Klimat Dla ZiemiiSzkoła z klimatem
Newsletter

Bądź na bieżąco? Zapisz sie do newslettera!

Partnerzy i przyjaciele
Partnerzy i przyjaciele
Licznik odwiedzin: 25580641

W Białymstoku ruszyła budowa centrum badań nad zieloną energią
czwartek 2013-04-18

25,9 mln zł będzie kosztowała rozpoczęta właśnie budowa innowacyjnego centrum dydaktyczno-badawczego Politechniki Białostockiej, które zajmować się będzie m.in. problematyką odnawialnych źródeł energii - powiedział PAP Krzysztof Talipski z tej uczelni.

Innowacyjne Centrum Dydaktyczno-Badawcze Alternatywnych Źródeł Energii Budownictwa Energooszczędnego i Ochrony Środowiska Politechniki Białostockiej ("INNO-EKO-TECH") ma być gotowe w trzecim kwartale 2014 roku. Inwestycja jest dofinansowana z UE z programu Infrastruktura i Środowisko.

Przetarg na budowę centrum rozstrzygnięto pod koniec lutego. Wygrało je konsorcjum firm Anatex z Białegostoku i Condite sp. z o.o. S.K.A. z Kielc.

Jak informowały wcześniej władze Politechniki Białostockiej, w nowym centrum mają być prowadzone badania naukowe nad energią odnawialną i energooszczędnym budownictwem. Zielona energia, badania nad nią i jej wykorzystanie należą do priorytetów politechniki.

Wartość całego projektu, czyli budowy oraz wyposażenia i urządzenia centrum to 90,9 mln zł. 89,8 mln zł z tej kwoty to dotacja unijna. Wkład władny uczelni to 1,1 mln zł.

W budowanym obiekcie będą sale dydaktyczne i hala laboratoryjna. Centrum będzie wyposażone w celach naukowych w kolektory słoneczne, wiatraki prądotwórcze o poziomej i pionowej osi obrotu, panele fotowoltaiczne oraz stację pogodową. W obiekcie znajdzie się 36 laboratoriów, powstanie 670 stanowisk badawczych na potrzeby wszystkich wydziałów uczelni, zwłaszcza w pracach nad innowacyjnymi rozwiązaniami, które mogą przyczynić się do minimalizowania kosztów wytwarzania energii.

Uczelnia chce w związku z inwestycją utworzyć w przyszłości nowy kierunek studiów - biotechnologię. Ma też powstać kierunek ekoenergetyka, który będzie prowadzony wspólnie przez kilka wydziałów politechniki.

Politechnika Białostocka jest największą publiczną uczelnią techniczną w województwie podlaskim. Kształci 13 tys. studentów.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

J. Piechociński: będziemy nadal mocno wspierać finansowo wydobycie gazu łupkowego
czwartek 2013-04-18

Aby doszło do wydobycia gazu z łupków na masową skalę, potrzeba czasu i większej liczby odwiertów oraz lepszej koniunktury gospodarczej, która będzie sprzyjać inwestowaniu – mówi Janusz Piechociński. Minister gospodarki jest jednak spokojny o polskie łupki i zapewnia, że projekt związany z ich wydobyciem będzie kontynuowany, a firmy mogą liczyć na finansowe wsparcie ze strony państwa.

– To są inwestycje długoletnie, w związku z tym bardziej ryzykowne i kosztowne, a nowe technologie, eksploatacja i badania powodują dużą niestabilność. Dodatkowo mamy dramatyczne pogorszenie koniunktury dla inwestowania, związane kryzys światowym – tak Janusz Piechociński wyjaśnia trudną sytuację, w jakiej znajdują się firmy zainteresowane wydobywanie gazu niekonwencjonalnego.

Podkreśla, że rząd wiąże duże nadzieje z programem wydobycia i zapewnia wsparcie dla tego sektora gospodarki.

– Wydobycie i zagospodarowanie gazu łupkowego oraz budowa gazociągów – te projekty z pewnością otrzymają wsparcie finansowe w ramach Polskich Inwestycji Rozwojowych – mówi Agencji Informacyjnej Newseria wicepremier.

Inwestorzy wskazują jednak na brak odpowiednich regulacji prawnych, które sprawiają, że nadal nie wiadomo, jak wysokie będą obciążenia fiskalne związane z wydobyciem gazu niekonwencjonalnego. Od ponad roku przygotowywane są przez resort środowiska regulacje w tym zakresie. Ostatecznie zdecydowano, że wysokość i rodzaj podatków ustali w odrębnej ustawie Ministerstwo Finansów.

– Inwestorzy zagraniczni liczą na czytelne i konsekwentne procedury w tym zakresie. Chcą mieć z góry znane rozwiązania na kilkanaście lat. Zwracam uwagę, którą ścieżką poszła Ukraina zawierając długoletni kontrakt na poszukiwanie, eksploatację, wydobycie i zagospodarowanie z jednym z najważniejszych energetycznych graczy Europy [Shell – red.] – dodaje Piechociński.

Na konkretne decyzje, także ze strony koncernów energetycznych, trzeba poczekać aż do momentu, kiedy będą znane wyniki z co najmniej kilkuset czy kilku tysięcy odwiertów. Wcześniej trudno przewidzieć, jak duże złoża gazu są ukryte w polskich skałach.

Szef resortu gospodarki podkreśla rolę samorządu, jako uczestnika debaty o gazie łupkowym i nowych związanych z nim regulacjach prawnych.

– Jest potrzebny ciągły dialog, wypracowanie konsensusu z reprezentantami obywateli, nie tylko ruchów ekologicznych, ale także bardzo ważnym partnerem – samorządem. On nie tylko powinien być obecny, ale aktywny i wyartykułować w stosunku do państwa swoje oczekiwania – mówi Janusz Piechociński.

Zwraca też uwagę na międzynarodowe uwarunkowania związane z gazem łupkowym. W ramach UE trwa dyskusja nad wprowadzaniem regulacji dotyczących tego surowca. Chodzi przede wszystkim o możliwość zakazania stosowania kontrowersyjnej metody szczelinowania hydraulicznego. Komisja Europejska jesienią ma zaproponować nowe przepisy regulujące właśnie środowiskowe aspekty wydobycia gazu łupkowego w UE.

– W ostatnich kilku miesiącach obserwujemy zwiększenie dystansu niektórych krajów europejskich do gazu łupkowego. Mamy też nowe inicjatywy gazowe, wręcz konkurencyjne, lekceważące to źródło energii – tłumaczy wicepremier. – Polska zachowuje się tu racjonalnie, w polityce gazowej nie ulegamy presji żadnych zewnętrznych dostawców. Dywersyfikujemy wydobycie, zwiększamy zasoby swojego gazu, powiększamy powierzchnie magazynowe, budujemy gazoport, a oprócz tego prowadzimy duży program pozyskania energii z gazu niekonwencjonalnego – dodaje.

Źródło: Newseria

Zmiany klimatu impulsem do rozwoju
wtorek 2013-04-16

Skutki zmian klimatu są coraz bardziej dostrzegalne także w Polsce. Czy lepiej sfinansować przygotowanie się do nowej sytuacji, czy płacić za straty powstałe w wyniku np. trąb powietrznych, rozmawiali uczestnicy spotkania będącego częścią konsultacji społecznych strategii SPA 2020. Spotkanie otworzyła Aneta Wilmańska – podsekretarz stanu w MŚ.

Minister Aneta Wilmańska: - Koszty działań adaptacyjnych wskazanych w SPA 2020 wynoszą 62 mld zł. Bezczynność będzie jednak znacznie droższa. Łączne straty spowodowane przez niekorzystne zjawiska atmosferyczne w Polsce w latach 2001- 2011 wynoszą około 90 mld zł.

