Morza gorące odznaczają się najbardziej zróżnicowanym i urozmaiconym życiem, jakie znamy w oceanach.” (Życie Morza).
Woda w wodach ciepłych jest tak czysta, bo bardzo szybko przebiega tam przemiana materii. Związki, które trafiły do wody tropików są bardzo szybko i dokładnie rozkładane oraz przerabiane na „czynniki pierwsze”. Te szybko ulatują w atmosferę lub osiadają na dnie oceanów. Dlatego też mówi się, że tropikalne wody ciepłe są mniej produktywne niż zimne arktyczne. Nie wynika to jednak z tego, że wody tropiku są słabiej natlenione (bo są i co do tego nie ma wątpliwości), ale z tego że brakuje tam azotu (związki azotowe ulegają bowiem w nich szybkiemu rozkładowi - denitryfikacji) oraz zwłaszcza CO2… Dwutlenek węgla oczywiście przecież (podobnie jak tlen) słabiej rozpuszcza się w wodach ciepłych niż w chłodnych.
CO2 jest więc niezbędny do poprawy trofii - produktywności (akumulacji energii słonecznej – fotosyntezy) mórz ciepłych. Niestety ilość tego gazu dodatkowo ogranicza jego przetwarzanie przez organizmy mórz tropików; w: „utwory wapienne”, typu „szkielety, pancerze, grube muszle”, co wspomaga: „…wysoka temperatura przyspieszająca – jak wiadomo – tempo przemiany materii, sprzyja[-jąca] gromadzeniu wapnia przez organizmy.” Wskutek czego: „…morza gorące gromadzą na swoich rozległych obszarach ogromne zasoby wapnia oceanicznego, głównie pod postacią węglanów [a więc związków powstałych z CO2…]…” (z Życie Morza).

Czy więc wody tropikalne ulegną kiedyś całkowitemu wyjałowieniu?
Nie, bo po pierwsze: prądy morskie dokonują mieszania wód powierzchniowych i głębinowych (tzw. konwekcyjnego), po drugie szczególnie na terenach stagnacji – halistatycznych np. we wspomnianym Morzu Sargasowym „…badania wykazały, że w wodach otwartego oceanu dobowe wędrówki pionowe planktonu nie ograniczają się do stosunkowo cienkiej warstwy wód powierzchniowych (400-500 m), lecz sięgają warstw znacznie głębszych, gdzie mają charakter wędrówek odżywczych.” (z Życie Morza). A po trzecie: wg absolutnie najnowszych ustaleń: „Na dnie oceanów może się znajdować w sumie trzy miliony podwodnych wulkanów, z czego około 39 tysięcy o wysokości ponad kilometra.”, a „W 2006 r. naukowcy z Japonii odkryli [ponadto] nowy rodzaj wulkanu, wymykający się tradycyjnym teoriom z zakresu wulkanizmu. Te małe wulkany, mające od jednego do ośmiu mln lat, nie są usadowione na granicach płyt tektonicznych, ani ponad centrami aktywności wulkanicznej.” (z NewScientist.com)
No cóż, dno oceanów jest geologicznie bardzo młode i cienkie, stąd łatwo pęka. Być może wiec miliony tzw. „cieplic” – hydrotermalnych kominów, „odżywczo” dymi i przemieszcza ocieploną wodę z dna głębin oceanów w górę. W miejscach gdzie te procesy zachodzą intensywnie, powstają tzw. plamy gorąca.
Nie znamy jeszcze w pełni skali tego zjawiska, choć na pewno ze względu na ogromną liczbę podwodnych wulkanów, jest ona duża…, …ale i ono wyklucza przy tym powstanie kiedykolwiek w dziejach Ziemi przypowierzchniowej „zabójczej” warstwy beztlenowej bogatej w siarkowodór. Ocean jest po prostu na to za duży i zbyt „skomplikowany”.
Takie warstwy owszem istniały i istnieją obecnie „w pewnych rejonach bezodpływowych słonych jezior czy w Morzu Czarnym.”, (www.klimatdlaziemi.pl) w bardzo płytkich, śródlądowych - epikontynentalnych, ciepłych morzach kredowych (właśnie tylko w kredzie mogły mieć -na ograniczoną skalę, miejsce siarkowe anoksje); oraz w wodach chłodnych (!!!) na granicy lodów obszarów szelfowych (płytkich) mórz podbiegunowych…
W okresie dnia-lata arktycznego, następuje tam bowiem – w wodach chłodnych – a więc dobrze natlenionych; ogromna produkcja biomasy - „trofia pierwotna”. Ta biomasa jeśli zostanie bardzo szybko „nakryta” pokrywą lodu (skutecznie odcinającą dopływ światła) to stosunkowo szybko obumiera, wiążąc przy tym nieomal cały tlen. Woda pod lodem ma bowiem temperaturę dodatnią a więc „napędzającą” takie oksydacyjne obumieranie - utlenianie. Lód odcina jednak nie tylko dostęp do wody promieni słonecznych (choć i tak jest wówczas noc polarna) ale i dostęp tlenu atmosferycznego. Powstaje więc duży obszar powierzchniowo beztlenowej wody morskiej. Jeśli po nocy polarnej, gwałtownie, jak to jeszcze 100 lat temu bywało, roztopi się lód, to opary siarkowodoru mogą mniej lub bardziej silnie zatruć spore obszary „żyznych” wód arktycznych; oraz… wyjątkowo skutecznie poszerzać dziurę ozonową, która co ciekawe ułatwia odpływ w kosmos ciepła ziemskiego – ochładza klimat. Część siarczków tworzy przy tym centra kondensacji kropel – chmury.
Reasumując: anoksja oceaniczna - przyducha morska, wbrew pozorom tworzy się o wiele łatwiej w czasie ochłodzenia klimatu niż jego ocieplania.

Dlaczego więc w dalekiej przeszłości wystąpiło wielkie (permskie) wymieranie?
Przecież klimat wówczas się ocieplał, piszą wszystkie podręczniki: „Zapis izotopowy wskazuje na ocieplenie klimatu.” - podaje dr Niedźwiedzki, ale: „Do tego typu argumentów, zwłaszcza w stosunku do starszych okresów, trzeba jednak podchodzić ostrożnie. Przykładowo badania izotopów tlenu w profilach wydarzenia Kellwasser [wymieranie w tym czasie] wskazują na wzrost [średniej] temperatury wód powyżej 40oC, co jest oczywistym absurdem. Poza tym wyniki tego typu nie mogą stać w sprzeczności z danymi geologicznymi i paleontologicznymi, które dość mocno przemawiają jednak [w tym przypadku] za ochłodzeniem.”…, „…Dowodem pomocniczym jest też brak węglanów (…) przeciągający się do kilku milionów lat po kryzysie, jednak może to być jedynie efekt wymarcia organizmów strącających węglan wapnia.” Za ochłodzeniem przemawia też to, że najpierw wymarły zwierzęta tropikalne. Zginęły co prawda i lasy borealne – „chłodolubne”…, tyle tylko, że kilkanaście milionów lat wcześniej…, gdy ówczesna część kontynentalna ziemi „wjeżdżała” właśnie w strefę ciepłą – zwrotnikową.

