Pierwszy unijny pakiet klimatyczny obciąża polską gospodarkę w znacznie mniejszym stopniu niż zakładano. Cena zezwolenia na emisję jednej tony dwutlenku węgla to tylko 5 euro, choć pesymistyczne prognozy mówiły nawet o 100 euro. Negocjowany drugi pakiet klimatyczny będzie już większym wyzwaniem i może nieproporcjonalnie bardziej obciążyć Polskę.
– Obecny pakiet, który funkcjonuje i który ma się zakończyć w 2020 roku, przebiega bardzo łagodnie. Znacznie łagodniej, niż wiele osób przewidywało jeszcze kilka lat temu – ocenia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Maciej Grabowski, minister środowiska. – W tej chwili pierwszy pakiet klimatyczny nie stanowi dla polskiej gospodarki zasadniczego problemu.
Zgodnie z pierwszym pakietem klimatycznym, przyjętym przez Parlament Europejski w 2008 r., do 2020 r. o 20 proc. ma zmaleć emisja gazów cieplarnianych, do 20 proc. wzrosnąć udział odnawialnych źródeł energii i o 20 proc. poprawić się efektywność energetyczna. Jednym z narzędzi w ramach pakietu jest System Handlu Emisjami (ETS), w ramach którego przedsiębiorstwa muszą wykupywać zezwolenia na emisję dwutlenku węgla na rynku. Jak podkreśla Grabowski, okazało się, że zezwoleń tych jest więcej niż oczekiwano, więc ich cena jest niska.
Dużo większym obciążeniem dla polskiej gospodarki może być jednak drugi pakiet klimatyczny. W styczniu propozycję przedstawiła Komisja Europejska. Choć negocjacje trwają, wiadomo, że zmiany mogą zaszkodzić gospodarkom w większym stopniu opartym na węglu.
– Chcemy rozmawiać o faktach, o tym, co rzeczywiście może spotkać polską gospodarkę, jeżeli ten pakiet, w takim kształcie, zostanie przyjęty. Mówię w końcu o obniżeniu emisji o 40 proc. do roku bazowego. To jest olbrzymia zmiana. Widzimy, że ta propozycja Komisji będzie niesymetryczna, to znaczy, że na niektóre państwa będzie nałożony znacznie większy wysiłek i znacznie mocniej odczują one tę politykę klimatyczno-energetyczną – podkreśla Grabowski.
Dodaje, że wbrew oczekiwaniom Komisji Europejskiej negocjacji nie uda się zakończyć szybko, bo dla Polski obecne założenia są nieakceptowalne. Drugi pakiet klimatyczny może bowiem bardzo zaszkodzić konkurencyjności naszego kraju. W dużym stopniu ucierpiałyby również sektory, gdzie nie został wprowadzony handel emisjami, np. transport (z wyjątkiem lotnictwa), sektor budowlany oraz rolnictwo.
– Wydaje nam się, na podstawie naszych wstępnych analiz, że tam ten wpływ byłby znacznie większy niż w sektorze, gdzie tymi uprawnieniami się handluje – ocenia Grabowski. Dodaje: – Jeżeli te ambitne cele klimatyczno-energetyczne zostaną przyjęte w takim stopniu, to rzecz jasna energetyka europejska pójdzie w kierunku odnawialnych źródeł energii.
Nowy pakiet klimatyczny prawdopodobnie nie będzie wprost zachęcał do rozwoju OZE, jednak z uwagi na ambitne cele dotyczące redukcji emisji będzie to naturalny kierunek.
Minister środowiska zauważa jednak, że choć odnawialne źródła energii mogą pokryć całość lub większość zapotrzebowania na energię, to nie oznacza to całkowitego zmierzchu energetyki konwencjonalnej. Na przykład w Niemczech, które według Eurostatu w 2012 r. pozyskiwały nieco ponad 12 proc. energii ze źródeł odnawialnych, trwa budowa nowych bloków energetycznych opartych na węglu. Niemcy są obecnie największym emitentem dwutlenku węgla w UE – według Eurostatu wyprodukowały 760 mln ton tego gazu w ubiegłym roku.
Jak podał na początku maja Eurostat, emisja dwutlenku węgla w 2013 r. zmalała rok do roku w 22 krajach UE. W Polsce wzrosła nieznacznie (o 0,3 proc. do 290 mln ton). Więcej dwutlenku niż w 2012 r. wyprodukowały też Dania, Estonia, Portugalia, Niemcy i Francja. Unijna łączna emisja zmalała o 2,5 proc. do 3,351 mld ton.
Redakcja EkoNews, fot. sxc.hu
Ponad 30% bałtyckich morskich obszarów chronionych to „papierowe parki”, chronione w teorii i na papierze, podczas gdy w praktyce nie nie są w ogóle zarządzane.
Chociaż liczba morskich obszarów objętych ochroną na terenie Morza Bałtyckiego i cieśniny Kattegat rośnie, duża część z nich jest chroniona jedynie z nazwy. Samo włączenie danego terenu do sieci obszarów chronionych niewiele zmienia, potrzebne są bowiem konkretne zapisy i regulacje, które zawarte powinny być w planach ochrony dla danego obszaru. Plany te niestety powstają mozolnie, i często brak w nich kluczowych zapisów ograniczających zagrożenia, niezbędnych by chronić cenne przyrodniczo siedliska i gatunki.
Najnowszy raport Oceany rzuca więcej światła na problematykę zarządzania morskimi obszarami chronionymi
i uwypukla niedociągnięcia planów ochrony.