Konsultacje społeczne dotyczyły „Strategicznego planu adaptacji dla sektorów i obszarów wrażliwych na zmiany klimatu do roku 2020 z perspektywą do roku 2030” tzw. SPA 2020. Celem strategii jest określenie działań adaptacyjnych, które należy podjąć do 2020 roku w najbardziej wrażliwych na zmiany klimatu obszarach takich jak: gospodarka wodna, rolnictwo, leśnictwo, różnorodność biologiczna, zdrowie, energetyka, budownictwo i gospodarka przestrzenna, obszary zurbanizowane, transport, obszary górskie i strefy wybrzeża.

Działania adaptacyjne zawarte w SPA2020 obejmują zarówno przedsięwzięcia techniczne, np. budowa niezbędnej infrastruktury przeciwpowodziowej i ochrony wybrzeża, jak i zmiany regulacji prawnych, np. w systemie planowania przestrzennego ograniczające możliwość zabudowy terenów zagrożonych powodziami.

Impuls do rozwoju

Działania adaptacyjne mają pozytywny wpływ na rozwój społeczno-gospodarczy. Wśród planowanych do realizacji inwestycji znajduje się szereg przedsięwzięć poprawiających jakość życia mieszkańców i pobudzających wzrost gospodarczy. Planowane działania obejmują np. poprawę jakości wód, rozwój odnawialnych źródeł energii, zwiększenie zalesienia czy wsparcie dla rozwoju technologii środowiskowych. Podjęte zostaną również działania edukacyjne, wyjaśniające opinii publicznej zjawisko zmian klimatu.

Dlaczego potrzebna jest strategia?

Skutki zmian klimatu, zwłaszcza nasilenie ekstremalnych zjawisk pogodowych, pogłębiają się w ostatnich latach. Zjawiska te stanową zagrożenie dla społecznego i gospodarczego rozwoju wielu krajów na świecie, w tym także dla Polski. Konieczne jest zatem podjęcie działań adaptacyjnych, które powinny być realizowane jednocześnie z działaniami ograniczającymi emisję gazów cieplarnianych.

Opracowanie SPA 2020 przez Polskę wynika także z wymogów Komisji Europejskiej określonych w 2009 r. w Białej Księdze - Adaptacja do zmian klimatu: Europejskie ramy działania, COM(2009)147. Celem Unii Europejskiej jest przygotowanie kompleksowej unijnej strategii adaptacji do zmian klimatu.

SPA2020 jest ponadto elementem szerszego projektu badawczego o nazwie KLIMADA, realizowanego na zlecenie Ministerstwa Środowiska w latach 2011-2013 ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W jego ramach opracowywane są ekspertyzy ilustrujące przewidywane zmiany klimatu do 2070 roku.

Co dalej?

Do 30 kwietnia br. Ministerstwo Środowiska prowadzi konsultacje społeczne strategii SPA2020. Przyjęcie dokumentu przez Radę Ministrów jest planowane w pierwszym półroczu 2013 r.

Źródło: Ministerstwo Środowiska

Banki mają pieniądze na inwestycje energetyczne. Blokuje je niestabilne prawo
wtorek 2013-04-16

Przerwy w dostawie prądu zagrażają Polsce coraz bardziej, dlatego rozwiązaniem mają być poważne inwestycje w energetykę. Sektor bankowy jest w stanie je udźwignąć finansowo, jednak poważną barierą jest niestabilność prawa i nie zawsze wystarczające działania samych firm energetycznych.

– Spowolnienie gospodarcze i tym samym zmniejszenie zapotrzebowania na energię dało chwilę oddechu dla naszego systemu elektroenergetycznego. Zyskaliśmy więc nieco czasu, żeby nadrobić zaległości, które mamy w energetyce. Czy wykorzystujemy to w odpowiedni sposób? Myślę, że nie do końca – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Jerzy Kurella, doradca zarządu BGK ds. projektów energetycznych.

Inwestycje są niezbędne, ponieważ Polsce wciąż grozi blackout, czyli przerwy w dostawach prądu. Ekspert przypomina, że poważne problemy z tym związane mieliśmy jeszcze kilka lat temu.

– Tylko w 2006 roku problemy z zasilaniem dotknęły całą część północno-wschodnią kraju, a w 2009 roku – Szczecin. Polski system elektroenergetyczny, w tym przede wszystkim sieci przesyłowe są w złym stanie. Wiele sieci uległo dekapitalizacji. A jest to niezwykle ważny element bezpieczeństwa energetycznego kraju – informuje Jerzy Kurella. Ponadto narażone na blackout regiony winny zdać sobie sprawę z zagrożenia i aktywnie uczestniczyć w procesie temu zapobiegającym poprzez sprawne podejmowanie decyzji formalno-prawnych przy inwestycjach sieciowych realizowanych przez spółki dystrybucyjne czy operatora systemu przesyłowego – podkreśla Jerzy Kurella

Blackoutem najbardziej zagrożone są duże aglomeracje oraz obszary Polski północno-wschodniej. Zdaniem eksperta, polityka prowadzona przez spółki energetyczne nie jest wystarczająca, by mogły wykorzystać czas spowolnienia gospodarczego na przeprowadzenie inwestycji. W ciągu ostatnich lat powstały w Polsce koncerny, które skupiają w sobie wytwarzanie, dystrybucję i obrót. Trafiając na giełdę stworzyły w ramach prospektów emisyjnych ambitne plany inwestycyjne, ale skupiły się na budowaniu wartości dla akcjonariuszy.

– Odbywało się to głównie kosztem ograniczania działania spółek dystrybucyjnych, które są spółkami taryfowanymi, reorganizacji grup wytwarzania i obrotu i jedynie analizowaniu potencjalnych inwestycji w nowe moce wytwórcze. Ostatni okres to moda na akwizycje, czyli zakupy gotowych aktywów wytwórczych. To ostatnia chwila zatem, aby rozpocząć rzeczywiste działania związane z rozbudową istniejącej i budową nowej infrastruktury energetycznej – uważa Jerzy Kurella.

Inną barierą na drodze niezbędnych energetycznych inwestycji jest niestabilność prawa.

– Z takim problemem spotykamy się w Banku Gospodarstwa Krajowego, zwłaszcza w ramach programu Inwestycje Polskie, gdzie jesteśmy w stanie sfinansować poważne inwestycje z sektora energetycznego, związane bezpośrednio z wytwórczością, budową nowych mocy czy nowej infrastruktury – mówi Jerzy Kurella.

Jak podkreśla, do BGK wpłynęło kilka dobrych projektów inwestycyjnych dotyczących energetyki w ramach rządowego programu. Jednak proces przygotowania analizy ryzyka kredytowego będzie się przeciągał, ponieważ brakuje odpowiednich regulacji. Te zostały zawarte w „trójpaku energetycznym”, który wciąż czeka na uchwalenie, co sprawia, że trudno wyliczyć opłacalność takich inwestycji.

W 2010 roku Polska powinna była implementować do swojego prawodawstwa unijne regulacje dotyczące m.in. odnawialnych źródeł energii (OZE). Opóźnienia w przyjęciu ustaw z tzw. trójpaku energetycznego sprawiają, że przedstawiciele firm wiatrakowych, związanych z elektrowniami wodnymi czy biogazowniami i współspalaniem biomasy wstrzymują inwestycje, ponieważ nie wiedzą, na jakie wsparcie będą mogli liczyć w przyszłości. Z kolei sektor bankowy niechętnie udziela pożyczek na te ryzykowne dziś cele.