Co mogło w ciągu globalnego ocieplenia spowodować epizod ochłodzenia?
„Powstało więc mnóstwo "jedynie słusznych" pomysłów na przyczynę wymierania, traktujących fakty mniej lub bardziej wybiórczo, interpretujących te same zjawiska na zupełnie odmienne sposoby.” pisze dr Niedźwiedzki.
Twórcy teorii anoksji – przyduchy, za jej powstanie obwiniają ocieplenie klimatu - powstałe w wyniku wzrostu aktywność wulkanów - które wyekspediowały do atmosfery ogromne ilości gazów cieplarnianych - metanu i dwutlenku węgla.
Wg dr Niedźwiedzkiego wulkany spowodowały jednak ochłodzenie klimatu poprzez: „Wyrzucenie do atmosfery dużych ilości pyłów [które to] nieodmiennie prowadzi do spadku temperatury, co było doskonale widoczne w okresie kilku lat po wybuchu [w naszych czasach] wulkanu Tambora. Obecność permo - triasowych trapów bazaltowych na Syberii byłaby więc dowodem pomocniczym dla koncepcji globalnego ochłodzenia.”
Czy więc wulkany ociepliły klimat w czasie masowego wymierania, czy go ochłodziły?
(„Widzimy tutaj dwa sposoby interpretacji tego samego zjawiska, w zależności od tego, co [komu] pasuje do teorii” - pisze dr Niedźwiedzki).
W AstroNEWS - internetowa wersja Astronomicznych Aktualności; piszą o tym tak: „Wybuch wulkanu takiego jak Krakatau może wyrzucić w powietrze do 150 mld. ton pyłów i gazów. Ciągnące się na wysokości 15-25 kilometrów chmury wulkaniczne zwiększają wiosenny ubytek warstwy ozonowej nad Biegunem o 70 procent.[…] „Połączenie chmur wulkanicznych na niskich wysokościach i polarnych chmur stratosferycznych na wyższych w dużym stopniu zwiększa ubytek ozonu podczas zimnych lat - mówi Azadeh Tabazadeh, główna autorka opracowania, związana z należącym do NASA - Ames Research Center.”, „Ekspolzje wulkanów El Chichon w 1982 roku i Mt. Punatubo w 1991 roku były bardzo bogate w siarkę. Utworzone wtedy chmury przetrwały w stratosferze wiele lat. Obserwowana przez należące do NASA satelity eksplozja Pinatubo, wpłynęła na znaczne poszerzenie się dziury ozonowej nad Arktyką. Erupcje te wywarły też wpływ na Biegun Południowy. Symulacje komputerowe wykazały też, że gwałtowny rozrost dziury ozonowej w latach osiemdziesiątych mógł być związany z serią wielkich erupcji wulkanicznych.
.......................................................................................................................................................
„Chociaż zima 1993 roku nie należała do najzimniejszych, zanotowaliśmy największy obserwowany ubytek warstwy ozonowej nad Arktyką. Było to skutkiem działalności chmur powstałych po erupcji Pinatubo, które zwiększyły niszczenie ozonu w niższych warstwach atmosfery” - podkreśla Tabazadeh.
Bogate w siarkę – to te największe wybuchy wulkanów; którym towarzyszy ogromne zapylenie, mogły spowodować więc ochłodzenie klimatu w dwojaki sposób: przez zmniejszenie (siarka) „cieplarnianej” warstwy ozonu i…zapylenie atmosfery. Zapylenie atmosfery jeśli jest aerozolowe, to spowodować może dodatkowo wzrost zachmurzenia do całkowitego - na całej planecie. Ziemia odbija wówczas promienie słoneczne niczym lustro. W takim przypadku fakt, że w czasie eksplozji wulkanicznej wydziela się dużo gazów cieplarnianych nie ma oczywiście żadnego znaczenia.
Chmury bogate w siarkę mogłyby też spowodować powstanie efektu cieplarnianego, bowiem w formie opadów kwasu siarkowego (kwaśnych deszczy) mogłyby rozpuszczać wapienie - uwalniać z nich dwutlenek węgla, ale… Kłopot jednak w tym, że w warunkach chłodnego klimatu, chmury siarkowe tworzą się z bardzo małych kryształków kwasu siarkowego, i miesiącami, a czasami nawet dziesiątkami lat…, unoszą się one w atmosferze… Bardzo więc powoli zwiększają ilość CO2 w powietrzu. Kwaśne deszcze i dzisiaj w stopniu znikomym zwiększają ilość ww. dwutlenku w powietrzu (choć bardzo szkodzą wielu gatunkom roślin i zwierząt, zwłaszcza ptasim jajom).
Wybuchy wulkanów mogą być niewyobrażalnie ogromne i bardzo bogate w siarkę…
…8 czerwca 1783 roku na Islandii w południowej części wyspy, odległej od Europy o tysiące kilometrów, ziemia pękła na długości około 27 km. „Z gigantycznej szczeliny wulkanicznej, która przecięła na pół górę Laki, lawa trysnęła na wysokość ponad kilometra. Okolicę zasnuł czarny, gęsty dym, który zaczął się wydobywać z kilkudziesięciu otworów.”, „…z pęknięć wydobywały się też olbrzymie ilości gazów wulkanicznych - przede wszystkim dwutlenku siarki, ale także zielonożółte opary trującego fluoru.”, „…[dopiero po ośmiu miesiącach] szczelina Laki ostatecznie zamknęła się w lutym 1784 roku. Wulkanolodzy Thorvaldur Thordarson z University of Edinburgh i Stephen Self z Open University oszacowali, że w tym czasie do atmosfery przedostało się około 122 mln ton SO2 i aż 15 mln ton fluoru.”, „Dwutlenek siarki wędrował na wysokość 7-13 km i natychmiast wchodził w reakcje chemiczne z parą wodną, co doprowadziło do utworzenia się nad Islandią wielkiej chmury zbudowanej z maleńkich drobin kwasu siarkowego (H2SO4). Było go, jak ocenili badacze, łącznie około 200 mln ton.”, „Pyski, nozdrza i stopy zwierząt chodzących lub skubiących trawę pokryły się jasnożółtym kolorem (kolor toksycznego Fluoru), pękały i obficie krwawiły.”… (AstroNEWS ) Gdyby dzisiaj doszło do podobnej erupcji zginęłoby co najmniej 100tys. ludzi…
Zaraz po tym epizodzie dziwnym trafem klimat Europy jeszcze mocniej się oziębił…
Wybuch, który spowodował wielkie wymieranie w triasie, prawie śmierć naszej Ziemi, był bez porównania większy: „z kilkuset diatrem (= kominy wulkaniczne związane z wyrzutem piroklastycznego materiału i gazów) wyleciały do atmosfery dziesiątki, a później setki kilometrów sześciennych pyłu. Gwałtowne wylewy lawy pokryły obszar wielkości połowy Europy.” pisze dr Niedźwiedzki, „W związku ze spadkiem temperatury znacznie poprawiło się natlenienie przypowierzchniowych wód oceanu, co spowodowało eksplozywny rozwój fotosyntetyzującego planktonu. To z kolei zaowocowało przyspieszonym pochłanianiem CO2 z atmosfery i powstaniem efektu chłodni. Deszcz trupów opadający na dno ze strefy fotycznej [strefa gdzie przed wybuchem wulkanów docierało promieniowanie słoneczne] zatruwał wody przydenne, ustanawiając warunki anoksyczne [beztlenowej przyduchy] w większej części Panthalassy (ocean otaczający Pangeę), szczególnie w morzach marginalnych typu dzisiejszego Bałtyku…”, „Opadających szczątków organicznych nie są w stanie zjeść trupożercy, tak więc wkrótce zatruwają one przydenne wody siarkowodorem, uniemożliwiając życie jakichkolwiek wyższych istot. Nawet intensywna cyrkulacja w obrębie oceanów nie jest w stanie zmienić tego stanu rzeczy - wody polarne wydostające się na powierzchnię przy zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej pomimo iż niezwykle żyzne, to jednak są [w wyniku tego] mocno niedotlenione.[o czym bezspornie świadczy obecność na tych polarnych terenach: „czarnych łupków” -pozostałości po czarnych iłach]”. Tak więc bezspornie to ochłodzenie i usunięcie z atmosfery CO2 było przyczyna triasowego wymierania a nie odwrotnie.