“To rozczarowujące, że wiele obszarów jest chronionych jedynie z nazwy. Kraje nadbałtyckie zobowiązały się do poprawy stanu środowiska morskiego i jego właściwej ochrony by osiągnąć konkretne cele. Jeśli mamy tego dokonać i uratować Bałtyk, potrzebujemy radykalnej zmiany podejścia”, mówi Hanna Paulomäki, kierowniczka Projektu Bałtyckiego w Oceanie.
Kluczowe informacje o raporcie:
⦁ Dokument skupia się na dwóch głównych formach ochrony obszarów morskich Morza Bałtyckiego: sieci Natura 2000, stanowiącej podstawę ochrony przyrody w UE; oraz sieci obszarów chronionych Morza Bałtyckiego (tzw. BSPA) HELCOMu stanowiących bardziej regionalne podejście do ochrony morskiej przyrody. Obie sieci często pokrywają się, obszary HELCOM pokrywają 64% morskich obszarów Natura 2000 na Bałtyku.
⦁ W regionie Morza Bałtyckiego znajduje się 388 morskich i przybrzeżnych obszarów Natura 2000, dla 31% z nich brakuje jakichkolwiek planów ochrony czy zarządzania
.⦁ Powołano 163 obszary chronione Morza Bałtyckiego w ramach HELCOMu, 35% z nich nie posiada planów zarządzania.
⦁ Na terenie Morza Baltyckiego nie ma ani jednego obszaru, w którym rybołówstwo byłoby kompletnie zabronione.
Warto również zauważyć, że bardzo wiele z już istniejących planów zarządzania stanowi jedynie opisowe przeglądy obszarów chronionych, opisujące gatunki czy siedliska występujące na danym terenie ale nie oferujące żadnych konkretnych restrykcji, zapisów i środków ochronnych. Rybołówstwo na przykład, rzadko kiedy jest w jakikolwiek sposób regulowane na terenie obszarów chronionych, nawet w przypadku gdy obszar ten stanowi ważne tarlisko, podchowalnik czy miejsce żerowania cennych gatunków ryb.
„Samo mapowanie, inwentaryzacja i opis obszaru by potem nazwać go chronionym nie wystarczą. Kluczowym jest stworzenie i implementacja szczegółowych planów zarządzania tymi obszarami,” dodał Andrzej Białaś, doradca ds. polityki UE w Oceanie. „Gdy obywatele słyszą jak ich przedstawiciele mówią o ochronie Bałtyku, większość jest zadowolona wiedząc, że dba się o cenne przyrodniczo obszary. Nie zdają sobie sprawy, że często ochrona ta jest iluzją istniejącą jedynie na papierze.”
Morze Bałtyckie, uznawane za jedno z najbardziej zanieczyszczonych mórz świata, zagrożone jest z wielu stron co powoduje dużą presję na jego ekosystemy. Kraje nadbałtyckie zobowiązały się do stworzenia sieci morskich obszarów chronionych jako remedium na problemy Bałtyku. Dziś około 12% Bałtyku objęte jest ochroną obszarową. Raport Oceany stanowi syntezę dostępnej wiedzy nt. zarządzania morskimi obszarami chronionymi, uzyskanej od państw członkowskich UE, Komisji Europejskiej oraz z dostępnej literatury.
Raport Oceany (ang.): Management Matters: Ridding the Baltic Sea of Paper Parks
Dowiedz się więcej: Oceana’s proposals for marine protected areas
Wersja online tej informacji prasowej: http://bit.ly/1kNZsFZ
Andrzej Białaś, Doradca ds. polityki UE
Kom: +48 501 58 88 33; E-mail: abialas@oceana.org
Marta Madina, Dyrektor ds. Komunikacji
Plaza España-Leganitos 47. 28013 Madrid, Spain
Tel: +34 911 440 880; Kom: +34 687 598 531; E-mail: mmadina@oceana.org
Facebook: www.facebook.com/oceana.europe Twitter: @oceana_europe
Oryginalną koncepcję produkcji nawozów z surowca stanowiącego produkt uboczny oczyszczania ścieków opracowało i wdraża w praktyce konsorcjum pod kierownictwem naukowym prof. Henryka Góreckiego. Zespół chemików z Politechniki Wrocławskiej ma wsparcie inżynierów w Instytucie Nawozów Sztucznych w Puławach i specjalistów z zakresu chemii rolnej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.
"Rośliny potrzebują trzech głównych składników - azotu, fosforu i potasu. Z azotem nie ma problemu, jest w powietrzu. Z potasem też - jest na Białorusi, w Niemczech. Największy kłopot jest z fosforem, którego praktycznie nie ma, a zapasy się wyczerpują. A życia bez fosforu nie ma, bo jest on składnikiem DNA, białek. Problem polega na tym, żeby uratować jak najwięcej fosforu, który by się utraciło” – powiedział PAP kierownik naukowy projektu, prof. dr hab. inż. Henryk Górecki.
Problem z racjonalnym wykorzystaniem fosforu polega na tym, że z jednej strony brakuje go na potrzeby przemysłowe, między innymi właśnie do produkcji nawozów sztucznych. Z drugiej zaś, w postaci fosforanów, pojawia się on w procesie oczyszczania ścieków. I, jako odpad, jest tracony.
„Fosfor występuje w kościach, jest go też wiele w moczu ludzkim. Znajduje się w różnych odpadach przemysłu rolno-spożywczego, to jest olbrzymia masa. Nawet w zmywarkach do naczyń mamy sporo fosforu, ale w postaci, w jakiej nie jest do końca przyswajalny przez rośliny. Szukamy sposobu, żeby to zmienić” – tłumaczy prof. Górecki.