– Jako bank musimy się opierać na konkretnych rozwiązaniach. One mogą być lepsze lub gorsze, ale muszą istnieć, żeby nasi analitycy mogli określić czy dany projekt inwestycyjny posiada stopę zwrotu, czy da się go sfinansować. Takich propozycji po stronie ustawodawcy oczekujemy, żebyśmy mogli jako sektor bankowy sfinansować poważne inwestycje w energetykę – wyjaśnia doradca.

W ramach programu Inwestycje Polskie BGK może udzielić finansowania dłużnego dla projektów mających na celu budowę lub rozbudowę infrastruktury przesyłowej oraz dystrybucyjnej, jak również budowę nowych instalacji energetycznych w obszarze wytwarzania czy poszukiwania. Mogą to być projekty od 80 mln zł do niemal 2 mld zł.

– Dodatkową zaletą finansowania udzielonego przez BGK jest okres spłaty, który może wynieść nawet 15 lat. To jest unikatowe rozwiązanie na rynku bankowym przy niewątpliwie konkurencyjnym oprocentowaniu kapitału w stosunku do oferty banków komercyjnych. Trzeba jednak podkreślić, że każdy projekt inwestycyjny podlega standardowej ocenie ryzyka kredytowego i BGK będzie się angażował w projekty o wyliczalnej rentowności – podkreśla Jerzy Kurella.

Dodatkowo lub obok finansowania z BGK firmy energetyczne będą mogły pozyskać finansowanie z Polskich Inwestycji Rozwojowych (PIR). W tym przypadku mamy do czynienia z bezpośrednim zaangażowaniem kapitałowym w spółkę celową na zasadach kapitałowych lub mezzanine. Kapitały, które można pozyskać, to kwoty od 50 mln zł do 750 mln zł, przy założeniu, że zaangażowanie kapitałowe PIR nie przekroczy 50% kapitałów spółki i maksymalnie szybkim wychodzeniu z projektu inwestycyjnego – informuje Jerzy Kurella.

Źródło: Newseria

Konsultacje KE w sprawie polityki klimatyczno-energetycznej
poniedziałek 2013-04-15

Do 2 lipca br. trwają konsultacje społeczne Komisji Europejskiej w sprawie unijnej polityki energetycznej i klimatycznej do 2030 roku. Minister Środowiska zachęca do udziału w ankiecie.

Zielona księga

Konsultacje zostały rozpoczęte publikacją przez Komisję Europejską zielonej księgi w sprawie ram polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej do roku 2030. Porusza ona szereg ważnych zagadnień, m.in.: jakie cele klimatyczno-energetyczne należy zrealizować do 2030 roku, jaki powinien być ich poziom oraz jak polityka klimatyczna wpływa na konkurencyjność gospodarek państw członkowskich.

Zielona Księga to okazja do tego, aby współdecydować o kształcie przyszłej polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej. Rozpoczęte konsultacje to pierwszy krok w dyskusji na temat tego, jak oceniamy nasze dotychczasowe wysiłki w polityce klimatycznej i energetycznej oraz do czego powinniśmy i chcemy dążyć w długiej perspektywie czasowej. Dlatego zachęcam do udziału konsultacjach i przesłania swojej opinii do Komisji Europejskiej, ale również do nas. Prowadzimy prace nad stanowiskiem Polski w tej sprawie i oczekujemy na duży wkład partnerów społecznych – mówi Marcin Korolec, minister środowiska. Pierwsze dyskusje ministrów środowiska i energetyki odbędą się podczas nieformalnego posiedzenia Rady UE ds. Środowiska w dniach 22-23 kwietnia w Dublinie.

Warte podkreślenia jest to, że dokumenty konsultacyjne przygotowane przez Komisję pokazują zmiany w myśleniu o polityce klimatyczno-energetycznej, które odzwierciedlają stanowisko konsekwentnie prezentowane przez Polskę od dłuższego czasu. Obecnie rozmawiamy już nie tylko o zwiększaniu celów redukcyjnych, ale też zastanawiamy się, w jaki sposób tego dokonać, uwzględniając możliwości poszczególnych państw oraz przemysłu. Rozważamy jak dochodzić do stawianych sobie celów w sposób najbardziej efektywny kosztowo z uwzględnieniem obecnego kryzysu oraz sytuacji na świecie w ogóle – dodaje minister Korolec.

Jak wziąć udział w konsultacjach?

W konsultacjach mogą wziąć udział zarówno instytucje, firmy, jak i obywatele. Na podstawie zebranych opinii Komisja zamierza do końca tego roku przedstawić ramy działania w dziedzinie polityki klimatycznej i energetycznej Unii na okres do roku 2030. Szczegółowe informacje nt. prowadzonych konsultacji są dostępne na stronie Komisji Europejskiej pod adresem: http://ec.europa.eu/energy/consultations/20130702_green_paper_2030_en.htm.

Źródło: Ministerstwo Środowiska

Lodowce w noc polarną wcale nie śpią - ustalili polscy naukowcy
czwartek 2013-04-11

Lodowce podczas nocy polarnej wcale nie śpią, jak dotychczas sądzono, lecz wykazują pewną aktywność, która zależy m.in. od wpływu oceanu. Zachowanie lodowca zimą zbadali polscy naukowcy, analizując unikatowe zdjęcia lodowca robione podczas nocy polarnej.

Zespoły z Uniwersytetu Śląskiego, a także z Instytutu Geofizyki PAN w Warszawie badania prowadzą od 4 lat, w ramach międzynarodowego projektu Unii Europejskiej ice2sea. Naukowcy chcą zbadać udział lodowców w podnoszeniu poziomu mórz.

Rolą zespołu z UŚ było zebranie i opracowanie danych terenowych z lodowców, które kończą się w morzu. Swoimi badaniami glacjolodzy objęli Lodowiec Hansa na norweskim Spitsbergenie.

Do tej pory niewiele było wiadomo, co się dzieje z lodowcami w noc polarną. "Wnioski można było wyciągać najwyżej z radarowych zdjęć satelitarnych, których rozdzielczość była bardzo ograniczona - wynosiła zaledwie 30x30 m" - mówi w rozmowie z PAP prof. Jacek Jania z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.

Polakom po raz pierwszy w historii badań lodowców, udało się przeprowadzić pełną, całoroczną dokumentację fotograficzną czoła lodowca. Zdjęcia wykonywane były więc nie tylko latem, ale i przez całą zimę, kiedy panuje noc polarna. Dzięki serii tysięcy unikalnych zdjęć udało się sprawdzić, co dzieje się z lodowcem w noc polarną.

Polscy badacze ustawili aparaty fotograficzne na stoku góry tak, że spoglądały one na czoło lodowca. Zdjęcia wykonywane były automatycznie co trzy godziny, a czas ekspozycji dopasowywał się automatycznie do zastanych warunków - niekiedy zdjęcia uwieczniały zorzę polarną, innym razem doświetlane były blaskiem gwiazd czy Księżyca. Naukowcy musieli raz na jakiś czas wracać na miejsce obserwacji i wymieniać akumulatory.

Dotychczas sądzono, że lodowce podczas nocy polarnej są uśpione, a więc ich ruch – pełznięcie - jest bardzo powolne. Lodowce jednak płyną szybciej niż uważano, zwłaszcza gdy pojawi się zimowy opad deszczu, zamiast śniegu. Okazało się, że zimą następuje poszerzanie szczelin w lodzie i struktura lodowca się rozluźnia. Można więc powiedzieć, że zimą lodowce przygotowują się do cielenia latem (cielenie to proces odłamywania się fragmentów lodowca, w wyniku którego powstają góry lodowe). Jak wyjaśnia prof. Jania, przez szczeliny w lodzie roztopiona woda dostaje się na spód jęzorów lodowych. Przez to zmniejsza się tarcie lodowca o podłoże i masy lodu szybciej spływają do oceanu.