Przejdę teraz do największej bzdury na stronie Klimat Dla Ziemi:
No bo jak ustosunkować się do stwierdzenia ze strony www.klimatdlaziemi, iż: „…ponieważ na świecie ponad 2,5 miliarda ludzi czerpie wodę właśnie w oparciu o rzeki wypływające z lodowców. Ich stopnienie będzie oznaczać katastrofalne zachwianie dostępności wody.”…?
Jest to owszem wnioskowanie intuicyjnie, zdroworozsądkowo, ale nie naukowo poprawne – nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
Wszędzie tam bowiem, gdzie znikły lodowce z których wypływały rzeki, zwiększyła się objętość płynącej w nich wody i ilość tychże rzek, poprawiło się zaopatrzenie w wyniku ocieplenia w wodę…
Dlaczego? Bo zwiększyła się ilość opadów „wszelakich” pochodzących de facto z mórz i oceanów - w „cieple” lepiej parujących, i to w sposób zbliżony (tj. modyfikowany przez różne czynniki – tzw. współczynniki) do potęgowego (parabolicznego tj. „do kwadratu”) wraz z każdym stopniem wzrostu temperatury…
W okresie ostatnich kilku zlodowaceń w okolicach lodowców także nie było wody pod dostatkiem: „…sąsiednie obszary kontynentów otaczające [zlodowaciały] biegun północny, cierpiące na niedobór wilgoci z powodu suchych, zimnych wiatrów, stały się na wpół pustynią i na wpół tundrą [czyli stepem licho zakrzaczonym z opadami na poziomie niższym niż na obecnej Saharze] i były znacznie rozleglejsze niż lądolody.”, „…zimowe opady śniegu były na Syberii niewielkie. Krótkie, ciemne dni i długie noce były bardzo mroźne, za to długie dni w porze letniej – gorące, suche i słoneczne. Te warunki były wynikiem stałego wyżu pogodowego.” (z Ziemia powstawanie kontynentów, oceanów i życia).
Jak więc widzimy gorące lata w porze letniej to nie symptomy ocieplenia klimatu a wręcz przeciwnie - jego ochłodzenia, które to, tj. ochłodzenie, napędza osuszanie - ujemny gradient uwilgotnienia atmosfery; i ogromnymi stojącymi masami skrajnie nagrzanego lub „super” mroźnego, wyżowego powietrza; oddziela wnętrza kontynentów od parujących oceanów i mórz.
Potwierdza to i przykład ziem polskich. Obecnie, gdy zniknęły lodowce i wypływające z nich rzeki, to bilans wodny naszych gleb stał się wielokrotnie bardziej dodatni (zrobiły się wilgotniejsze), niż…, gdy klimat był chłodniejszy. Bowiem w czasach ostatniego zlodowacenia, dominowała na wolnych od lodu naszych południowych ziemiach, półpustynna tundra… Wody w glebie było wtedy za mało nawet dla znoszących ówczesne mrozy, sosen i świerków. Rzekomo obfitych zasobów wód „cieknących” z lodowców ostatniego zlodowacenia nie starczyłoby nawet dla 1/10 dzisiejszej ludności Polski a gęstość zaludnienia naszego kraju nie mogłaby w tych warunkach przekraczać tej z Laponii…
A gdzie potrzeby rolnictwa…?
To m. in. dla tego jego wydajność w chłodnym klimacie jest niska. Mała nie z powodu zimna, braku energii słonecznej, ale bardziej z powodu braku wody – permanentnej suszy glebowej.

Lodowiec dawał więc tyle wody, że wypływały z niego rzeki nie typu Wisła, a raczej rzeczki - typu Wisłok…
Rzeki wypływające z lodowców są bowiem potężne jedynie w chwili ich gwałtownego stopnienia… W każdym innym czasie ich topnienie po prostu nie rekompensuje zmniejszonej w wyniku ochłodzenia ilości opadów deszczu i śniegu.
Przynajmniej więc wniosek - ocieplenie = wysychanie; IV raportu - w części o efektach końcowych globalnego ocieplenia, jest owszem zdroworozsądkowy, intuicyjnie poprawny, ale na pewno nie - mimo milionów stron raportu i „przegrzania” komputerów (wzmacniających o zgrozo!, przez to efekt cieplarniany) je piszących - poprawny naukowo bowiem de facto zaprzecza że 70% powierzchni Ziemi to oceany....

I to tyle - dużo bo dużo ale zostałem pozytywnie sprowokowany...
- na myślenie przez tydzień wystarczy...

 Dragon~2008-04-16 23:26:2189.78.42.37
Ale żeś się rozpisał :)
No i doceniam, że nie nazywasz mnie Dragonkiem, jak wcześniej :)
Prześlij linka do swojego opracowania, chętnie przeczytam.
Co do hydratów metanu z dna oceanicznego oczywiście zasadniczo masz rację. Tylko, że jeśli nastąpi znaczny wzrost temperatury, metan będzie sie wydzielać tak szybko, że doprowadzi do anoksji oceanicznej, jak na przełomie Permu i Triasu (reakcja CH4 + 2O2 → CO2 + 2H2O)
Modele dopuszczają też gwałtowną destabilizację złóż hydratów: wydzieli się trochę gazu, spadnie ciśnienie, zmniejszy się stabilność złoża (wyższa pod wyższym ciśnieniem) i mamy skokową reakcję. Przy szybkim tempie wydzielania się metanu nie zostanie on pochłonięty w oceanie i wydostanie się na powierzchnię.

