


Susze cyklicznie trapią dorzecze Jangcy, ale ta przyszła o dobry miesiąc wcześniej. Efektem są miliardowe straty i milion ludzi bez wody. Rolnicy znad jeziora Dongting boją się, że znowu nawiedzi ich plaga myszy, z jaką mieli do czynienia dwa lata temu.
Więcej prądu czy wody?
Jangcy ma 6,3 tys. km długości, jest najdłuższą rzeką świata po Nilu i Amazonce. Ma źródła w Tybecie, uchodzi do morza w Szanghaju, przepływa przez 186 miast, a w jej dolinie mieszkają setki milionów ludzi. Zapewnia wodę fabrykom, z których pochodzi łącznie 40 proc. chińskiego produktu krajowego brutto, jest źródłem 35 proc. wody pitnej. Jej kłopoty dotykają więc całe Chiny.
Zawsze była rzeką dziką, sprawiała raczej problemy nadmiarem wody - wylewała, a powodzie pochłaniały dziesiątki tysięcy ofiar. W 1994 r. Chińczycy zaczęli budowę największej na świecie Tamy Trzech Przełomów, która miała ujarzmić rzekę, a także dostarczyć dużo taniej i czystej energii.
Tymczasem dzieje się to, czego nie przewidziano - Jangcy wysycha. Zdaniem chińskich władz główną tego przyczyną jest globalne ocieplenie, a nie tama. Tym razem ekolodzy przyznają im rację, choć nie do końca. - Dużo zależy od tego, czy dyrekcja tamy zgodzi się wypuścić część wody z wielkiego jak morze zbiornika zapory o długości 600 km - mówi nam Grainne Ryder z kanadyjskiej organizacji Probe International. Jak donosiła chińska prasa, w grudniu na skutek spiętrzania zbiornika objętość wody w Jangcy spadła o połowę. - Teraz trzeba otworzyć grodzie, by przywrócić równowagę - twierdzi Ryder.
Sytuację powinny też załagodzić ostatnie opady śniegu w Chinach Środkowych. Ale prędzej czy później powróci dylemat, co jest ważniejsze: zyski z produkcji prądu, który wymaga spiętrzania wody, czy potrzeby ludności?
Prysznic dla dyskobola
Elizabeth C. Economy, autorka głośnej książki "Rzeka stała się czarna" o problemach środowiska w Państwie Środka, opisuje nieuchronną wojnę o wodę, która rozpoczyna się w Chinach. W 1998 r. w dotkniętej suszą miejscowości Taiyuan w północnej prowincji Shanxi rolnicy uszkodzili sieć wodociągów, żeby podlać pola. Mieszkańcy miasta byli przez wiele dni pozbawieni wody, a największa kopalnia węgla kamiennego pod Datong traciła dziennie 100 mln dol., bo nie miała czym go opłukać.
"Najważniejszym wzywaniem dla Chin jest susza" - pisał niedawno oficjalny "Dziennik Ludowy". Podobnego zdania są zachodni eksperci. Geograficznie rozległe Chiny dzielą się na suchą Północ i mokre Południe. Pierwsza cierpi na brak opadów, drugie zaś dotąd tonęło w deszczach i powodziach. Północne pustynie zajmują 25 proc. kraju i stale rosną.
Do tego dochodzi wielkie marnowanie wody. Jej ceny, nawet w suchym Pekinie, są symboliczne, bo Chińczycy są przekonani, że woda podobnie jak powietrze powinna być za darmo.
W latach 50. Mao zaproponował zmianę biegu rzek, żeby nawodnić pustynne obszary. Na początku XXI wieku powrócono do jego pomysłu, ogłaszając gigantyczny projekt "Transfer Wody Południe - Północ", którego celem jest przetoczenie wody z Jangcy kanałami na północ. Jeden z nich, prowadzony z prowincji Hebei do Pekinu, ma zagwarantować, że wody nie zabraknie w czasie letnich igrzysk olimpijskich. 18 stycznia władze poleciły przyśpieszyć budowę.
Zawodnicy będą więc mogli wziąć prysznic tyle razy, ile zechcą. Ale kiedy wyjadą, może się okazać, że kanał budowano na próżno, bo wody w nim będzie coraz mniej. Niedawna rządowa prognoza ostrzegała, że do 2030 r. wyczerpią się chińskie rezerwy wody pitnej i będzie jej już tylko ubywać.
(źródło: gazeta.pl)
źródło: www.fotosik.pl
źródło: www.przewodnik.onet.pl