To sprawia, że góry lodowe zaczynają się odrywać dopiero na początku lata. Badania pokazały jednak także, że góry lodowe okazjonalnie obłamują się również zimą. Polscy badacze uważają, że wpływ ma na to działanie oceanu.

Dotychczas glacjolodzy uważali, że proces cielenia lodowców może być hamowany przez obecność lodu morskiego (lodu na powierzchni wody) przed czołem lodowca. Okazuje się, że niekoniecznie. "To, czy lód morski jest, czy go nie ma, nie ma znaczenia przy odłamywaniu się gór lodowych - uważa prof. Jania. - Za to wiele wskazuje na to, że procesami cielenia lodowców w dużej mierze rządzi temperatura wód oceanu. Klif lodowy jest podcinany przez cieplejsze fale i jego stabilność ulega zachwianiu".

"Będziemy utrzymywać monitoring czoła lodowca. Chcemy zdobyć więcej informacji o zimowym zachowaniu lodowców" – kończy badacz.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Żółte i czerwone certyfikaty wciąż wydawane przez URE. Mimo że na razie nie mogą być umarzane
środa 2013-04-10

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki kontynuuje wydawanie żółtych i czerwonych certyfikatów, wspierających producentów energii elektrycznej i ciepła. Możliwość ich zdobycia ma stabilizować rynek i zmniejszyć niepewność, jaka pojawiła się po zawieszeniu systemu. Od 31 marca nie ma obowiązku uzyskania i przedstawienia prezesowi URE certyfikatów w celu ich umorzenia. System wsparcia może jednak zostać przywrócony w nowym Prawie energetycznym.

Żółte i czerwone certyfikaty, wspierają kogenerację, czyli produkcję energii elektrycznej i ciepła. Stanowią one prawa majątkowe, które mogły do tej pory być sprzedawane na Towarowej Giełdzie Energii, stanowiąc wsparcie dla producentów energii.

– Począwszy od tego roku przestał funkcjonować obowiązek umarzania żółtych i czerwonych certyfikatów związanych z produkcją energii elektrycznej w wysokosprawnej kogeneracji. Natomiast obowiązek wydawania tych certyfikatów przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki cały czas pozostaje w mocy – wyjaśnia w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Maciej Bando, wiceprezes Urzędu Regulacji Energetyki.

Wciąż zainteresowani mogą więc zgłaszać się do URE, by kolorowe certyfikaty uzyskać.

– Takie działanie Urzędu ma za zadanie ustabilizować rynek i zmniejszyć niepewność – podkreśla Maciej Bando.

Niepewność spowodowaną przez przepisy prawa. W nowelizacji Prawa energetycznego z 2007 roku zapisano, że przepisy w zakresie obowiązku uzyskania i przedstawienia do umorzenia świadectw pochodzenia z kogeneracji przestaną obowiązywać po 31 marca 2013 roku. Dalsze losy systemu wsparcia będą więc zależały od rozwiązań legislacyjnych.

– Liczymy na to, że uruchomiona procedura prawna, szczególnie nowelizacja uchwały Sejmu przedłużająca system wsparcia niebawem ujrzy światło dzienne – mówi Maciej Bando. – Tym samym producenci będą mogli uzyskać umorzenie certyfikatu i pieniądze z jego sprzedaży jako wsparcie.

Sytuacja ma charakter przejściowy

Aktualnie zatem przedsiębiorcy mogą uzyskiwać certyfikaty, jednak nie mają możliwości ich sprzedaży. Stan obecny jest więc pewnego rodzaju próżnią prawną. Zdaniem wiceprezesa URE, wskazane jest, by miał on charakter przejściowy.

– Jeżeli ta sytuacja nie będzie trwać dłużej niż kwartał, to nie powinniśmy mieć do czynienia z generowaniem dużego „nawisu” certyfikatów. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo nagromadzenia na rynku dużej ich liczby, a tym samym w przyszłości niebezpieczeństwo dalszego spadku wartości – zauważa Maciej Bando.

Jak podkreśla, jeśli jednak ustawodawca nie zdąży wprowadzić nowych regulacji w przeciągu trzech miesięcy, powinny powstać przepisy tymczasowe, które będą odnosić się do tego momentu zawieszenia.

– Środowisko ciepłowników daje pod rozwagę np. możliwość, by umarzane mogły być tylko te certyfikaty, które zostaną wydane po wejściu w życie nowelizacji ustawy. Ale na to mamy jeszcze czas, gdyż być może nowelizacja wejdzie w życie wystarczająco wcześnie – dodaje wiceprezes Urzędu Regulacji Energetyki.

Funkcjonujący do dnia 31 marca br. model systemu wsparcia wytwarzania energii elektrycznej w wysokosprawnej kogeneracji został wprowadzony jako obowiązujący do polskiego porządku prawnego ustawą z dnia 12 stycznia 2007 r. o zmianie ustawy – Prawo energetyczne, ustawy – Prawo ochrony środowiska oraz ustawy o systemie oceny zgodności.

Źródło: Newseria

J. Sasin: Ukraina z rosyjskim pistoletem przystawionym do głowy
wtorek 2013-04-09

Plan budowy nowej odnogi gazociągu jamalskiego przez Polskę to szantaż Rosji wobec Ukrainy – uważa poseł PiS Jacek Sasin. Według niego inwestycja jest sprzeczna z polską racją stanu i nie przyniosłaby nam żadnych ekonomicznych korzyści.

– Jeśli ten gazociąg powstanie, to Ukraina będzie całkowicie bezbronna, jeśli chodzi o szantaż ze strony Rosji – mówi Agencji Informacyjnej Newseria polityk PiS i dodaje, że dla Polski obrona suwerenności energetycznej Ukrainy to ważny element polityki zagranicznej.

Jacek Sasin twierdzi, że godząc się na budowę odnogi Jamał II i podpisując umowę z Gazpromem, Polska godziłaby się na szantaż wobec Ukrainy. W ten sposób, jak twierdzi polityk, Polska uczestniczyłaby w mocarstwowej polityce Władimira Putina. Nam udało się zdywersyfikować źródła gazu, więc nie potrzebujemy zwiększonych dostaw z Rosji. Ukraina jest w zupełnie innej sytuacji.

– Mamy dzisiaj alternatywne źródła dostaw gazu, wiele się w tej sprawie w Polsce zmieniło i dzięki temu dzisiaj nie żyjemy już z pistoletem przyłożonym do głowy. Natomiast Ukraina w dalszym ciągu żyje z takim pistoletem przyłożonym do głowy – podkreśla Sasin.

Obecnie przez Ukrainę biegną rury dostarczające gaz m.in. do Czech, Słowacji, Włoch oraz Austrii. Z tego powodu Rosja nie może w pełni wykorzystywać możliwości odcięcia dopływu gazu do wywierania presji na Ukrainę. Po wybudowaniu odnogi Jamał II możliwe byłoby zapewnienie zakontraktowanych dostaw do Europy Zachodniej z pominięciem Ukrainy.

– Dzisiaj Rosja nie może Ukrainie zakręcić gazu, nie może do końca dyktować warunków sprzedaży gazu, bo zakręcenie gazu na biegnącym przez Ukrainie gazociągu, oznacza przerwanie dopływu gazu dla Węgier, Austrii, Czech, Słowacji, krajów Południowej Europy i awanturę. To już ćwiczyliśmy, Rosja to już raz zrobiła. Była awantura ogólnoeuropejska. Okazało się, że musiała się z tej polityki wycofać – przypomina Jacek Sasin.