Oczywiście prawdą jest, że naukowcy wciąż nie rozumieją wielu zjawisk z zakresu zmian klimatu, tyle, że uważam, że ta niepewność wcale nie musi nam wyjść na zdrowie.
Może wątpliwości wyjaśnią się "na naszą korzyść", ale może w drugą stronę. Raporty IPCC są uważane raczej za zachowawcze, na pewno nie są panikarskie. Wystarczy spojrzeć na coraz poważniejszy ton z raportu na raport, związany z pogłębianiem się naszej wiedzy o zmianach klimatu. Emisje CO2 rosną szybciej od przewidywań, pokrywa w Arktyce znika szybciej niż IPCC przewidywało, prognozowany wzrost poziomu oceanów do końca stulecia to kilkadziesiąt centymetrów, ale w przypisach stoi jak wół, że uwzględnia to jedynie rozszerzalność termiczną wody a nie wzrost jej poziomu w wyniku topnienia lodowców (szczególnie Grenlandii).
Raporty IPCC są znacznie wiarygodniejsze niż materiały, które czytuję na portalach sceptyków czy np. w The Global Warming Swindle lub ostatnio np. w Rzeczypospolitej czy Polityce. Tak grubymi nićmi szyte manipulacje statystyką i dobór faktów przez sceptyków świadczy o tym, że ściemniają celowo albo kompletnie nie znają się na nauce (jak oglądałeś np. "Swindle" i jesteś naukowcem, musiałeś być zażenowany) (ja dla odmiany byłem w kilku miejscach oglądając "The Inconvenient Truth").
I nie żebym był "bezkrytycznie wierzącym" ekologiem. Też jestem naukowcem i staram się zrozumieć ten skomplikowany i interdyscyplinarny temat. Z obu stron. Regularnie odwiedzam także strony sceptyków.
A konkluzja? Uważam, że:
1. Globalne ocieplenie ma miejsce
2. W dużym stopniu odpowiadają za nie ludzie
3. Konsekwencje mogą być bardzo poważne. Oczywiście mogą też nie być - obecnie jest to trochę wróżenie z fusów a nie inżynierskie wyliczenie do 3go miejsca po przecinku.
4. Stawka jest ta wysoka, że rozsądniej jest działać, nawet gdyby nie było to rzeczywiście niezbędne. Na pewno lepiej, niż wstrzymać się od działania, jeśli jest tak źle, jak przewiduje to wiele badań.
Tu jest problem. Ponieważ działania w kierunku redukcji emisji gazów cieplarnianych (szczególnie CO2) są kosztowne i uderzają w szereg krótkoterminowych interesów, zanim je podejmiemy chcemy być pewni, że "na pewno na pewno" trzeba działać. Tylko że:
Klimat Ziemi jest bardzo bezwładny. Dziś obserwujemy zjawiska i zmiany klimatu, spowodowane przez emisje sprzed wielu lat. Jak już upewnimy się, że jednak trzeba działać i podejmiemy decyzje o zmianach infrastruktury (a konia z rzędem temu, kto szybko namówi do tego np. Chiny) to nie zmienimy jej z dnia na dzień. Nie po to buduje się dziś elektrownię węglową, żeby nie działała ona za 50 lat. Ale jak nam się to jednak uda, to zanim klimat zareaguje na zmniejszone emisje, miną kolejne lata. Niech nawet zmiany klimatu nie będą w +90% naszą sprawą i nie skończą się "kaszanką" na skalę planetarną, niechby nawet 50%, a nawet 10%, to i tak stawka jest tak duża, że czekanie aż do momentu, kiedy nie będzie żadnych wątpliwości (a jakieś zawsze będą, taka natura nauki, że szuka się dziury w całym :) może się okazać czekaniem, aż będzie zbyt późno. I co wtedy powiemy? "No tak, mamy jednak przegwizdane...? Redukcja emisji z paliw kopalnych to przecież energia ze źródeł odnawialnych, redukcja ryzyka związanego z oil-peak, wydajniejsze procesy przemysłowe, czystsze powietrze, miejsca pracy nie w kopalniach, lecz w sektorze high-tech itd. Oczywiście, to będzie kosztować. Ale to nie jest koszt. To inwestycja. To nie minus. To plus.
Zajmuję się zmianami klimatu od jakiegoś czasu (choć nie od 20 lat jak Ty :) i im głębiej wgryzam się w temat, tym mniej mi się podoba to, co widzę.
I mam szczerą i głęboką nadzieję, że w tej dyskusji okaże się, że to Ty masz rację, że Ziemia nie będzie pustynnieć, że lodowce Andów, Himalajów czy Grenlandii się nie stopią, że nie dojdzie do anoksji oceanicznej i do wyzwolenia pokładów hydratów metanu.
Trzymam kciuki, żeby tak było. Bardzo.

Podeślij namiar na materiały - chętnie przeczytam.
 Autor~2008-04-16 13:25:54217.98.12.253
Treść
Skoro zależy..., to proszę poczekać już kończymy - prześlę Państwu kompletne m. in. mojego autorstwa, opracowanie negujące większość ustaleń IV raportu IPCC (a powstało ich w ostatnich wręcz dniach i w innych krajach lawinowo wiele - nuka nie lubi "spać", stać w miejscu).
Negujące IV raport w oparciu o prostą obserwację, że oceany stanowią 70% powierzchni ziemi a kontynenty tylko 30% a nie odwrotnie...
...i dlatego będziemy mieli dominację klimatu morskiego na Ziemi ("dziewczynki" nie "dzieciątka"), i zanik blokad atmosferycznych - zwrotnikowych - nie tylko wyżów - ich "gnicie", umożliwiające odjechanie energii znad równika - paradoksalne ochłodzenie Sahary w wyniku ocieplania...
Polecam mechanikę płynów - teorię zachowania podgrzewanych kropel ich łączenia i rozłączania się - występujących tam sił.... a wszystko stanie się jasne...

Uf... To w wielki skrócie treść, ale nie wszystko stron będzie ok. 80 do 100.