Kiedy roślinom brakuje fosforu, rosną wolniej, osiągając mniejsze rozmiary, a w konsekwencji stanowią mniej wartościową żywność. Chodzi zatem o to, aby odzyskać fosfor, który bezpowrotnie był tracony i produkować potrzebne w rolnictwie związki w ten sposób, żeby nie było to szkodliwe dla środowiska. Przy konwencjonalnym sposobie rozkładu, jak tłumaczy prof. Górecki, produkuje się olbrzymie ilości odpadu fosfogipsowego, który jest składowany m.in. się na terasie zalewowej Odry - rocznie od półtora do 2 mln ton.
"Nowe rozwiązanie polega na tym, żeby odzyskiwać fosfor zarówno z kości, jak również z popiołu ze spalania osadów ściekowych. Do tego celu wykorzystujemy pewną bakterię. Jest ona znana z tego, że towarzyszy u małych dzieci chorobie zębów - próchnicy. Te bakterie są wykorzystywane do zmiany właściwości surowców fosforowych. Inaczej mówiąc, bakteria wpływa na to, żeby rośliny mogły je przyswajać” – tłumaczy wrocławski profesor.
Projekt pt. „Odnawialne źródła fosforu - bazą surowcową nowej generacji nawozów” potrwa do października 2016 r. Konsorcjanci mają do dyspozycji ponad 4 miliony złotych z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Pieniądze zostaną podzielone proporcjonalnie do zadań. Liderem projektu jest Politechnika Wrocławska. Współpracuje z nią dwóch wykonawców: Instytut Nawozów Sztucznych w Puławach i Katedra Systemów Rolniczych
Kierowniczką projektu jest dr inż. Agnieszka Saeid z Wydziału Chemicznego Politechniki Wrocławskiej. Uczelnia opracuje technologiczne warianty nawozów fosforowych tworzonych na bazie różnych surowców odnawialnych. Wykorzysta w tym celu popioły ze spalonych suszonych osadów z oczyszczalni ścieków oraz produkty powstałe z przetworzenia kości i ości. Wszystkie te surowce zawierają bowiem dużo fosforu. Będzie też przygotowywać do rejestracji produkty, które powstaną w wyniku projektu.
Instytut Nawozów Sztucznych w Puławach zweryfikuje koncepcje technologiczne przygotowane przez Politechnikę Wrocławską w skali półtechnicznej. Prace będzie nadzorował dr Andrzej Biskupski.
Jak poinformował na swoich stronach UWM, zespół z Katedry Systemów Rolniczych na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa będzie oceniać właściwości nawozów na uniwersyteckich polach w Bałcynach pod Ostródą. Do doświadczeń wykorzystana zostanie pszenica. Dr hab. Magdalena Jastrzębska wraz z zespołem zbadać cechy morfologiczne pszenicy, np. wysokość łodygi, długość kłosa, masę ziaren, jej odporność na wyleganie i zachwaszczenie, właściwości chemiczne, ilość i jakość resztek pozbiorowych. Naukowcy z Kortowa przebadają także glebę, na której pszenica urośnie.
Zgodnie z założeniami projektu, nawóz fosforowy uzyskany z osadów pościekowych powinien być tańszy od tradycyjnego nawozu, bo tylko wtedy wzbudzi zainteresowanie rynku. Absolutnym priorytetem jest bowiem dla całego zespołu wdrożenie nowej technologii do masowej produkcji.
"Skrzyknęliśmy się: chemicy, inżynierowie, którzy potrafią budować instalacje laboratoryjne i chemii rolnej – wszyscy chcemy ten projekt doprowadzić do wdrożenia na skalę przemysłową. Na razie przygotowujemy produkcję tylko w warunkach laboratoryjnych. Powstałe w reaktorach nawozy przygotowujemy do pierwszych badań na mikropoletkach. Wchodzimy w tę fazę projektu, w której w warunkach polowych sprawdzimy, czy nasz nawóz jest skuteczny dla rolnictwa. Jeśli nasza koncepcja się sprawdzi, wówczas Instytut Nawozów Sztucznych przeprowadzi testy w większej skali” – mówi prof. Górecki.
Instytut ma filię pod Wrocławiem. Obecnie eksperci produkują nawozy zawiesinowe w tamtejszych reaktorach. Reakcje przeprowadzane są też bezpośrednio w glebie – z wykorzystaniem produktów spalania osadów ściekowych ze spalarni w Olsztynie.
Prof. Górecki opracował i wdrożył wiele nowych technologii i produktów w przemyśle nawozowym, nieorganicznym, chemii gospodarczej oraz w rolnictwie. Od 40 lat prowadzi pracę naukową w Instytucie Technologii Nieorganicznej i Nawozów Mineralnych Politechniki Wrocławskiej. Jest ostrożny z przedwczesnym inwestowaniem w procedury patentowe.
"Patentowanie musi mieć swoje uzasadnienie ekonomiczne. Ważne jest też, by znalazł się przedsiębiorca, który będzie wdrażał wyniki naszych badań. Zakładamy komercjalizację, bo choć na świecie były już podobne próby laboratoryjne, to w Polsce dzięki sponsorowaniu badań przez NCBR, mamy tę przewagę, że projekt od razu i po raz pierwszy będzie prowadzony na dużą skalę"– podsumowuje prof. Górecki.
Serdecznie polecamy przewodnik po pojęciach związanych ze zmianami klimatycznymi. Jest to przewodnik przygotowany przez Guardiana i jest po angielsku.
Naprawdę warto!
W ubiegłym miesiącu osiągnięto po raz pierwszy w historii ludzkości ilość 400 ppm dwutlenku węgla w atmosferze. Oznacza to, że w jednym milionie cząstek danego roztworu (w tym wypadku powietrza) znajduje się 400 cząstek CO2. Wydaje się mało, ale już w 1989 r. naukowcy (pod nadzorem James’a Hansen’a) ustalili, że górny limit bezpieczeństwa wynosi 350 ppm.