Na początku 2009 r. Gazprom na prawie dwa tygodnie odciął dostawy gazu na Ukrainę w związku z zaległymi płatnościami. Na sporze najmocniej ucierpiały Słowacja oraz Bułgaria.

Sasin uważa, że nawet jeśli z budowy nowej nitki gazociągu Polska będzie czerpać zyski z tranzytu, to będą one niewielkie. Podkreśla, że na przecinającym nasz kraj ze wschodu na zachód gazociągu jamalskim nie zarabiamy, a większej ilości rosyjskiego gazu nie potrzebujemy.

Posła PiS nie przekonują tłumaczenia ministra skarbu państwa Mikołaja Budzanowskiego, że podpisanie memorandum to jeszcze nie decyzja o budowie.

– Z drugiej strony mamy oświadczenia ze strony rosyjskiej, ważne oświadczenie szefa Gazpromu, pana Millera, który powiedział, że w tym memorandum zdecydowano, że ten gazociąg będzie budowany – zaznacza Sasin. – Powinno być takie przekonanie w polskim rządzie, że nie należy brać w ogóle pod uwagę realizacji tej inwestycji. Ona jest z punktu widzenia interesów Polski niezwykle szkodliwa, ona nam nic nie daje, a wręcz godzi w nasze bezpieczeństwo. Powinna być z gruntu odrzucona, żadne memoranda, żadne siadanie do rozmów, żadne rozmowy z Rosjanami nic nie dadzą – dodaje polityk opozycji.

Ukraina, jak podkreśla Sasin, to najbardziej europejski z krajów byłego Związku Radzieckiego z wyjątkiem państw bałtyckich. W związku z tym szczególnie należy jej bronić przed politycznymi ambicjami Moskwy. Niezależność oddzielających nas od Rosji wschodnich sąsiadów powinna być też ważnym elementem polskiej polityki bezpieczeństwa.

Polityk nie chce łączyć daty podpisania memorandum ze zbliżającą się rocznicą katastrofy smoleńskiej, choć podkreśla, że w przeszłości Rosjanie stosowali już w tej sprawie prowokacje. Według Jacka Sasina chęć budowy odnogi Jamał II to jednak przede wszystkim wyraz realizacji polityki Rosji Władimira Putina wobec Ukrainy.

Źródło: Newseria

Naukowcy: warstwa ozonowa znów się zmniejsza
poniedziałek 2013-04-08

Ilość ozonu w atmosferze, mierzona przez naukowców w mazowieckim Belsku, zmniejsza się od kilku lat szczególnie latem. Pod koniec 2012 r. było go kilka procent mniej, niż należałoby się spodziewać - wynika z obserwacji uczonych Centralnego Obserwatorium Geofizycznego Instytutu Geofizyki PAN.

Pierwsze regularne pomiary zawartości ozonu w atmosferze naukowcy z Centralnego Obserwatorium Geofizycznego Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk (IGF PAN) w rozpoczęli 50 lat temu. Koncentrację ozonu w atmosferze rejestrują nad stacją pomiarową w Belsku Dużym koło Grójca.

W przesłanym PAP komunikacie IGF PAN informuje, że od kilku lat naukowcy, zwłaszcza latem, nad Belskiem rejestrują coraz mniejszą koncentrację ozonu w stratosferze. „Pod koniec 2012 roku było go kilka procent mniej, niż należałoby się spodziewać, biorąc pod uwagę zmniejszającą się w stratosferze koncentrację substancji szkodliwych” – informuje IGF PAN.

„Możliwe, że w atmosferze zaczyna działać nowy, jeszcze przez nas niezidentyfikowany lokalny mechanizm zmniejszający grubość ochronnej warstwy ozonowej. Niezależnie od jego natury pewne jest, że w najbliższym czasie każdy powinien nadal uważać na Słońce i unikać nadmiernego opalania. My zaś musimy dalej monitorować, co dzieje się z ozonem nad naszymi głowami” – podkreśla kierownik Zakładu Fizyki Atmosfery IGF PAN prof. Janusz Krzyścin.

Cząsteczki tlenu, którym oddychamy, mają po dwa atomy tlenu. Ozonu, czyli cząsteczek z trzema atomami tlenu, jest w powietrzu niewiele. Maksymalne koncentracje ozonu w atmosferze, rzędu kilku cząsteczek na milion cząsteczek powietrza, występują w stratosferze - na wysokości około 30 km. „Gdyby cały ozon zawarty w pionowym słupie powietrza nad naszymi głowami zgromadzić przy gruncie, jego warstwa miałaby grubość od 2 do 5 mm, w zależności od pory roku” - czytamy w przesłanym PAP komunikacie.

Ozon w małych ilościach wywołuje kaszel i bóle głowy, w większych prowadzi do obrzęku płuc i śmierci. Jednocześnie ozon, który znajduje się w stratosferze jest niezbędny dla życia na Ziemi. Silnie absorbuje promieniowanie ultrafioletowe docierające ze Słońca do górnych warstw atmosfery, co ma ochronny wpływ na organizmy żywe.

„U ludzi nadmiar promieniowania UV jest szkodliwy m.in. dla oczu i skóry. Wiadomo o jego ścisłym, dobrze udokumentowanym związku z powstawaniem nowotworów złośliwych skóry: podstawnokomórkowego i kolczystokomórkowego” - wyjaśnia prof. Krzyścin.

Od połowy lat 80. XX wieku obserwacje naziemne i satelitarne wykazywały niepokojąco niskie zawartości ozonu w atmosferze nad Antarktydą. Jego deficyt na obszarach o powierzchni liczonej w dziesiątkach milionów kilometrów kwadratowych sięgał nawet 40 proc. W niektórych warstwach atmosfery nad Antarktydą, na wysokości 15-20 km, ozon został całkowicie zniszczony. Zjawisko to zyskało miano „dziury ozonowej”.

Winowajcą okazały się freony, czyli gazy chlorofluorokarbonowe, powszechnie stosowane w drugiej połowie XX wieku, m.in. w aerozolach i lodówkach - wyjaśniają specjaliści IGF PAN. Jak tłumaczą, związki te trafiały do atmosfery, z czasem migrowały ku równikowi i tu były wynoszone do stratosfery, skąd rozprzestrzeniały się ku biegunom. Freony w trakcie wędrówki w wysokich warstwach atmosfery rozpadały się pod wpływem silnego promieniowania UV. Powstające wtedy wolne atomy chloru stawały się katalizatorem reakcji chemicznych prowadzących do intensywnego rozpadu ozonu. Mniej więcej po pięciu latach wędrówki w stratosferze freony docierały nad Antarktydę i Arktykę.

Dziura ozonowa jest jednak zjawiskiem sezonowym, od ponad 30 lat pojawiającym się nad Antarktydą corocznie z końcem zimy i zanikającym po kilku miesiącach. W zależności od warunków meteorologicznych może być większa lub mniejsza i trwać miesiąc dłużej lub krócej.

„W wyniku silnego wychłodzenia Antarktydy podczas nocy polarnej, czyli w okresie od czerwca do września, w atmosferze nad półkulą południową, na wysokości około 20 km, pojawiają się specyficzne chmury złożone z kropelek rozcieńczonego kwasu azotowego lub kryształów lodu. Wraz z powrotem światła słonecznego nad ten obszar, co przypada na przełom sierpnia i września, w sąsiedztwie takich cząstek chmurowych intensyfikują się reakcje chemiczne niszczące ozon. Podczas wiosny arktycznej Słońce stopniowo ogrzewa atmosferę i chmury zanikają, zwykle z końcem listopada, a wraz z nimi znika też dziura ozonowa” - opisuje prof. Krzyścin.