Poniżej próbka o metanie:
A co z wiecznymi zmarzlinami i metanem tam uwięzionym, jak wpłynie na klimat?
Metan ten uwalniał się już wielokrotnie w historii Ziemi. „Roztopienie się lodowca i nastanie ciepłego interglacjału Eem (140-130 tys lat temu) skutkowało zmianą temperatury globalnej o ok. 11-11,5oC (glacjał [zlodowacenie ] był wówczas nieco chłodniejszy niż ostatni zaś interglacjał cieplejszy niż obecny), co skutkowało podwyższeniem zawartości atmosferycznego CH4 z ~0,35 do ~0,7 ppm.”, „ Dla porównania przejście z ostatniego [zlodowacenia] do holocenu (20-10 tys lat temu) podwyższyło temperaturę globalną o ok. 9-9,5oC, zawartość w atm. CH4 skoczyła z ~0,35 do ~0,64 ppm…” (z Ch. D. Schonwiese, Klimat i człowiek za www.historycy.org).
Przeliczmy maksymalną z powyższych wartość - 0,7 ppm; przez 7,5 a nawet 30 (patrz wyżej) i otrzymamy równowartość 5,25 do 21 ppm CO2… Czy jest więc się czym martwić przy obecnym stężeniu ok. 300 ppm dwutlenku węgla, czy prognozowanym na koniec obecnego wieku stężeniu nawet ponad 1000 ppm?
A metan w morzu…?
… przecież to „bomba ekologiczna”, bo: „w oceanach zalegają… …ogromne zasoby energii, stanowiące jednocześnie potencjalną bombę ekologiczną, gdyż w razie naturalnego rozkładu tylko niewielkiej części klatratów uwolnione zostaną gigantyczne ilości metanu.” (z Skład chemiczny wody morskiej - awans.szkola.pl). Dr Ryszkiewicz (w Wiedzy i życiu 12/2001) pisze w artykule Ziemia i życie - kronika: „gwałtowne ocieplenie [ok 600 milionów lat temu] mogliśmy zawdzięczać uwolnieniu ogromnych ilości metanu uwięzionego dotąd w tzw. klatratach.”, ten „Trop metanowy może być kluczem do rozwiązania innych zagadek z przeszłości (i przyszłości!) Ziemi - klatraty i dziś stanowią potencjalnie największe zagrożenie dla naszego klimatu: uwięziony w nich metan pozostaje na dnie oceanu pod wpływem ciśnienia wody, a na obszarach arktycznych jest stabilny dzięki istnieniu wiecznej marzłoci. Jeśli ta równowaga zostanie naruszona, ogromne bąble metanu wypuszczone do atmosfery mogą wywołać efekt domina: więcej metanu wzmocni efekt szklarni, a wyższa temperatura spowoduje roztopienie wiecznej zmarzliny, a więc do atmosfery dostanie się jeszcze więcej metanu...”. Intuicyjnie, „zdroworozsądkowo” wszystko jest poprawnie, ale…,
tyle że…
…na stronie www.biotechnolog.net w artykule Nowe dane na temat usuwania metanu z oceanów przez mikroorganizmy (21.01.2008) Marta Warasińska pisze (za Environmental Microbiology), że: „Beztlenowe utlenianie metanu pełni bardzo ważną rolę w regulacji jego ilości w oceanach, a więc stanowi także znaczną część globalnych cykli obiegu metanu i węgla.” Dalej wyjaśnia: „zgrupowanie mikroorganizmów obejmuje archeony, które zużywają metan, aby pozyskać energię oraz bakterie, które w tym samym redukują siarczany.”, „Zużywające metan archeony znadują się wewnątrz, otoczone przez bakterie redukujące siarczany.”, „Ich rola w usuwaniu metanu przez te organizmy jest ogromna - badacze szacują, że bez nich temperatura atmosfery byłaby wyższą o jakieś 10 stopni Celsjusza. Przy modelowaniu klimatu na ogół uwzględnia się tylko metan produkowany przez jeziora i bagna, jako dominujacy gaz cieplarniany. Nie bierze się [więc] pod uwagę metanu pochodzenia oceanicznego, ale nie jest to konieczne, ponieważ jego większość jest usuwana przez mikroorganizmy zanim opuści osady.”…,
…ba w klatratach zatoki Meksykańskiej żyją nawet różowe robaki z rodziny Hesionidae).
To dlatego w powietrzu z czasów ociepleń - optimów klimatycznych; uwięzionym w bąbelkach lądolodów np. Grenlandii, stwierdzono tak małe stężenia metanu…
 Fundacja Nasza Ziemia~2008-04-16 12:04:4483.31.255.195
Zauważyliśmy, że rozwinęła się ciekawa dyskusja. Zależy nam bardzo, aby prezentowane u nas materiały były na wysokim poziomie merytorycznym. Ze względu na wielkość i interdyscyplinarność zagadnienia zmian klimatu chętnie nawiążemy bezpośrednią współpracę z osobami posiadającymi wiedzę merytoryczną i chcącymi się nią dzielić oraz uczestniczyć w redagowaniu treści portalu, prowadzeniu wykładów itp. Prosimy o kontakt mailowy przez formularz kontaktowy na stronie!
 Arkadiusz S.~2008-04-16 09:34:35217.98.12.253
Treść
Drogi Dragonie!
Nie zaprzeczam, że zakwaszenie postępuje - w 1 litrze wody w sprzyjających warunkach rozpuścić się może i ok. 200 litrów CO2. Zaprzeczam tylko, temu że w praktyce może mieć -
ma to, jakikolwiek negatywny wpływ na zdolność usuwania np. przez kokolity CO2 - ich namnażanie.

Wzrost zakwaszenia wody morskiej i oceanicznej występuje bowiem tylko w tych rejonach Wszechoceanu, gdzie jest ona chłodna - nie ma to więc dla tychże sympatycznych wiciowców o które się spieramy, żadnego znaczenia. Te bowiem (tak jak zresztą i ja) wolą tropiki.
W wodach ciepłych, tak jak to "drzewiej" przez miliony lat bywało, gdy stężenie CO2 w atmosferze kilkunastokrotnie przewyższało obecne, nigdy nastąpiło w wyniku ocieplenia klimatu wywarcie kokolitów w wyniku zakwaszenia wody; i obecnie też nie nastąpi...

Owszem kiedyś kokolity ginęły w wyniku zakwaszenia oceanów (tzw. wymieranie triasowe), ale siarką pochodzącą z wulkanów. Jednak i wówczas, zwłaszcza w epikontynentalnych morzach (kreda) i na szelfach (kreda, karbon, trias), oceany usuwały skutecznie CO2 - węgiel z powietrza o czym świadczą pokłady węgla i tzw. "czarnych iłów".

Jak pisałem, że obecnie liczebność kokolitów jest tylko i wyłącznie limitowana przez zbyt małą (a nie zbyt dużą) ilość CO2 w wodach ciepłych... - i tego Dragonie nie potrafiłeś zanegować skutecznie.

No i na tym mógłbym skończyć, ale...
Poniżej zapomniałem dodać, że niektórzy eksperci z IPCC twierdzili, że obecnie oceany są także zbyt ubogie w wapń (pisali nawet barwnie, że ocean cierpi na osteoporozę). Jednak te same badania liczby wulkanów oceanicznych, co opisałem w poprzednim - poniższym komentarzu, stwierdziły, że materiały, które na lądzie tworzą w czasie erupcji wulkanów jako popiół wulkaniczny, kilkunastokilometrowe słupy pyłu, składają się głównie z Ca (ale także fosforu i potasu oraz mikroelementów) i zasilają obecnie bardzo mocno oceany w ten pierwiastek, zwłaszcza Atlantyk. Cześć Ca tam występująca odzyskiwana jest zresztą w wyniku subdukcji m. in. z wapieni kredowych.

Na marginesie: ta znowu rosnąca aktywność (co ciekawe skorelowana z długookresową aktywnością Słońca!) grzbietu środkowo - atlantyckiego (jest "ciepły" - zwiększył swoja objętość), najprawdopodobniej spowodowała podniesienie się poziomu morza w ciągu ostatniego tysiąca lat o ok. 18 cm.

Wracając do tematu: skoro więc podwyższenie kwasowości wód chłodnych oceanów o 30% (i większe) w wyniku wzrostu zawartości CO2 w atmosferze, zachodziło już wielokrotnie; i w historii Ziemi i nie pociągało za sobą katastrofalnych skutków, to po co je umieszczać w powyższym zestawieniu?

Zresztą niech sobie będzie, ale z sformułowania: "Szacuje się, że jeśli wydobędziemy spod ziemi i spalimy wszystkie dostępne zasoby ropy, gazu i węgla, kwasowość oceanów wzrośnie ponad 2,5 raza. Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa.", chyba Dragonie zgodzisz się ze mną, że drugie zdanie powinno zniknąć jako skrajnie nieprawdziwe, wręcz absurdalne.

No cóż ekolog to jest naukowiec dogłębnie starający się poznać swoją dziedzinę badań, a nie pełen dobrych chęci działacz fundacji "ekologicznych"...

A tobie drogi Dragonie proponuję byś na tych stronach, by uzupełnić obraz globalnego ocieplenia, opisał np. taki nieznany a ciekawy temat:
- jak rozmarzniecie wiecznej zmarzliny zmniejszy efekt cieplarniany poprzez usuwanie CO2 z powietrza (...) w wyniku zaistnienia zjawiska anoksji (...). Bo tak działo się wielokrotnie w historii Ziemi np. w karbonie i będzie działo się obecnie, jeśli nastąpi oczywiście globalne ocieplenie...