“Marsz” do wyżej wspomnianych 400 ppm może wydawać się wolny jak na nasze standardy, gdyż średnio rośnie o 1 lub 2 cząstki rocznie. Natomiast biorąc pod uwagę standardy geologiczne jest to szybki sprint. Dane do pomiaru zawartości CO2 w atmosferze pobiera się z warstw lodu, które zawierają bąbelki powietrza, które pozwalają nam na w miarę dokładne oszacowanie składu powietrza nawet z przed 800 tysięcy lat. W dzisiejszych czasach robi się stałe pomiary od końca lat 50’ w stacji pomiarowej Mauna Loa na Hawajach.
Poniżej znajduje się link do krótkieg filmiku pokazującego, jak sytuacja zmieniała się wraz z biegiem historii. Animacja ta pozwala nam zrozumieć, czemu zjawisko ciągle rosnącej zawartości CO2 w atmosferze często nazywane jest kijem hokejowym.
"Time history of atmospheric carbo dioxide"
Rosnące stężenie CO2 w atmosferze według naukowców jest skutkiem między innymi wzrastającej średniej temperatury światowej. Z drugiej zaś strony jest jednym z powodów dla rosnącego poziomu mórz, zmian w opadach i PH oceanów oraz wzrost ekstremalnych temperatur. Naukowcy zakładają, że te zjawiska będą nadal występować i co gorsza będą coraz to intensywniejsze, jeśli emisje CO2 związane z aktywnością człowieka będą dalej wzrastać.
Źródło: http://www.climatecentral.org/news/the-meteoric-rise-of-co2-in-1-video-17398
Pod hasłem "Zmieniaj nawyki - nie klimat" w niedziele 27 kwietnia odbył się kolejny już piknik z okazji Dnia Ziemi.
Pośród wielu stoisk rozstawionych na Polu Mokotowskim można było odwiedzić również namiot Fundacji Nasza Ziemia. Na stoisku uczestnicy pikniku mogli zakręcić kołem fortuny, które cieszyło się dużą popularnością i odpowiedzieć na pytanie związane z płazami, zwierzętami, turystyką czy zmianami klimatu. Nie brakowało też chętnych aby sprawdzić swoją wiedzę na temat płazów i gadów występujących w Polsce.
Wspólnie stworzyliśmy też Drzewo Obietnic. Każdy, czy to dorosły czy dziecko, mógł obrysować swoją dłoń, napisać na niej swoje postanowienie, które pomoże przeciwdziałać zmianom klimatycznym i przyczepić swoją obietnicę do specjalnie przygotowanego "drzewa". Nasze stoisko wspierane było przez dzielnych wolontariuszy którzy także udzielali odpowiedzi na temat wpływu każdego z nas na globalny klimat, ochrony płazów czy odpowiedzialnej turystyki.
BARDZO WAM DZIĘKUJEMY ZA POMOC!:)
Dzień Ziemi był wydarzeniem inaugurującym „Sprzątanie świata – Polska 2014”. Odwiedzający nasze stoisko mogli się zapoznać ze specjalnie przygotowanymi tablicami informacyjnymi związanymi z odpowiedzialną turystyką czy poprawnymi zachowaniami na wakacjach. Odbyła się także oficjalna premiera plakatu tegorocznej kampanii wykonanego przez Andrzeja Pągowskiego.
Zapraszamy do zapoznania się z galerią zdjęć z wydarzenia Dzień Ziemi 2014
Przyjęty przez rząd projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii lada moment trafi do Sejmu. Odpowiedzialny za projekt resort gospodarki liczy, że po długich konsultacjach z zainteresowanymi stronami posłowie nie będą mieli wielu wątpliwości i ustawa szybko przejdzie ścieżką legislacyjną. Wiceminister Jerzy Pietrewicz podkreśla, że ustawa jest kompletna, mimo że nie przewiduje wsparcia dla wszystkich technologii OZE.
Branża OZE na nową ustawę czeka już ponad trzy lata. Resort gospodarki jest przekonany, że ścieżka legislacyjna powinna być szybka. Projekt w ubiegłym tygodniu został przyjęty przez rząd i lada moment trafi do Sejmu.
– Później będzie już normalna praca sejmowa, pierwsze, drugie czytanie, praca w komisjach. Mam nadzieję, że to przejdziemy szybko, że ten etap dyskusji nad ustawą, który trwał tak długo, pozwolił lepiej poznać argumenty stron, i związku z tym posłowie będą mieli mniej wątpliwości, czy te rozwiązania są dobre, czy złe. Bo są dobre – zapewnia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Jerzy Pietrewicz, wiceminister gospodarki.
Resort w projekcie proponuje nowy system wsparcia dla OZE oparty o aukcje. Rząd będzie decydował, jakie jest zapotrzebowanie na energię odnawialną i będzie rozpisywał aukcje dla poszczególnych technologii. Gwarancję wsparcia otrzyma ten, kto zaproponuje najniższą cenę.
Nie wszystkie rozwiązania proponowane w ustawie spotykają się z poparciem branży OZE, chociaż większość zgodnie przyznaje, że najważniejsze jest to, że projekt jest już gotowy i regulacje wkrótce wejdą w życie, co oznacza względną stabilność prawa. Na przykład przedstawiciele branży morskich farm wiatrowych obawiają się, że pod reżimem nowej ustawy będzie im się trudno rozwijać – ta technologia wciąż jest zdecydowanie mniej rozwinięta niż pozostałe źródła odnawialne.