Naukowcy przekonują, że dziura ozonowa nad Antarktydą nie ma wpływu na poziom ozonu nad Polską. Nam może zagrażać jedynie dziura ozonowa nad Arktyką. „Nad północnym biegunem atmosfera jest jednak cieplejsza i tylko po ekstremalnie chłodnej zimie 2010/2011 pojawiła się tutaj dziura ozonowa. Była ona jednak znacznie mniej rozległa niż jej odpowiednik nad Antarktydą” – informują naukowcy w przesłanym PAP komunikacie.

Od początku lat 70. ubiegłego wieku stratosfera stawała się coraz bardziej zanieczyszczona substancjami niszczącymi warstwę ozonową. Pomiary w obserwatorium IGF PAN wykazywały w latach 90. deficyt ozonu nad Polską na poziomie 6 proc. w stosunku do średniej wieloletniej z lat 60. i 70. "Zmiany te skutkowały nieznacznym, praktycznie nieszkodliwym wzrostem promieniowania UV, porównywalnym z tym, którego doświadczylibyśmy po przeprowadzce z Warszawy do Krakowa" – informują naukowcy.

W 1987 roku społeczność międzynarodowa podjęła w ramach tzw. Protokołu Montrealskiego działania, których skutkiem miało być zredukowanie emisji freonów i innych substancji niszczących warstwę ozonową do atmosfery. Na przełomie wieków wiele stacji pomiarowych, w tym i Belsk, zaczęło rejestrować stopniowy wzrost zawartości ozonu w atmosferze.

„Wydawało się, że dzięki Protokołowi Montrealskiemu i jego późniejszym poprawkom, wprowadzającym dalsze ograniczenia w produkcji substancji szkodliwych dla ozonu, problem został rozwiązany. Jednak w połowie minionej dekady na naszych szerokościach geograficznych tendencja odwróciła się i poziom ozonu znowu zaczął się obniżać” – czytamy w komunikacie IGF PAN.

Instytut Geofizyki PAN (IGF PAN) w Warszawie prowadzi badania podstawowe w zakresie fizyki wnętrza Ziemi, fizyki atmosfery, sejsmologii, geomagnetyzmu oraz hydrologii, organizuje także wyprawy polarne. Obserwacje ozonu w Belsku są włączone w globalny system monitorowania ozonu i dostarczyły cennych danych dla licznych prac naukowych.

„Wyniki naszych obserwacji ozonowych były używane m.in. do oceny dokładności pomiarów ozonu wykonywanych przez krążące wokół Ziemi satelity” - mówi prof. Janusz Krzyścin.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Aukcja uprawnień do emisji CO2
poniedziałek 2013-04-08

Ponad 190 tys. uprawnień do emisji CO2 z okresu rozliczeniowego 2008-2012 zostało sprzedanych podczas aukcji prowadzonej za pośrednictwem Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBIZE). Pieniądze z transakcji trafią do budżetu państwa.

Uprawnienia do emisji CO2 (tzw. jednostki EUA) są używane do rozliczania ilości wyemitowanego CO2 przez przedsiębiorstwa w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (EU-ETS). Został on uruchomiony w 2005 roku jako instrument krajów Unii Europejskiej mający na celu przeciwdziałanie zmianom klimatycznym. Jedna jednostka emisji (1 EUA) uprawnia przedsiębiorstwo do emisji 1 tony CO2.

W aukcji, która odbyła się 2 kwietnia sprzedano 191 798 uprawnień do emisji (EUA) po cenie rozliczeniowej 18,90 zł. Do sprzedaży zostało jeszcze około 20 tys. uprawień. Ich aukcja odbędzie się 23 kwietnia. Więcej informacji na ten temat można znaleźć na stronie internetowej KOBIZE.

Źródło: Ministerstwo Środowiska

Prawo bez gazu. Brak przepisów hamuje rozwój domowej energetyki
piątek 2013-04-05

Biogazownia o mocy 1MW jest w stanie zaopatrzyć w energię elektryczną pięciotysięczną gminę – uważa Tadeusz Szalewski, ekspert firmy Poldanor SA, produkującej biogaz.

Zdaniem członka zarządu Polskiego Stowarzyszenia Producentów Biogazu Rolniczego Anity Klimas, istnieje ogromny potencjał dla rozwoju rynku biogazu w Polsce, który na tę chwilę jest niewykorzystany. W jej ocenie, powodem takiego stanu rzeczy jest brak odpowiedniego systemu wsparcia, wynikającego z kolei z braku konkretnych regulacji prawnych.

Jak wyjaśnia, perspektywy rozwoju biogazu zostały szeroko opisane w dokumencie „Kierunki rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce w latach 2010-2020”, który powstał w 2010 r. w Ministerstwie Gospodarki, przy współpracy z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Zgodnie z dokumentem, Polska ma możliwość wytworzenia 5 mld m sześc. biogazu z produktów ubocznych rolnictwa, np. odchodów zwierzęcych.

- Rozwój rynku biogazu w Polsce na chwilę obecną został wyhamowany, gdyż brak prawodawstwa, w tym ustawy OZE, uniemożliwia inwestowanie w stabilne finansowo i rentowne instalacje - uważa Klimas.

- To co jeszcze w ubiegłym roku było opłacalne, obecnie przynosi straty, które w dłuższej perspektywie czasu, mogą doprowadzić do bankructwa wielu instalacji – dodaje.

Jak podkreśla, chodzi tu przede wszystkim o kontrowersyjną – w jej ocenie - nadpodaż zielonych certyfikatów, generowaną przez instalacje współspalania, a w konsekwencji drastyczny spadek cen świadectw, które w Polskim systemie wsparcia dla OZE w wielu przypadkach są głównym źródłem dochodu biogazowni.

- Obecny brak wsparcia dla energii cieplnej produkowanej w skojarzeniu (równocześnie – red.) z energią elektryczną jest także czynnikiem hamującym, bowiem powstrzymuje inwestorów przed inwestowaniem, np. w przyłącza cieplne - zaznacza członek zarządu PSPBR.

Według Klimas, przyłącza cieplne pozwoliłyby zagospodarować, i tak wyprodukowane ciepło, przyczyniając się tym samym do pozytywnych efektów ekologicznych, np. redukcji emisji CO2.

Paweł Karwat z firmy Poldanor SA, zajmującej się m.in. produkcją energii odnawialnej w biogazowniach rolniczych, tłumaczy, że obok równoczesnej produkcji energii elektrycznej oraz cieplnej w modułach kogeneracyjnych (w skojarzeniu), możliwe jest samo wytwarzanie ciepła poprzez spalanie biogazu w kotłach gazowych.

Jak ocenia, to rozwiązanie jest mało popularne z uwagi na niskie przychody ze sprzedaży ciepła oraz wysokie koszty inwestycyjne, związane z ciepłociągiem, który jest drogi, jeżeli biogazownia jest oddalona od odbiorcy.

Możliwe jest też wtłaczanie biometanu - biogaz po oczyszczeniu oraz usunięciu dwutlenku węgla - do sieci gazowej. Jak wyjaśnia Karwat, wtłaczanie biogazu do sieci w Polsce jest również mało popularne, ponieważ brakuje odpowiedniej infrastruktury oraz regulacji prawnej.

- Biogazownie są zwykle budowane na trenach rolniczych, z daleka lub na obrzeżach miejscowości, które bardzo często nie posiadają sieci gazowej – zauważa Karwat.

Jak dodaje, dodatkowy problem stanowi fakt, iż wyprodukowany biogaz nie spełnia parametrów energetycznych zawartych w Rozporządzeniu Ministra Gospodarki w sprawie szczegółowych warunków funkcjonowania systemu gazowego. Dlatego niezbędne jest zastosowanie odpowiednich technologii, które pozwolą na przekształcenie biogazu w biometan.