Pogrzebanie anoksyczne CO2 to zresztą kolejne potężne potęgowe, logrytmizujące wzrost stężenia CO2, ujemne sprzężenie zwrotne "zamiecione pod dywan" przez "pazernych na kasę" miłośników FUD - ale w swojej wersji - ekspertów z IPCC...

A takich "zamiecionych pod dywan" przez miłośników szybkich, drogich i wcale nieekologicznych samochodów, oraz organizowania sympozjów nie wiedzieć czemu w znanych tropikalnych kurortach (czytaj ekspertów z IPCC), przepoteżnych "ujemnych sprzężeń zwrotnych", jest jeszcze kilka do opisania...

I niestety brak ich opisu na "a może to to lipa?"

Bo np. bardziej zakwaszona woda w chmurach jako opad zwiększa w sposób niewyobrażalnie silny wietrzenie - zużywa CO2 i skutecznie go usuwa na miliony często lat, z atmosfery.

Warto też wyjaśnić dlaczego w wyniku ocieplania się klimatu paradoksalnie ochładza się strefa podzwrotnikowa - subtropikalna, np. Sahara; o czym najdobitniej świadczą badania pedogenezy gleb ekstremalnych ociepleń Eems i Holocenu... (to dlatego uzyskana z piasków Sahary gleba jest tak bardzo podobna do naszytych gleb polskich...)

No, ale starczy tych tematów Dragonie, pewno masz swoja pracę i nie będziesz miał na to czasu, by wszystkie te tematy poruszyć, na razie polecam temat anoksji jako zjawiska usuwającego CO2 z ziemskiego obiegu...

 Dragon~2008-04-16 01:41:5489.78.42.37
Drogi Arku,

Informacje o prognozowanych zmianach kwasowości oceanów są powszechnie dostępne, żeby nie szukać daleko, przeczytaj np. raport Royal Society
http://www.jncc.gov.uk/pdf/BRAG_CC_RoyalSocietyOceanAcidificationReport.pdf

The oceans are absorbing carbon dioxide (CO2) from the atmosphere and this is causing chemical changes by making them more acidic (that is, decreasing the pH of the oceans). In the past 200 years the oceans have absorbed approximately half of the CO2 produced by fossil fuel burning and cement production. Calculations based on measurements of the surface oceans and our knowledge of ocean chemistry indicate that this uptake of CO2 has led to a reduction of the pH of surface seawater of 0.1 units, equivalent to a 30% increase in the concentration of hydrogen ions.

If global emissions of CO2 from human activities continue to rise on current trends then the average pH of the oceans could fall by 0.5 units (equivalent to a three fold increase in the concentration of hydrogen ions) by the year 2100. This pH is probably lower than has been experienced for hundreds of millennia and, critically, this rate of change is probably one hundred times greater than at any time over this period.

Ocean acidification is essentially irreversible during our lifetimes. It will take tens of thousands of years for ocean chemistry to return to a condition similar to that occurring at pre-industrial times (about 200 years ago). (...) Reducing CO2 emissions to the atmosphere appears to be the only practical way to minimise the risk of large-scale and long-term changes to the oceans.

W raporcie można znaleźć też przewidywania zmian kwasowości oceanów (str. 10). Przy powierzchni (stratyfikacja oceanów) zmiana pH sięgnie -0.7, co oznacza zmianę o czynnik x5.

Z prostszych źródeł także:
http://en.wikipedia.org/wiki/Ocean_acidification

A z bardziej rozbudowanych:
http://www.killerinourmidst.com/now.html
 Autor~2008-04-14 08:13:32217.98.12.253
Treść
W związku z tym, że z tej strony nie zniknęły zapisy: „Szacuje się, że jeśli wydobędziemy spod ziemi i spalimy wszystkie dostępne zasoby ropy, gazu i węgla, kwasowość oceanów wzrośnie ponad 2,5 raza. Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa.”
i: „Oceany co godzinę pochłaniają ponad milion ton CO2. Już teraz ich kwasowość wzrosła o 30%.”...,
...ja jako człowiek nauki (obecnie bardziej praktyk niż teoretyk) z wieloletnim (22-u letnim dokładnie) stażem, wyjaśnię poniżej precyzyjniej ich skrajną błędność.
Po pierwsze kwasowość nie wzrośnie bo „Organizmy budujące wapienne muszle i szkieleciki” potrzebują do budowy swych szkielecików i muszli ogromnych ilości CO2 - rozmnażają się bowiem „piekielnie” - niewyobrażalnie szybko, i... są z reguły ciepłolubne...
Dlaczego to ostatnie jest ważne?
Ponieważ „ogromne” ilości CO2 kokolity mogą szybko związać tylko w wodach tropików i tylko wtedy gdy na Ziemi rozszerza się strefa wód takowych lub zbliżonych, tj. ciepłych…

No to już absurd! W wodach ciepłych przecież CO2 rozpuszcza się znacznie gorzej niż w zimnych – jest go tam mniej! – mógłby zaprotestować nie jeden z czytających powyższe słowa.

I miałby rację - to prawda..., Im więcej wód ciepłych na kuli ziemskiej, tym więcej dwutlenku węgla - tego oceanicznego i morskiego; przechodzi do atmosfery - znajduje się w powietrzu.

– no właśnie!

Jednak ważne jest tutaj to, że powietrze jest doskonałym (w porównaniu z wodą), medium transportowym dla CO2. Zauważył to już Charles David Keeling stwierdzając, że stężenie tego gazu jest takie same w całej naszej atmosferze. Każda jego nadwyżka jest bowiem niezwykle, super szybko „rozrzedzana” – rozprowadzana w całej atmosferze. Zaś każdy lokalny jego niedobór jest niemal „telekonektycznie”, równie szybko uzupełniany.
Dlatego też „organizmy budujące wapienne muszle i szkieleciki” w okresach ocieplenia klimatu szybko co prawda usuwają z wody dwutlenek węgla (przecież potrzebują go „potwornie” dużo do tejże budowy), ale ten jest równie szybko uzupełniany właśnie z bogatszego w nie ciepłego powietrza. Woda ciepła mniej bowiem rozpuszcza CO2 od zimnej – to fakt; ale nie znaczy to, że wcale go nie rozpuszcza...

To dlatego w czasach gdy klika, kilkanaście razy więcej było CO2 w atmosferze niż dzisiaj (a więc np. właśnie w Kredzie) „organizmów budujące wapienne muszle i szkieleciki” np. glonów - alg - wiciowców – kokolitów; było nie dziesiątki, nie setki, tysiące czy nawet miliony, a tryliony razy więcej niż obecnie!!!

Jest to przykład niezwykłego sprzężenia – każdy wzrost stężenia dwutlenku węgla w powietrzu skutkuje bowiem znacznie silniejszym wzrostem masy i liczby „organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki”. Jest to wzrost potęgowy – paraboliczny; ale nie kwadratowy czy nawet sześcienny ale do potęgi rzędu x-dziesięćny (!!!).
„x - dziesięćny”? Tak, bo nie wiemy dokładnie jakiej wielkości. No cóż takim „drobiazgiem” usuwającym ogromne ilości CO2 z naszej atmosfery, eksperci z IPCC nie chcieli sobie głowy specjalnie zawracać - się dokładniej zająć...