– Ta ustawa opisuje mechanizmy wsparcia energetyki odnawialnej, opisuje sposób funkcjonowania rynku. W odniesieniu do tego można powiedzieć, że jest kompletna. Natomiast to nie znaczy, że każda technologia musi być wspierana. Są technologie mniej i bardziej efektywne. Siłą rzeczy te mniej efektywne muszą poczekać na swój czas. Dla morskiej energetyki wiatrowej też pewnie ten czas przyjdzie, ale sądzę, że jeszcze nie w najbliższych kilku latach – mówi Jerzy Pietrewicz.
Projekt ustawy utrzymuje istniejący system oparty na zielonych certyfikatach dla instalacji OZE. Mechanizm ten przewiduje, że każdy dystrybutor energii musi osiągnąć określony na każdy rok udział energii pochodzącej z OZE. Jeśli tego nie zrobi, płaci karę. Jeśli dany poziom osiągnie lub przekroczy, otrzymuje od URE zielony certyfikat, który może później sprzedać na Towarowej Giełdzie Energii.
Jednak, według resortu gospodarki, system ten nie jest perspektywiczny, więc nie będzie rozwijany. Kiedy zacznie działać system aukcyjny, dotychczasowi wytwórcy będą mogli wybrać, w którym systemie chcą funkcjonować.
– Chcemy utrzymać system zielonych certyfikatów, obniżając tylko wsparcie dla współspalania czy też dla dużych amortyzowanych elektrowni wodnych. Natomiast część rozwojową chcemy oprzeć na mechanizmach aukcyjnych. Do 2020 roku będą współdziałały obok siebie, a nawet dłużej, bo dajemy tutaj ten 15-letni horyzont funkcjonowania, dwa równoległe systemy – podkreśla wiceminister gospodarki.
Nowy system wsparcia dla odnawialnych źródeł energii ma pomóc w zwiększaniu udziału zielonej energii w bilansie energetycznym kraju. W 2020 roku 15 proc. energii ma być produkowane z odnawialnych źródeł. Dziś jest to ok. 11 proc.
Źródło: ekologia.pl, fot. Walmart Walmart Corporate /Flickr CC[CC BY 2.0 ], Flickr.com
Więcej na temat ochrony bioróżnorodności, racjonalnej gospodarki odpadami, nie marnowania wody i zwiększania efektywności energetycznej na stronie Kampanii na rzecz Rozwoju Zrównoważonego 2011-2014, dofinansowanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Dziś - 22 kwietnia obchodzimy Dzień Ziemi! Z tej okazji corocznie, wiosną prowadzonych jest wiele akcji mających na celu promowanie postaw ekologicznych w społeczeństwie i uświadomienie kruchości ekosystemu Ziemi.
Fundacja Nasza Ziemia serdecznie zaprasza wszystkich na obchody "Dnia Ziemi" na Polu Mokotowskim w niedzielę 27.04. Piknik rozpocznie się o 10 i potrwa do 18. Obchody Światowego Dnia Ziemi są częścią ogólnopolskiej kampanii edukacyjnej dla klimatu pt. „Zmieniaj nawyki - nie klimat!".
Fundacja Nasza Ziemia została zaproszona do Sektora Współpracy Społecznej. Na stoisku Fundacji uczestnicy Dnia Ziemi będą mogli nie tylko dowiedzieć się jak należy odpowiedzialnie spędzać wakacje, ale również, wziąć udział w grze edukacyjnej i zakręcić kołem fortuny. Dodatkowo powstanie "drzewo obietnic" na którym będzie można zawiesić swoje zobowiązania mogące przyczynić się do poprawy klimatu. Nasi wolontariusze będą edukowali o wpływie zmian klimatycznych na występowanie różnych gatunków zwierząt w Polsce i naszej części świata, ze szczególnym uwzględnieniem płazów.
Obchody "Dnia Ziemi" są też datą inaugurującą tegoroczną już 21. kampanię "Sprzątania świata - Polska". W tym roku obędzie się ona pod hasłem "Turysto! Szanuj środowisko!". Tegoroczne działania skupiają się na odpowiedzialnej turystyce i zbudowaniu w polskim społeczeństwie poczucia odpowiedzialności za środowisko. Fundacja chce zachęcić uczestników Dnia Ziemi do refleksji nad ich wpływem na środowisko także podczas majówki, wakacji, na urlopie czy w czasie pobytu na łonie przyrody. Osobom odwiedzającym nasze stoisko będziemy także przypominać w jaki sposób oddziałujemy na przyrodę podczas wędrówki górskim szlakiem, podczas spaceru po lesie czy rejsu żaglówką po jeziorze. Uczestnicy dowiedzą się również co każdy z nas może zrobić, żeby pozytywnie wpływać na środowisko - tak, aby i dla przyrody te wakacje były udane.
Ekologiczne i tańsze w utrzymaniu – takie mają być Innowacyjne Dworce Systemowe (IDS). PKP SA ma w planach wybudowanie pierwszych eko-dwoców m. in. w Ciechanowie, Mławie, Nasielsku i Strzelcach Krajeńskich.
PKP S.A. - spółka, która zarządza dworcami chce obniżyć koszty ich utrzymania i poprawić ich estetykę. Jak podaje Jarosław Bator, Dyrektor Zarządzający ds. Nieruchomości na 2300 dworców kolejowych w Polsce, czynnych jest niecałe 600, a te które funkcjonują, przynoszą straty rzędu 50 mln złotych rocznie.
− Dlatego właśnie, docelowo nawet w kilkudziesięciu miejscowościach, chcielibyśmy wybudować nowoczesne, ekologiczne obiekty. Mają to być kompaktowe, parterowe budynki, zbudowane z prefabrykowanych elementów i według standardowego wzoru, dopasowanego wzornictwem detali do konkretnej lokalizacji – mówi Jarosław Bator.