- Niestety taka instalacja do „uszlachetniania biogazu” jest kosztowana i skomplikowana - zastrzega.

Najpopularniejszym rozwiązaniem pozostaje więc zastosowanie modułów kogeneracyjnych, które wytwarzają prąd oraz ciepło w skojarzeniu. - Energia elektryczna w porównaniu z ciepłem, jest medium, które można zdecydowanie łatwiej przesłać i sprzedać po korzystniejszej cenie – mówi Karwat.

Ponadto - zauważa - z wyprodukowanej energii można zaspokoić wewnętrze zapotrzebowanie przedsiębiorstwa w energię elektryczną i cieplną, co jest dodatkowym atutem przemawiającym za wytwarzaniem obu mediów w skojarzeniu.

W Polsce na w rejestrze Agencji Rynku Rolnego zarejestrowanych jest 25 biogazowani rolniczych. Ich średnia moc wynosi ok. 1 MW.

Karwat zwraca uwagę, że w poprawnie eksploatowanej biogazowni uzyskuje się średnią roczną wydajność wytwarzanej energii na poziomie przewyższającym 90 proc. Jak zaznacza, z uwagi na pełną kontrolę nad procesem wytwarzania biogazu, produkcja energii elektrycznej w biogazowniach, odbywa się bardzo stabilnie.

- Dla porównania średnioroczna wydajność w farm wiatrowych w Polsce wynosi zwykle dwadzieścia kilka procent – stwierdza.

Według wyliczeń Tadeusza Szalewskiego, kierownika ds. energii w Poldanor SA, aby dostarczyć energię elektryczną mieszkańcom 5 – tysięcznej gminy, przy założeniu, że gospodarstwo domowe składające się z trzech osób, zużywa rocznie ok. 3,5 MWh, potrzebna jest biogazownia o mocy 1MW.

Źródło: Serwis Samorządowy PAP

W ciągu 7 lat Polska powinna przeznaczyć 200 mld zł na politykę klimatyczną
czwartek 2013-04-04

Jak wynika z negocjacji z Brukselą, Polska powinna przeznaczyć z unijnego budżetu 20 proc. na politykę klimatyczną. Oznacza to około 200 mld zł w ciągu najbliższych siedmiu lat na ten cel. – Nie jesteśmy w stanie wydać takich pieniędzy na solary i wiatraki, a to oznacza, że nie dostaniemy wsparcia na rozbudowę dróg i kolei – uważa prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.

Profesor wylicza, że skoro budżet UE wynosi 960 mld euro, zatem prawie 200 mld euro zostanie przeznaczonych na politykę klimatyczną.

– Polska ma dostać ponad 300 mld zł w funduszach strukturalnych, z których musimy przeznaczyć na cele klimatyczne 60 mld zł oraz 50 proc. udziału własnego. Czyli będzie to około 120 mld zł plus wewnętrzne finansowanie poprzez zielone certyfikaty i różnego rodzaju dotacje z funduszy ochrony środowiska na poziomie 60-70 mld zł. Na politykę klimatyczną przeznaczymy zatem w Polsce do roku 2020 około 200 mld złotych – mówi Agencji Informacyjnej Newseria prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.

Podkreśla, że Polska nie jest w stanie przeznaczyć tak ogromnych pieniędzy na ten właśnie cel. Poprzeczka została ustalono za wysoko.

– Problem polega na tym, że my nie mamy na co ich wydać. W przypadku technologii OZE jak wiatraki, czy solary, jesteśmy na granicy możliwości przyłączenia ich do systemu. To są źródła bardzo niestabilne, które powodują, że nie możemy mieć ich zbyt dużo – prof. Władysław Mielczarski.

Dlatego ekspert przestrzega, że więcej stracimy na tym budżecie niż zyskamy, ponieważ nie będziemy w stanie wykorzystać tych funduszy.

– Unia stawia warunek, że musimy te pieniądze przeznaczyć na politykę klimatyczną, bo jeżeli ich nie wykorzystamy, nie otrzymamy na fundusze strukturalne, na drogi i na koleje – tłumaczy. – W związku z tym, z tych 300 mld zł liczę, że maksimum zostanie skonsumowanych 150-200 mld zł.

Źródło: Newseria

W kwietniu sprzedawcy prądu muszą dojść do porozumienia ws. ułatwień dla klientów
czwartek 2013-04-04

Prezes Urzędu Regulacji Energetyki podejmie decyzję o uwolnieniu rynku energii tylko wówczas, gdy konsumenci będą mogli z łatwością zmieniać sprzedawcę prądu. Daje więc spółkom energetycznym czas do końca kwietnia na dojście do porozumienia w sprawie tzw. umowy kompleksowej. Dzięki niej odbiorcy prądu opłacą tylko jedną fakturę zamiast dwóch – za sprzedaż energii i jej dystrybucję.

Jeśli odpowiednie zapisy nowelizacji Prawa energetycznego, nad którą trwają prace, nie zostałyby uchwalone, a spółki nie doszłyby do porozumienia, prezes URE mógłby nałożyć na nie kary.

– Operator ma ułatwiać życie klientom, odbiorcom paliw i energii. Jeżeli utrudnia, to narusza cały szereg przepisów prawa energetycznego. Wówczas mogę nałożyć sankcje w postaci kar finansowych – nie tylko na same spółki operatorów systemów dystrybucyjnych, ale też na kierowników tych przedsiębiorstw, czyli odpowiednich członków zarządu odpowiedzialnych za obsługę procesów rynkowych po stronie operatora – przestrzega Marek Woszczyk, prezes Urzędu Regulacji Energetyki.

Na ustalenie szczegółów pozostało jeszcze trochę czasu. Zgodnie z uzgodnieniami między URE a przedsiębiorcami wszystko negocjacje w tej sprawie powinny zakończyć się pod koniec tego miesiąca.

Umowa kompleksowa, dzięki której odbiorcy prądu opłacą tylko jedną fakturę zamiast dwóch (za sprzedaż energii i jej dystrybucję), usprawni proces zmiany sprzedawcy i obniży jego koszty.

– To jest jedyne narzędzie obrony po stronie klienta – powiedzieć „nie” dotychczasowemu sprzedawcy, jeżeli żąda nieakceptowalnych, zbyt wygórowanych cen i wybrać sobie nowego. Ta procedura musi być łatwa, realizowalna, także przez samych operatorów systemów dystrybucyjnych i to w sposób masowy – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Marek Woszczyk.

Prezes URE wymaga, by koncerny energetyczne wypracowały jeden wspólny wzór umowy. Każdy sprzedawca energii będzie musiał zawrzeć z operatorem systemu dystrybucyjnego, do którego należy sieć, na obszarze której sprzedawca chce obsługiwać klientów, tzw. GUD kompleksowy, czyli generalną umowę dystrybucyjną.

Ma ona gwarantować wszystkim sprzedawcom możliwość zaoferowania klientom, jednej kompleksowej umowy. Jednak spółki od prawie dwóch lat spierają się, co do szczegółów technicznych, które uniemożliwiają efektywne wdrożenie powszechnych umów kompleksowych dostępnych dla wszystkich sprzedawców.

– Chcemy mieć gwarancję, że to jest po prostu możliwe. Nie wystarczają mi deklaracje, polegające na tym, że oto uzgodniliśmy kolejny wzorzec tej czy innej umowy, tylko to musi być wdrażalne do praktyki rynkowej. Zatem uzgodnienie wzorca to jedno, ale wdrożenie i przełożenie tego na rzeczywistość biznesową to osobna kwestia. Będziemy monitorowali wdrożenie tego dokumentu do praktyki biznesowej – zapowiada Marek Woszczyk.