Jednak wg niektórych z naukowców związanych z IPCC dzisiaj kokolity nie rozmnożą się tak jak dawniej, bo obecnie zbraknie im żelaza...
Ba, zaczęto już nawet finansować projekty mające nawozić żelazem szelfy oceanów... (przypomina mi to natrętnie opisany przez znanego napoleonistę dr Waldemara Łysiaka, pomysł jednego francuskiego „wynalazcy”, który zaproponował Napoleonowi tresurę delfinów i w ten sposób za pomocą takiej kawalerii dokonanie inwazji Anglii… - absurdalność obu pomysłów i żaden skutek – jakże podobne).

Jednak najnowsze opublikowane ok. roku temu, wyniki badań satelitarnych i sonarowych dna morskiego wskazują, że takie nawożenie żelazem jest zbędne. Obecnie bowiem ocean jest żyźniejszy i bardziej syty w makro i mikroelementy (w tym żelazo), niż kiedykolwiek. Odpowiedzialny(-a) jest za to: rozwój – ekspansja dna morskiego, w wyniku czego powstało i ciągle powstaje, miliony kominów hydrotermalnych - „cieplic”.
„W ostatnich latach odkryto wiele smokersów – szczelin i otworów w dnie oceanicznym, [tychże ww. hydrotermalnych „cieplic”] którymi wypływa z wnętrza Ziemi gorąca i silnie zmineralizowana woda” - piszą nasi polscy naukowcy w biuletynie ministerstwa nauki (w publikacji Ziemia – puchnąca planeta?). Okazało się, że jest ich ponad 3 miliony – kilka tysięcy razy (!!!) więcej niż jeszcze niedawno (ok. 2 lata temu) sądzono!!!
Badacz podwodnych wulkanów John Hillier z brytyjskiego University of Cambridge „i jego współpracownik opracował program komputerowy, który jest w stanie przetwarzać i analizować olbrzymie ilości danych. Program identyfikuje też podobne wulkanom kształty wśród danych pochodzących z sonarów. Program ten pozwolił wskazać 201.055 wulkanów wyższych niż 100 m - jest to 10 razy więcej niż ich znana do tej pory liczba. Wcześniej dane satelitarne pozwoliły zidentyfikować 14.164 wulkanów, mających wysokość większą niż 1500 m.” (szczegóły w piśmie „Geophysical Research Letters”). To dlatego wapieniotwórcze korale z raf tak lubią podmorskie wulkany – mają tam wszystkiego, w tym wulkanicznego pochodzenia CO2, pod dostatkiem.
Morze jest więc użyźniane z wnętrza Ziemi pierwotnym („zdegazyfikowanym”) bulionem (w nim w ogóle powstało najpewniej nasze życie), kompletnym w makro i mikroelementy, i to podanym planktonowi w najlepszych z możliwych proporcjach. Żelazo - jego nadmiar; wtrąca się nawet pod postacią siarczków na brzegach tychże hydrotermalnych kominów. Tylko brak CO2 (co ciekawe nie tlenu – ale to kolejny frapujący obszerny temat…) limituje więc produktywność ekosystemów ciepłych mórz tropikalnych (ale nigdy nie nadmiar CO2) w tym liczebność i masę „organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki”...

Jeśli by więc kokolity otrzymały, nieomal jak w Kredzie, jakimś cudem na raz, lub w krótkim czasie, cały węgiel zawarty w kopalinach energetycznych (który w znacznej części – do 70-90%; same w te kopaliny zamieniły) to gdyby mogły - miały taka możliwość – zamiast ginąć, płakałyby ze szczęścia „rzewnymi” witkami !!!

Jestem ciekaw kto z autorów strony KlimatDlaZiemi był tak „genialny” (nie spotkałem tego na żadnej innej stronie poświęconej klimatowi) i wpadł na tak makiawelistyczny pomysł by „odwrócić kota ogonem” i przedstawić najważniejszą w historii Ziemi - bo umożliwiającą od setek milionów lat egzystencję naszego życia; sekwencję równoważących - buforowych, sprzężeń chroniących nas przed "przegrzaniem" (wzrost CO2 i temperatury = wzrost ilości organizmów tworzących wapienie = zmalenie ilości CO2 i temperatury) jako ciąg zagrożeń dla tegoż ziemskiego życia ???...

A swoją drogą to ile CO2 pochodzącego z tej ogromnej liczby odkrytych w ubiegłych kilku latach, podwodnych maxi, midi i mini wulkanów, dociera do atmosfery?
Czy ktoś z IPCC to wiarygodnie oszacował (oszacuje?), czy raczej „zamiótł (zamiecie?) pod dywan”?

i wniosek na koniec:
…jak więc ocenić merytoryczne przygotowanie autorów strony KlimatDlaZiemi, skoro nie chcą oni usunąć ewidentnie absurdalnych zestawień liczbowych prowadzących do twierdzeń - „dowodzących”, że silny wzrost stężenia CO2 w atmosferze zabije żyjące z tegoż wzrostu „organizmy budujące wapienne muszle i szkieleciki”?

Apeluję do hakerów!!!
– skoro autorzy tej strony, którzy zamieścili na niej, co trzeba uczciwie przyznać, sporo ciekawych danych (choć i niestety wiele, jak te wyżej, bardzo wątpliwej jakości), nie chcą, nie mają czasu, lub nie mogą (korupcjogenna cenzura sponsorska?) usunąć zdań: „Szacuje się, że jeśli wydobędziemy spod ziemi i spalimy wszystkie dostępne zasoby ropy, gazu i węgla, kwasowość oceanów wzrośnie ponad 2,5 raza. Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa.”...
- zróbcie to, usuńcie je za nich !!!
(ten ostatni apel proszę oczywiście potraktować jako żart, złośliwy... ale żart)
 Arkadiusz S.~2008-04-09 12:10:50217.98.12.253
Treść
Reasumując:
Zawsze do tej pory w historii Ziemi było tak: znaczny wzrostu stężenia CO2 w
powietrzu = ocieplenie klimatu = wzrost ilość organizmów tworzących skały wapienne. Dlaczego obecnie miałyby zginąć w wyniku wzrostu stężenia CO2 i ocieplenia się klimatu?
Wg IV raportu IPCC strefa „wód chłodniejszych” wraz z ociepleniem klimatu ma się przecież „drastycznie” zmniejszyć…
Zresztą wszystkie choćby najmniejsze okresy ociepleń (nie tylko skrajnie gorąca Kreda) zapisują się w historii Ziemi niezwykle intensywnym formowaniem skał wapiennych.