Dworce mają być wyposażone m.in. w panele słoneczne czy pompy ciepła i systemy odzyskiwania wody deszczowej. – Dzięki zastosowanym rozwiązaniom ekologicznym uda się znacznie obniżyć koszty eksploatacji i utrzymania obiektów. Ciekawym rozwiązaniem będzie dynamiczna iluminacja, czyli zintegrowany system, który sprawi, że dworzec rozświetli się sygnalizując przyjazd pociągu na stację. Rozwiązanie to nie tylko podniesie poziom bezpieczeństwa, ale również zmniejszy koszty oświetlenia w nocy – mówi Piotr Ciżkowicz, Członek Zarządu PKP S.A.
Każdy dworzec ma składać się z 3 zasadniczych modułów: dworcowego, miejskiego i wiaty parkingowej lub rowerowej. Będą to odrębne bryły, ale połączone wspólnym zadaszeniem. Pozwoli to na stworzenie w obrębie dworca niezależnej, atrakcyjnej przestrzeni publicznej i komercyjnej, stanowiącej dopełnienie samego budynku.
Obecnie realizowane są projekty pilotażowe dla czterech dworców – w Ciechanowie, Mławie, Nasielsku I Strzelcach Krajeńskich.
Szacowany koszt realizacji 4 pierwszych IDSów to 13 mln zł, czyli o ponad 5 mln zł mniej niż przy standardowej przebudowie tych obiektów. Teraz PKP S.A. przygotowuje się do ogłoszenia przetargu na wybór projektantów, a następnie wykonawców prac. Prace na pierwszych dworcach mogłyby ruszyć jeszcze pod koniec tego roku. Otwarcie dworców planowane jest w połowie 2015 r.
Źrodło: Ekologia.pl, fot.By Cezary Piwowarski (Own work) [GFDL or CC-BY-SA-3.0-2.5-2.0-1.0], via Wikimedia Commons
Więcej na temat ochrony bioróżnorodności, racjonalnej gospodarki odpadami, nie marnowania wody i zwiększania efektywności energetycznej na stronie Kampanii na rzecz Rozwoju Zrównoważonego 2011-2014, dofinansowanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Obecność zaledwie czterech gatunków ptaków na terenach rolniczych wystarczy, by stwierdzić, że okolica ma dużą wartość ekologiczną - wynika z polsko-włoskich badań opublikowanych na łamach pisma „Ecological Indicators”.
O dużym znaczeniu ekologicznym gruntów rolnych świadczy obecność czterech gatunków ptaków: kosa, wróbla apenińskiego, cierniówki i potrzeszcza - ustalili dr Federico Morelli z uniwersytetu we włoskim Urbino oraz prof. Leszek Jerzak z Uniwersytetu Zielonogórskiego i prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Gatunki te muszą występować jednocześnie. Jeśli tak jest, to dany teren rolny można uznać za cenny dla bioróżnorodności z prawdopodobieństwem wynoszącym 82 proc.
Gatunki wskaźnikowe wyznaczono w badaniach przeprowadzonych we włoskim regionie Marche, w północno-wschodniej części kraju. Na ziemiach zajętych pod uprawy naukowcy wyznaczyli najpierw 160 stanowisk, po czym oceniali ich wartość na podstawie różnych cech środowiska, np. obecności drzew i zakrzaczeń albo miedz i ugorów. "Ta heterogenność środowiska jest bardzo ważna" - zaznacza prof. Tryjanowski. - Musi być trochę zakrzaczeń - choć nie za wiele, gdyż niektóre cenne gatunki ptaków, charakterystyczne dla krajobrazu rolniczego, wymagają otwartej przestrzeni".
Wybrane stanowiska naukowcy odwiedzali na przełomie wiosny i lata, nasłuchując i wypatrując ptaków. Jeśli jakiś gatunek dawał o sobie znać w ciągu 10 minut, to znaczyło, że jest dla danego miejsca typowy i nie należy do rzadkości. Cztery gatunki, jakie ostatecznie wytypowano, pojawiały się systematycznie na wszystkich stanowiskach uważanych za cenne ekologicznie.
Takie ziemie, na których sposób gospodarowania sprzyja różnorodności gatunków i siedlisk albo obecności rzadkich gatunków, określa się za pomocą wskaźnika HNV (high nature value farmland). Wskaźnik ten jest jednym z elementów unijnej polityki ochrony bioróżnorodności.
Potrzebę jej ochrony widzą zwłaszcza mieszkańcy rozwiniętych krajów Europy Zachodniej, gdzie lwia część płodów rolnych pochodzi z gospodarstw prowadzonych w systemie intensywnym. W uproszczeniu oznacza on duże plony i intensywne użycie maszyn, nawozów oraz środków ochrony roślin. Ponieważ wszystko ma swą cenę, takie rolnictwo ujednolica i przekształca krajobraz - do tego stopnia, że o ziemiach zajmowanych przez uprawy intensywne mówi się czasem "biologiczna pustynia". Konsekwencje tych zmian zauważają nie tylko ekolodzy, ale i politycy. Unia Europejska proponuje rozmaite instrumenty monitoringu środowiska rolniczego i jego ochrony, a naukowcy szukają nowych metod oceny różnorodności terenów rolnych.
Praca polsko-włoskiego zespołu wzbogaca ten arsenał o kolejne narzędzie. "Obecność pewnych gatunków można wykorzystać jako system monitoringu. A jeśli jakiś gatunek, lub kilka gatunków znika z danej okolicy, może to stanowić alarmowy sygnał świadczący o ekologicznej degradacji środowiska" - czytamy na stronie Komisji Europejskiej, na której zamieszczono informację o badaniu.