Źródło: Newseria

Tegoroczna zima pasuje do hipotezy nt. skutków ocieplenia
środa 2013-04-03

Tegoroczna, długa i stabilna zima w naszej części świata wydaje się pasować do hipotezy na temat zmian sposobu transportu ciepła przez ocean i atmosferę wskutek globalnego ocieplenia - powiedział PAP fizyk atmosfery, prof. Szymon Malinowski.

Z punktu widzenia fizyka klimat zależy od sposobu transportu ciepła przez ocean i atmosferę od równika do biegunów. Ważne jest też to, gdzie i ile ciepła Ziemia dostaje, oraz gdzie i ile wypromieniowuje w kosmos - tłumaczy prof. Malinowski z Zakładu Fizyki Atmosfery Wydziału Fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Związane z tym procesy współdecydują o tym, jak w poszczególnych częściach świata wyglądają pory roku.

"Cały ten układ podlega jednak zmianom, do których dochodzi m.in. wskutek topnienia Arktyki, zwłaszcza w porze letniej" - zauważa fizyk. - Dawniej pokryta lodem Arktyka była biała, dzięki czemu odbijała większość promieni słonecznych, jakie do niej docierały. Obecnie latem miejsce białego lodu w coraz większym stopniu zajmuje ciemna powierzchnia oceanu, który nie odbija promieniowania słońca, tylko je pochłania. W efekcie wody Arktyki nagrzewają się, co zmienia kontrast temperatur wody pomiędzy biegunem a równikiem. Ponieważ od tego kontrastu zależy sposób transportu ciepła, topnienie lodu na biegunie północnym odbija się na klimacie całej półkuli, a szczególnie na obszarach wokół Północnego Atlantyku".

Prof. Malinowski przypuszcza, że mijającej zimy odczuliśmy konsekwencje takich właśnie zmian. "Przeważnie w porze zimowej w Polsce dominowały przepływy mas powietrza płynącego z zachodu i północnego zachodu. Nieco rzadziej zdarzały się przepływy z północy, ze wschodu bądź z południa. Obecnie wydaje się, że maleje zmienność kierunków cyrkulacji, dominują bardziej stałe reżimy transportu ciepła. Ciepłe powietrze ze stref zwrotnikowych wędruje nad Atlantykiem ku północy, nie docierając nad Polskę. Ponieważ jednak sam schemat transportu powietrza - ciepłego na północ a zimnego na południe - musi być zachowany, nad Polskę napływa wtedy zimne powietrze znad kontynentu azjatyckiego" - opowiada.

"Zimą tego roku właściwie nie było wichur, powodujących silne sztormy na Bałtyku, podtopienia, zniszczenia na lądzie, co zdarza się często, gdy zimą przeważa napływ powietrza z zachodu" - zaznacza prof. Malinowski.

Ponieważ klimat zależy od mnóstwa czynników bardzo subtelnych i zmiennych, na podstawie pojedynczo pojawiających się zim wyjątkowo śnieżnych czy długotrwałych trudno jest ostatecznie potwierdzić hipotezę dotyczącą zmian przepływu mas powietrza - zastrzega fizyk. "Widać jednak, że tegoroczny układ pasuje do tej hipotezy, podobnie jak kilka innych zjawisk atmosferycznych, np. ciepło w atlantyckiej części Arktyki, zwłaszcza na Grenlandii, czy częstsze niż dawniej długotrwałe fale upałów i susze w umiarkowanych szerokościach geograficznych w ciepłej porze roku" - mówi.

Jeśli hipoteza jest trafna, to oznacza, że zimy takie jak obecnie mogą się u nas w przyszłości zdarzać częściej - zauważa prof. Malinowski.

Wspomnianą hipotezę fizycy atmosfery i klimatolodzy badają od pewnego czasu. Szanse na lepsze zrozumienie związanych z nią zjawisk dają stale doskonalone modele globalnej cyrkulacji atmosfery.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

PGE jeszcze w tym roku zainstaluje gospodarstwom domowym inteligentne liczniki prądu
środa 2013-04-03

Jeśli regulator nie podwyższy taryfy, tak by zwróciły się koszty inwestycji związane z instalacją inteligentnych liczników prądu, to może okazać się ona nieopłacalna – uważa Wojciech Ostrowski, wiceprezes PGE. Ta największa polska spółka energetyczna przymierza się do instalacji u części swoich klientów nowoczesnych liczników. Wiele wskazuje na to, że te urządzenia będą musiały zostać założone w każdym gospodarstwie domowym w ciągu następnych 7 lat i to na koszt firm energetycznych.

– Przygotowywanie programów pilotażowych jest w tej chwili na ukończeniu, pewnie zostaną wprowadzone w tym roku. Po tych programach będziemy w stanie powiedzieć, na ile rozprzestrzenienie smart meteringu będzie racjonalne z punktu widzenia efektywnościowego – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Wojciech Ostrowski, wiceprezes zarządu ds. finansowych Polskiej Grupy Energetycznej.

Projekt Prawa energetycznego, nad którym pracuje rząd, zakłada, że tzw. inteligentne liczniki zostaną zainstalowane w Polsce do 2020 roku u wszystkich odbiorców energii elektrycznej. Resort gospodarki szacuje, że korzyści z systemu wyniosą 12 mld zł w ciągu pierwszych 15 lat jego funkcjonowania.

Te nowoczesne liczniki mają kluczowe znaczenie dla systemu AMI (ang. advanced metering infrastructure), a tym samym dla bezpieczeństwa energetycznego odbiorców energii. Pozwalają ograniczać straty przesyłowe i dystrybucyjne, poprawiają też jakość zasilania pod względem parametrów technicznych. Oznacza to, że zapobiegają ograniczeniom dostaw prądu i tym samym podnoszą bezpieczeństwo zaopatrzenia w energię. Poza tym, pozwalają na obniżenie kosztów dostaw energii elektrycznej do odbiorców końcowych.

– Pilotaż będzie polegał na instalacji urządzeń w domach mieszkańców [m.in. Łodzi] i weryfikacji, czy cokolwiek się zmienia. Czy ktoś to wykorzystuje, ile to kosztuje, czy można coś na tym zyskać, czy też jest to związane tylko z kosztem nowych liczników – tłumaczy Wojciech Ostrowski.

PGE nie zdradza szczegółów, m.in. na temat kosztów, jakie w związku z tym pilotażem poniesie spółka.

– O rentowności inwestycji zadecyduje regulator. Czy będzie w stanie podwyższyć taryfę zapewniającą zwrot z tych liczników? Jeśli takiego wsparcia nie będzie, to prawdopodobnie ten system nie wejdzie, chyba że będzie wymagany przez prawo – uważa Wojciech Ostrowski.

– Jeśli ustawodawca przyjmie, jak zakładał projekt zmiany ustawy Prawo energetyczne, że liczniki inteligentne jest obowiązany zainstalować operator systemu dystrybucyjnego do 31 grudnia 2020 roku, wówczas decyzja o instalacji będzie przesądzona – komentuje Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka prasowa Urzędu Regulacji Energetyki.

Wyjaśnia, że inwestycje sieciowe wykonują i płacą za nie przedsiębiorstwa sieciowe, czyli dystrybutorzy. Natomiast ze względu na znaczenie systemu AMI dla bezpieczeństwa energetycznego prezes URE zdecydowany jest stosować dla takich projektów wyższe stopy zwrotu niż jest to przewidziane dla innych inwestycji.

Regulator zamierza stworzyć mechanizm stymulujący operatorów systemów dystrybucyjnych (OSD) do realizowania takich inwestycji.

Źródło: Newseria