A co ciekawe woda ciepła paradoksalnie mimo mniejszej zdolności do rozpuszczania CO2 zaczyna go bardzo szybko usuwać z powietrza, jeszcze przed gwałtownym rozmnożeniem się kokolitów.
Ponieważ wraz ze wzrostem temperatury wody morskiej nie tylko spada rozpuszczalność dwutlenku węgla, ale i: „spada jej zdolność do utrzymywania węglanów [związków powstałych z udziałem dwutlenku węgla] w roztworze i maleńkie kryształki węglanów wytrącają się wokół wszelkich dostępnych środków krystalizacji…[tworzą tzw. oolity]” pisze prof. Kazimierz Demel
„Oolity” usuwając CO2 z rozległej szelfowej strefy wód morskich tropików i subtropików, robią więc więcej „miejsca” dla dwutlenków z powietrza.
Być może, że te ostatnie niedoceniane (daremnie go szukać w znanych mi modelach cyfrowych IPCC) ujemne sprzężenie zwrotne ma największe znaczenie dla zahamowania obecnego tempa narastania "efektu szklarni".
 Autor~2008-04-09 11:25:06217.98.12.253
Treść
Co do zdania, że gdy temperatura rośnie to rozpuszczalność gazów maleje - zgoda. Druga natomiast część zdania jest nieprawdziwa a więc zgodnie z zasadami logiki całe zdanie za takie też należy uznać.
Obecnie w powietrzu jest kilkaset ppm CO2, więc ta jego ilość, duża z punktu widzenia efektu szklarni, jest skrajnie mała, nieistotna jeżeli chodzi o możliwości jego pochłaniania przez powietrze (kilkadziesiąt razy więcej niż obecnie CO2 "zmieści się" w naszej atmosferze bez problemu). Udowodniono też, że każdy nadmiar CO2 w wodzie morskiej powstały np. w wyniku jej ocieplenia, w ciągu maksymalnie 9 miesięcy bez problemu przedostaje się do atmosfery. Efekt cieplarniany ocieplając wodę morską i oceaniczną uniemożliwia dalszy wzrost stężenia CO2 w wodzie stąd mikroorganizmy "kredotwórcze", jako ciepłolubne, nie przystosowały się do życia w kwaśnych wodach bo nie było i nigdy miejmy nadzieję, nie będzie takiej potrzeby (tj. globalnego zlodowacenia).
Powyższe więc "grożenie", że: "Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa" - jest absolutnie nienaukowe, wręcz skrajnie absurdalne, i jako takie powinno szybko zniknąć z powyższego zestawienia
 Arkadiusz S.~2008-04-09 10:53:29217.98.12.253
Treść
"Do tego naturalne zmiany kwasowości zachodziły w skalach milionów lat, a nie dziesięcioleci
jak teraz i organizmy żywe miały dość czasu, żeby dostosować się do powolnych zmian w środowisku. Teraz te zmiany są bezprecedensowo szybkie."
I tutaj się Dragonku mylisz najbardziej (bo praktycznie we wszystkim co napisałeś się mylisz), strona klimatdlaziemi jest zresztą pełna intuicyjnych, zdroworozsądkowych ale nie naukowych (a ja już ponad 20 lat pracuję naukowo) stwierdzeń.
A ja ci zacytuję:
Pisze prof. S. M. Stanley w Historii Ziemi.: „Młodszy dryas zakończył się nagle około 11 600 lat temu.”…, …„ta zmiana klimatyczna zaszła w czasie zaledwie 3 lat, a nawet wydaje się, że główna zmiana klimatu zaszła w czasie zaledwie jednego roku […!!!]. „Dane izotopowe wskazują iż klimat ocieplił się [na wiele set lat w ciągu właściwie roku!] w tym czasie o 7oC [!!!].” Prof. S. M. Stanley podsumowuje: „Globalne zmiany środowiskowe wczesnego holocenu [czyli obecnej, najnowszej epoki dziejów] następowały z niebywałą prędkością”.
Podobnie i wszystkie nam znane zmiany w tym kredowe zachodziły niezwykle szybko (z tąd masowe wymierania z tym związane).
Obecnie ocieplamy się wręcz skrajnie powoli w stosunku do zmian klimatu w niedalekiej i dalekiej przeszłości. A nasze obecne lasy żyły w klimacie o niebo cieplejszym niż nasz i to całkiem nieźle się miały. Gatunki upraszczając giną gdy klimat się ochładza - w okresie ociepleń tylko ich przybywa...
Kończę opracowanie na temat globalnego ocieplenia jak dostanę adres to je Tobie prześlę.

 Dragon~2008-04-08 19:43:2283.19.124.114
Arku, to proste:
1. CO2 z atmosfery rozpuszcza się w wodzie. Kwasowość wzrasta. Do teraz wzrosło o 30%, prognozy przewidują, że do końca stulecia wzrośnie o ~2-3 razy, a przy spaleniu całości paliw kopalnych kwasowość oceanów wzrośnie 5x. Tak niskiego pH oceany w ciągu ostatnich 200 milionów lat nie miały.
2. W wyższej temperaturze wody mamy mniejszą rozpuszczalność gazów. Gdyby nie to, że w atmosferze jest coraz więcej CO2, oceany, przy wzroście temperatury, wydzielałyby go do atmosfery

A co do do organizmów ze szkielecikami wapiennymi.
Oczywiście, że są organizmy dobrze dostosowane do bardziej kwasowego pH, choćby kokolity, z których powstały pokłady kredy. Do tego naturalne zmiany kwasowości zachodziły w skalach milionów lat, a nie dziesięcioleci jak teraz i organizmy żywe miały dość czasu, żeby dostosować się do powolnych zmian w środowisku. Teraz te zmiany są bezprecedensowo szybkie. Podobnie roślinność - nie chodzi o to, czy temperatura jest wyższa czy niższa o kilka stopni, tylko o tempo tych zmian - kiedy przesuwają się strefy klimatyczne, drzewa nie wyjdą z korzeniami i nie przemaszerują 1000 kilkometrów na północ.
 Arkadiusz S.~2008-04-07 13:18:47217.98.12.253
Treść
Na myślenie:
„Oceany co godzinę pochłaniają ponad milion ton CO2. Już teraz ich kwasowość wzrosła o 30%.” „Szacuje się, że jeśli wydobędziemy spod ziemi i spalimy wszystkie dostępne zasoby ropy, gazu i węgla, kwasowość oceanów wzrośnie ponad 2,5 raza. Dla organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki to katastrofa.”(…)
ale w innym miejscu tej strony jest jednak: „Podniesienie się temperatury oceanu oznacza, że woda nie jest w stanie rozpuścić w sobie tak dużej ilości dwutlenku węgla. Wydziela się on z oceanu do atmosfery, powodując dalszy wzrost temperatury...”

Ja dodam do tego dwa cytaty:
„90 mln lat temu (w Kredzie) stężenie CO2 było ponad siedmiokrotnie wyższe, [niż dzisiaj]” – Nowa epoka lodowa - prof. Zbigniew Jaworowski,
Ron Redfern w książce Ziemia powstanie kontynentów, oceanów i życia pisze z kolei o pozostałościach po gorących oceanach z tejże Kredy : „…kredowe klify tworzące linię brzegową południowo-wschodniej Anglii i północnej Francji to spektakularne świadectwo produktywności niezliczonych trylionów Protoctista. Te mikroorganizmy są w istocie budowniczymi naszego świata”, „…ich produkcja to ponad miliard ton skał węglanowych rocznie.”...

Jak to więc jest tak naprawdę: globalne ocieplenie = zwiększenie stężenia CO2 w wodzie oceanów, czy zmniejszenie?…, wzrost masy „organizmów budujących wapienne muszle i szkieleciki”, czy jej zmalenie?