Źródło: naukawpolsce.pap.pl, fot. Fotolia
Więcej na temat ochrony bioróżnorodności, racjonalnej gospodarki odpadami, nie marnowania wody i zwiększania efektywności energetycznej na stronie Kampanii na rzecz Rozwoju Zrównoważonego 2011-2014, dofinansowanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Jeden na najważniejszych regionów Brazylii, jeśli chodzi o produkcję rolną przeżywa najpoważniejszą suszę od 50 lat. Susza ta powstała na skutek rosnącej średniej temperatury tego półpustynnego regionu, który jest chociażby bardzo ważny dla światowej produkcji kawy arabica, pochodzącej pierwotnie z Etiopii.
Przez ostatnie 50 lat temperatura wzrosła o 1,75 stopnia Celsjusza, czyli więcej niż światowa norma. Według badań Ministerstwa Narodowej Integracji ponad 10 milionów Brazylijczyków zostało bezpośrednio dotkniętych suszą. Od 2012 roku 1,243 gmin (głównie ze stanu Bahia) zgłosiło wnioski do rządu federalnego Brazylii o pomoc finansową. Trwająca już od długiego czasu susza spowodowała śmierć około miliona sztuk bydła w stanie bydła, czyli prawie połowę znajdującego się w stanie Bahia. Cierpią również rolnicy uprawiający zboże. W północnej części stanu Minas Gerais plony kukurydzy spadły w niektórych miejscach nawet o 90%!
Dla ludzi ma to kolosalne znaczenie, ponieważ mniejsza podaż żywności wpływa na jej cenę. Fasola w zeszłym roku kosztowała R$ 3 (real - waluta brazylijska), a obecnie R$ 7. Cena najbardziej popularnej odmiany kawy arabica wzrosła w tym roku o 70%. W tym zdaniu znajduje się odpowiedź na pytanie czemu w ciągu ostatniego roku znacznie wzrosły ceny kaw podawanych w popularnych kawiarniach Starbucks, Costa Coffee czy też Café Nero.
Głównym powodem istnienia suszy jest wzrost średniej temperatury. Wielu ekspertów twierdzi, że jest to związane z wycinaniem lasów na wielką skalę dla przemysłu papierniczego. Wycinając drzewa znacznie zmniejsza się ilość wody wprowadzanej do ekosystemów.
Dla zainteresowanych polecam artykuł po angielsku napisany dla Guardiana.
Już ponad trzy tygodnie świat poszukuję samolotu malezyjskich linii lotniczych Malaysian Arlines lotu nr MH370 bez żadnego znaku ani części samolotu ani żadnej z 239 ofiar. Natomiast to, co na okrągło jest znajdowane, nawet w najbardziej odległych zakątkach oceanu to odpady wszelkiego rodzaju. Natychmiast po zaginięciu samolotu dnia 8 marca, zidentyfikowano dwa niezależne wycieki ropy na południowej części Morza Chińskiego. Dzień później zidentyfikowano dwa pływające po morzu obiekty 700 mil dalej. Flota poszukująca wraku samolotu dopłynęła do nich i okazało się, że są to wyrzucone do morza części kutra rybackiego. Świat czekając na wieści o znalezieniu wraku samolotu, dowiaduje się jak dużo „śmieci” pływa po wodach oceanu. Pewnie niektórzy z was słyszeli o zamkniętej przez prądy strefy na Pacyfiku (wielkości Francji), gdzie komasują się niezliczone ilości odpadów, głównie plastiku. Okazuje się, że na całym świecie znajduje się pięć takich stref: po dwie na Pacyfiku i Atlantyku i jedna na Oceanie Indyjskim. Zaintereswanych zachęcam do obejrzenia krótkiego filmiku pokazującego jak wyżej opisane strefy rosły w... śmieci w ostatnich latach. Jako, że strefy te znajdują się daleko od cywilizacji, rzadko temat ten trafia do gazet. Ostatnie badanie amerykańskiej organizacji prawniczej na rzecz ochrony środowiska NRDC sugerują, że co roku do oceanów trafia 20 milionów ton odpadów. Od katastrofy minął już miesiąc, więc bardzo możliwa jest sytuacja, że ekipa poszukująca wraku, zwyczajnie przeszukuje wielkie stóg „śmieci”, aby znaleźć przysłowiową igłę. Oczywiście zagrożenia dla morskich ekosystemów kryjące się za tym zjawiskiem są nimal niepoliczalne, zaczynając od zjadania przez żółwie morskie torebek plastikowych (dla nich wyglądają jak meduzy), a kończąc na procesie eutrofizacji, czyli nadmiernego zanieczyszczenia wód azotem i fosforem pochodzącymi od nawozów wykorzystywanych do rolnictwa. Możliwe, że wrak samolotu MH370 nigdy nie zostanie znaleziony, ale floty poszukujące biją na alarm, że nasza cywilizacja musi się zderzyć z innym problemem. Czas najwyższy coś z tym zrobić. Zapraszam do odwiedzenia strony w języku angielskim dotyczącej wyżej opisanych stref: http://5gyres.org. |
Z tego powodu warunki, jakie musieli spełnić zainteresowani inwestorzy,
były bardziej rygorystyczne niż w poprzednich latach. Szansę na rozwój
tego sektora prezes banku - Mariusz Klimczak widzi w produkcji energii
przez indywidualnych użytkowników.
Według
niego BOŚ cały czas jest liderem w finansowaniu przedsięwzięć
związanych z ochroną środowiska, zwłaszcza z odnawialnymi źródłami
energii. Jest jednym z niewielu banków, które w 2013 r. finansowały OZE,
np. farmy wiatrowe. Kryteria były bardziej rygorystyczne, niż to miało
miejsce kilka lat temu, ale jest to związane z brakiem ostatecznych
regulacji. I tak np. instalacje solarne, które cieszyły się ogromnym
powodzeniem w 2013 roku, będą wygaszane, góra do połowy 2014 roku.
Banki wstrzymują inwestycje w zieloną energetykę z powodu niepewności
co do ich opłacalności w przyszłości i z powodu przedłużających się prac
rządu nad ustawą o OZE.
Według Mariusza Klimczaka, największe inwestycje to projekty wiatrowe,
bo one są przygotowane. Inwestorzy i banki czekają z uruchomieniem
finansowania na ostateczny kształt ustawy. Od strony finansowania
inwestycji to będzie numer jeden w przyszłym roku i latach następnych. W
zależności od tego, jaki będzie kształt ustawy, być może ruszy również
rynek biogazowni. W tej chwili wygląda to niestety nieciekawie.
Z powodu problemów z wdrożeniem tzw. trójpaku energetycznego, czyli
pakietu ustaw regulujących i porządkujących rynek energii, jesienią Sejm
uchwalił tzw. mały trójpak. Ta nowelizacja Prawa energetycznego daje
szansę na rozwój nowego obszaru rynku energii.
Chodzi o małe instalacje, takie jak pompy ciepła, solary, ogniwa
fotowoltaiczne, za pomocą których można ogrzać wodę w domu, dostarczyć
energię cieplną i elektryczną na własne potrzeby, a ewentualne nadwyżki –
sprzedać do sieci.
Według prezesa BOŚ Banku, jest to bardzo interesujący rynek, opłacalny
dla Kowalskiego. W przypadku nowego domu każdy powinien stosować takie
instalacje, bo jest to zdecydowanie tańsze rozwiązanie niż w przypadku
tradycyjnego ogrzewania. Natomiast w przypadku wymiany istniejących już
instalacji, przy wsparciu ze strony NFOŚ również jest to opłacalna
inwestycja.
Bank jest w stanie dofinansować takie inwestycje w wysokości kilku
miliardów złotych. A potencjał polskiego rynku jest obiecujący.
W Polsce sprzedaje się 5-6 tysięcy pomp ciepła rocznie. Potencjał tego
rynku w perspektywie kilku lat to może być 100-150 tysięcy tego typu
instalacji rocznie. Ale potrzeba na to kilku lat, na rozpęd i na
budowanie świadomości.
Źródło: ekoinfo.pl
Jeszcze do niedawna ich wizje traktowane były po części jak scenariusze
filmów katastroficznych godnych Oscara, ale coraz więcej osób zaczyna
odczuwać powagę sytuacji.
Emisja
węgla tylko w ciągu ostatnich 40 lat wzrosła kilkakrotnie. Zatopieniem
poważnie zagrożone są już obszary nadbrzeżne, w coraz trudniejszej
sytuacji są wysepki Oceanii. Jeśli sytuacja się nie zmieni, woda nie
oszczędzi nawet największych i najpiękniejszych metropolii. Prognozuje
się, że już za 100 lat zatopiona zostanie Wenecja, 50 lat później pod
wodę pójdą Los Angeles i Amsterdam, podobny los podzielą San Francisco,
Szanghaj, Londyn i Nowy Jork.
Gwałtowne podniesienie poziomu oceanu i zwiększenie jego powierzchni
przyniesie jeszcze więcej szkód. Zalane słoną wodą pola nie będą się już
nadawały do uprawy, tereny nadbrzeżne dotknie kryzys ekonomiczny,
gwałtownie wzrośnie liczba uchodźców środowiskowych. Zmiany klimatyczne
mogą stać się też przyczyną poważnego spustoszenia w świecie fauny i
flory. Wyginą gatunki z terenów podmokłych, zmniejszy się populacja fok,
ryb, co z kolei zdziesiątkuje kolejne gatunki zwierząt, które znajdują
się wyżej w łańcuchu pokarmowym.
Niestety prognozy ekologów i naukowców mogą sprawdzić się i to w niedalekiej przyszłości, jeśli nie zaczniemy działać. Ważna jest przy tym tak samo polityka państw, jak również i ekologiczna wiedza przeciętnych obywateli. Bycie eko nie tylko oddala tę katastroficzną wizję, ale jest również szansą na oszczędności.
Źródło: ekonews.com.pl
Minister gospodarki podkreślał, że w branży węglowej jest także miejsce na dyskusję o walce z zanieczyszczeniem powietrza.
– Węgiel jest podstawą naszego energy-mix, dlatego cieszę się, że w
gronie przedstawicieli sektora, producentów kotłów i posłów podejmujemy
dyskusję, której celem jest znalezienie recepty na walkę z
zanieczyszczeniem powietrza – powiedział wicepremier Piechociński.
Zwrócił uwagę, że spalanie węgla jest jednym z podstawowych źródeł
skażenia, ale jednocześnie nowe technologie pozwalają na efektywniejsze
wykorzystywanie surowca.
– Na poprawę efektywności energetycznej i ekonomicznej wpływa także
zarówno jakość surowca, wprowadzane nowoczesne technologie a także
urządzenia kontroli i redukcji emisji – podkreślił. – Będziemy namawiać
firmy produkujące kotły, do modernizacji i wycofywania ze sprzedaży
urządzeń, które wkrótce przestaną spełniać normy – podkreślił.
Podczas debaty Dyrektor Departamentu Górnictwa MG Maciej Kaliski
powiedział, że ważne jest używanie węgla wysokiej jakości. Natomiast
dyrektor Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla prof. Aleksander
Sobolewski wyjaśnił, że istotną kwestią jest także akceptacja społeczna
wyższych kosz-tów energii w celu zmniejszenia emisji.
Źródło: ekologia.pl